W poszukiwaniu dawnego Scheaffera (Rondo)
,,O czym jest Schaefferowskie Rondo?” – pyta redaktor Monika Kozłowska swojego gościa w wywiadzie dla Miasta Kobiet. ,,Ten dramat znacząco różni się od innych sztuk tego autora, jego tematyka jest dużo mniej autoteliczna niż inne. Jest to opowieść o kobietach, które zakładają feministyczne pismo dla kobiet. Występuje też postać męska – Multiindywiduum, który za każdym pojawieniem się jest kimś innym – raz jest złodziejem, raz szpiegiem, raz zakłada podsłuchy, aż w końcu morduje jedną z bohaterek.” – odpowiada reżyser Piotr Bikont, zakreślając w skrócie problematykę swojego nowego spektaklu Rondo, opartego na dramacie Bogusława Schaeffera, który zobaczyć można na scenie krakowskiego teatru KTO.
W powyższej wypowiedzi Bikont zwraca uwagę na istotne, dające się wyraźnie zauważyć zjawisko znacznej odmienności dramatów „nowego” Schaeffera od dzieł teatralno – muzycznych z pogranicza teatru instrumentalnego, które wychodziły spod ręki tego wybitnego dramatopisarza, kompozytora i grafika w latach wcześniejszych. Wspomnieć należy tu choćby kultowe już Audiencje, Scenariusz dla trzech aktorów czy Kwartet na czterech aktorów, do których sukcesu, w niemałym stopniu, przyczyniły się mistrzowskie, realizowane w latach 90. inscenizacje Mikołaja Grabowskiego, który. odkrywał wszystko to, co w Schaefferze oryginalne, awangardowe i nietypowe. Ostatnio, wiekowy już artysta, dryfuje jednak w nieco innym kierunku, można by powiedzieć bardziej ,,z duchem czasu”, systematycznie oddalając się od pierwotnych form, konstrukcji i motywów literacko-kompozytorskich swoich teatralnych partytur. Warto wspomnieć, że współpraca reżysera z dramatopisarzem w kontekście pracy ,,z Schaefferem” i ,,nad Schaefferem” jest zjawiskiem specyficznym. Relacja ta z jednej strony stanowi kooperację bardzo swobodną. Jego sztuki teatralne dopuszczają daleko idące ingerencje reżysera w zakresie konstrukcji spektaklu (przetasowywanie poszczególnych scen, kreowanie każdorazowo niepowtarzalnej formy przedstawienia poprzez podkreślanie kolażowej struktury dramatów, ich otwartości na element improwizacyjny oraz swoistej muzyczności). Z drugiej strony, sztuki teatralne Schaeffera rządzą się swoimi ścisłymi regułami, są zorkiestrowanymi kompozycjami przeznaczonymi na zespół aktorów, który pod sprawną batutą reżysera wydobywa określone współbrzmienia i struktury rytmiczne, sprawnie bawiąc się słowem. Rozpatrywanie więc produkcji teatru KTO w odseparowaniu od tekstu literackiego jest, w moim mniemaniu, bezsensowne. Zwłaszcza, że zawsze znamienną cechą dramatów krakowskiego artysty była ich wyjątkowa sceniczność oraz to, że ,,grały się same”.
