Potłuczone lustra i kilka pustych butelek (Trzej bracia)
Rodzeństwo przygłupich alkoholików mieszka w tandetnym domku, z którego wszystko, no, może poza rozpadającą się sofą i brzydkim knajpianym stolikiem, wynieśli wysłannicy ciemności – straszni komornicy. Chłopcy odgrywają dramat nie-świętych braci męczenników. Zatrzymał się tutaj czas i tylko wódka, o dziwo, jeszcze się nie skończyła. Czekają na coś, czego wyczekiwać wcale nie mają ochoty. Na telefon o śmierci matki-dręczycielki.
Arturko, Pawałko i Rafałko nie mają wiele. Ale, na szczęście, zostało im co nieco do zamoczenia gąb i mnóstwo historii do opowiedzenia lub zmyślenia, choć język najczęściej już tylko się strzępi. Cała reszta, zwana życiem, jest do dupy. Wiedzą, że nie zostaną zbawieni. Dawno zwątpili we wszelkie gwarancje na nieśmiertelne ciało. Wszyscy się zgrywają. Aktorzy robią ze swoich postaci kompletnych idiotów, ale nie można odmówić im w tym pewnej rozczulającej słodkości. To naprawdę warta odnotowania umiejętność – zagrać skazanego dożywotnio na intelektualną impotencję złamasa tak, by był on tak samo odstraszający, co pociągający. Najładniej radzi sobie z tym zadaniem Norbert Burkowski. Jego bohater lęka się nawet własnej mordy, a przy tym oczarowuje uwodzicielskim wdziękiem małego chłopca, któremu niedawno nachalnie zaczęły śnić się cipki. Z doprowadzaniem ludzkiej głupoty do skraju żałości świetnie daje sobie radę nieco podupadły na duchu filozof (w tej roli wyborny Tomasz Adamski), zwany w spektaklu „malutkim”. Każdemu z jego erotycznych pragnień towarzyszy zachłyśnięcie się samą możliwością kopulacji. Jest tak doskonale prostacki, że aż trudno byłoby mu odmówić. Trzeci z braci, kreowany przez samego reżysera – Mateusza Dewerę, to z kolei mistrz pstrykania „sweet foci” i biblijnych stylizacji oraz oszołamiająco kreatywny twórca głupkowatych opowiastek. Wszystkie postaci zredukowano do kilu znaczących rysów – to przede wszystkim nędzni, obdarci, półdzicy młodzieńcy, żyjący w odrealnionym i spotworniałym świecie społecznego marginesu.
Czasem nienormalnych, wyuzdanych matołków odwiedza ona – Kalina (koszmarna Marcelina Bożek), warszawianka. Dziewczyna musiała uciec ze stolicy z powodu wstydu wywołanego niezrozumieniem przez nią dzieł Lacana. Teraz, na prowincji, realizuje jakiś dziwaczny i chory plan pracy u podstaw. Pragnie przywrócić młodym degeneratom utracone człowieczeństwo. Przynosi jedzenie – parówki i rzodkiewki będące dla chłopców jak ziemia obiecana w ustach. Jako że cel uświęca środki, godzi się nawet na uczynienie ze swojej waginy wspólnej świątyni. Pojawienie się Kalinki, niestety, niszczy dotąd całkiem dowcipny i wcale niegłupi spektakl. Być może winić należy autora dramatu, Edwarda Pasewicza, który stworzył postać tak bzdurną i pomyloną, że przyćmiła ona i mądrą groteskę, i dojmujący tragikomizm pozostałych bohaterów. Mimo to wydaje się, że mniej drażniąca odtwórczyni tej roli ocaliłaby sprawę. Oczywiście jednej małej aktorki nie można obarczać całą odpowiedzialnością za nieudane przedstawienie. Niemniej należałoby wytłumaczyć pani Bożek, że gdy odegrać ma się kretynkę, wcale nie trzeba w tym celu uruchamiać wszelkich irytująco-idiotycznych środków wyrazu. Męskie postaci wszak też są zidiociałe, a jednak panowie potrafią uchronić je przed zdeptaniem i całkowitą, męczącą i nieporadną trywializacją.
Reżyserskie pomysły również rzadko sprzyjają, w gruncie rzeczy, osobliwemu i lirycznemu tekstowi Trzech braci. Świadome stylu, brzmień, rytmu i dynamiki słów pisarstwo Pasewicza, zupełnie niepotrzebnie ulega dodatkowej wulgaryzacji. Przez przerost formy obumiera coś bardzo istotnego. Zaciera się poetyckość. Dewerze należy zarzucić powierzchowność, być może nawet ignorancję. Jak diabeł święcony wody reżyser boi się umiaru. A przy tym brakuje w jego inscenizacji gestów wolnych od powtórzeń, obrazów niezużytych przez pokolenia tragicznych komików.
Mimo powyższych zarzutów, właśnie dzięki trzem zjawiskowym męskim głosom oraz ciekawym zabawom Pasewicza z tradycją literacką i kulturową, a także prowincjonalnymi zabobonami, Trzech braci nie wypada jednoznacznie spisywać na straty.
Alicja Müller, Teatralia Kraków
Internetowy Magazyn „Teatralia”, nr 69/2013
Scena 21 Teatru Nowego w Krakowie
Edward Pasewicz
Trzej bracia
reżyseria: Mateusz Dewera
muzyka: Edward Pasewicz
obsada: Norbert Burkowski (B1), Mateusz Dewera (B2), Tomasz Adamski (B3), Marcelina Bożek (Ona), Ewa Pająk (Matka)
premiera: 14 grudnia 2012
fot. mat.teatru
Alicja Müller, rocznik 1991, studentka filologii polskiej, z „Teatraliami” związana od 2010 roku. Miłośniczka absurdu i dadaistów.