Rondo stanowi wyjątek. Schaeffer zdaje się rezygnować z abstrakcyjnego poczucia humoru oraz surrealistycznych, filozoficzno-egzystencjalnych dyskusji swoich quasi-romantycznych bohaterów – pełnych niepokoju indywidualistów, zawieszonych w przestrzeni, w której aż roi się od niewypowiedzianych, nurtujących, a jednocześnie tak życiowych pytań. Rondo Bikonta prawie w niczym nie przypomina więc partytury teatralnej, trudno dostrzec tu dawną błyskotliwość i polifoniczność dialogów, a baletowych akrobacji właściwych wykonaniom Peszka nie należy się spodziewać. W zamian na scenie teatru KTO spotykamy grupę wyzwolonych (ale tylko pozornie!), podekscytowanych kobiet, które pod hasłem ,feminizmu poszukują zagubionego gdzieś poczucia własnej wartości oraz fundamentalnego sensu życia we współczesnym świecie zdominowanym przez mężczyzn, kolorowe magazyny i wszechobecny kult piękna. Pismo, którego działalność, wbrew wszelkim oczekiwaniom egzaltowanych i buntowniczych redaktorek, odnosi ogromny sukces nie wypełnia jednak życiowej pustki, z jaką boryka się każda z owych feministek… Na scenie przedstawiającej schludne, utrzymane w tonacji bieli i szarości biuro redakcji, oświetlone jaskrawym światłem bądź pogrążone w ciemności, obserwujemy przesuwające się cyklicznie duety i ansamble, refreny i kuplety, które, jak w klasycystycznym rondzie, tworzą jednolitą, żeńską konstrukcję, zakłócaną niekiedy przez Multiindywiduum – pierwiastek męski, a raczej – personifikację prymitywnej, zwierzęcej męskości. Nieodparte jest jednak poczucie pewnej ,,taniości” i trywialności wypowiedzi, pustki i powtarzalności, która towarzyszy aktorom jak cień, którego nie mogą się pozbyć. Niekiedy znikają one, tak jak w zabawnej scenie zbiorowego milczenia, gdy nachodzący kobiety włamywacz, kładąc nogi na biurku, zaczyna rozprawiać o sensie istnienia kobiet na świecie (bądź jego braku) wciągając w spektakl również widzów. Owe wzniosłe momenty pojawiają się jednak zdecydowanie zbyt rzadko i o wspomnianym stanie rzeczy nie przesądza reżyseria, lecz sam tekst Schaeffera.
Młodemu zespołowi aktorek przewodzi doświadczona Marta Zoń w roli charyzmatycznej redaktor naczelnej czasopisma, która zdecydowanie dominuje na scenie Mocną stroną obrazu KTO jest płynąca z głośników muzyka wprowadzająca do inscenizacji powiew świeżości – fragmenty muzyki klubowej, jednego z koncertów samego Schaeffera czy rewelacyjny Butterfly Herbie Hancocka. Pomimo aktualnej tematyki Ronda zaprezentowane nam opozycje kobiety – mężczyźni, feminizm – szowinizm, zamykają się przede wszystkim w stereotypowym ujęciu owych zjawisk oraz tendencyjnej i jednostronnej prezentacji sześciu bohaterek, która, pozbawiona ironicznego cudzysłowu, uniemożliwia ich zdemaskowanie w oczach odbiorcy
Poza tym brak tu charakterystycznej muzyczności, rywalizacji intelektualnej pomiędzy postaciami oraz napięcia pomiędzy aktorami i widownią. Brak tu starego” Sheaeffera, który jako przedstawiciel awangardy stanowił silną opozycje dla głównego nurtu obecnego w ówczesnym teatrze, nie bojąc się niekonwencjonalnych rozwiązań scenicznych, oferując również aktorom przestrzeń oraz rekwizyty niezbędne do popisu umiejętności,, i który nieustraszenie podejmował polemikę z figurą współczesnego człowieka. Czyżby współczesność nie dostarczała odpowiednich i na tyle ciekawych bodźców stymulujących geniusz? Czyżby świat był aż tak ubogi we wzory i prototypy bohaterów, że nie ma już z czym polemizować? Czy może (,o zgrozo!) Schaeffer, jak wielu innych wielkich twórców, choćby Woody Allen, rezygnuje już z gry i dialogu z publicznością, wykluczając możliwość potraktowania widza jako równorzędnego partnera? Może po prostu śmieje nam się w twarz jak Mozart w Amadeuszu Miloša Formana?
Magda Bałajewicz, Teatralia Kraków
Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 126/2015
Teatr KTO w Krakowie
Bogusław Schaeffer
Rondo
reżyseria: Piotr Bikont
scenografia: Aleksander Janicki
obsada: Marta Zoń, Anna Kamykowska, Justyna Orzechowska, Agata Słowicka, Grażyna Srebrny-Rosa, Katarzyna Maria Zawadzka, Michał Orzyłowski
premiera: 2 lutego 2013
Magda Bałajewicz – rocznik 1991, studentka wiedzy o teatrze, interesuje się teatrem, kinem a w szczególności muzyką, zwłaszcza tą ,,skwaszoną”, czyli jazzem. Mieszka w Krakowie.