Prezentacje studenckie – część pierwsza (VII Międzynarodowy Festiwal Szkół Lalkarskich „Lalka-Nie-Lalka”)

Prezentacje studenckie – część pierwsza (VII Międzynarodowy Festiwal Szkół Lalkarskich „Lalka-Nie-Lalka”)

W dniach 19-23 czerwca w Białymstoku odbyła się siódma edycja Międzynarodowego Festiwalu Szkół Teatralnych „Lalka-Nie-Lalka”. W ciągu pięciu dni zaprezentowano blisko trzydzieści różnych wydarzeń – od etiud i spektakli, po koncerty, performance i warsztaty. Oprócz występów studentów szkół lalkarskich w programie znaleźli się też absolwenci oraz pokazy mistrzów, czyli znanych i cenionych animatorów funkcjonujących niezależnie lub w ramach własnych teatrów.

W tym roku do Białegostoku przybyli studenci głównie z Europy środkowo-wschodniej. Wśród nich znaleźli się adepci szkół z Bułgarii, Chorwacji, Czech, Słowacji, Ukrainy oraz Izraela, a także studenci z Niemiec, Wielkiej Brytanii oraz Chin. Polskę reprezentowała Akademia Teatralna w Warszawie, oddział Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku, a także reprezentacje oddziału wrocławskiego i bytomskiego krakowskiej PWST.

Poziom studenckich prezentacji był bardzo zróżnicowany ,zarówno ze względu na wybór formy i poziom rzemiosła, a także temat. Większość stanowiły krótkie etiudy (np. Małpiątko, Monografia, Etiudy), ale było sporo rozbudowanych, pełnowymiarowych prezentacji. Dominowały komedie (Kino-teatr „Bulgaran”,) w tym czerpiące z ludowości, (Smutna, wesoła bajka, Piekło na ziemi)) lub mini-fabuły o lekkiej i prostej konstrukcji (Ballada miotły, Dotyk). Pojawiły się również adaptacje literatury (Dÿlematt, Dlaczego dzieci gotuje się w mamałydze, Holstomer, Molière. Z urojenia), w tym pokazy familijne (Śpiące królestwo, Opowieści z ulicy brokatowej, Muminki w czterech aktach, pięć uderzeń serca bez przerwy). Pojawiły się też próby użycia formy do stworzenia autorskiej wypowiedzi utrzymanej w tonie serio, poruszające trudniejszą tematykę np. dotyczącą cielesności, relacji międzyludzkich (Stuttcase) czy śmierci (Post Mortem). Część pokazów odbyła bez słów (np. Dotyk, Stuttcase), część zagrano w tłumaczeniu na angielski, ale były też anglojęzyczne pokazy, które obfitowały w przekaz słowny, niestety bez tłumaczenia, co zdecydowanie działało na ich niekorzyść. Niektórzy opiekunowie zdecydowali się na krótkie wprowadzenie przed prezentacją. Szkoda, że nie wszyscy pomyśleli o streszczeniach. To dosyć zdumiewające, że organizatorzy zaniedbali kwestię tłumaczeń, organizując międzynarodowy festiwal.

Pokaz rzemiosła na wysokim poziomie stał się udziałem studentów z Akademii Teatralnej w Szanghaju. W króciutkiej, niespełna 10-minutowej etiudzie obserwujemy marionetkę małpki, która jeździ na deskorolce, potrafi kręcić właściwie każdą częścią ciała, robić fikołki i wskakiwać na animatora. Marionetka jest raczej kiczowata, jarmarczna, podobnie jak jej ruchy. Tym, co wzbudza niekłamany podziw, jest warsztat animatora, który pociąga za blisko 20 sznurków i się w tym orientuje. Drugi ze studentów w równie krótkim czasie użył tradycyjnych chińskich pacynek. Drobiazgowe wykonanie tak małych form wymagało bardzo precyzyjnej animacji. Szkoda jednak, że nie mogliśmy zobaczyć nieco bardziej złożonej etiudy, która oprócz warsztatu pokusiłaby się o opowiedzenie krótkiej historii. Pozostał niedosyt. To, czego zabrakło u Chińczyków, można było odnaleźć w Dotyku studentów z Charkowskiego Państwowego Instytutu Sztuki. Choć był to zestaw etiud, to jednak luźno powiązany fabularnie, przez co komponował się w zgrabną całość. Ukraińcy stworzyli świat zwierząt za pomocą swoich rąk i dłoni. Animatorzy ubrani byli całkowicie na czarno (poza wymienionymi częściami ciała). W prosty, a jednak szalenie precyzyjny i dopracowany sposób animatorzy tworzyli strusia, żółwia, byka czy ptaka, a także zawodników sumo. Drobny gest ręki powodował, że odbiorca dostrzegał zmianę mimiki twarzy zwierzaka, na co żywo reagowała widownia. Studenci tworzyli zgrany zespół funkcjonujący jak jeden organizm, dzięki czemu przekaz był czytelny i spójny. Niespełna 40- minutowa humorystyczna opowieść o spotkaniach i ucieczkach (nawiązujących do znanych kreskówek) była jedną z najciekawszych prezentacji studenckich. Z tego powodu z wielkimi nadziejami oglądałam inną prezentację z tej samej szkoły, jednak Muminki w czterech aktach, pięć uderzeń serca bez przerw zawiodły te oczekiwania. Tym razem korzystali z form lalkowych nawiązujących do instrumentów muzycznych oraz znanych wizerunków bohaterów książek Tove Jansson. Całość utrzymana była w bieli (i czerni strojów animatorów), wykonana estetycznie. Dzięki ciepłemu oświetleniu początek wizualnie wydał się atrakcyjny. Niestety, do końca nic się nie zmieniło pod względem formy i kolorystyki. Trudno było też wyczuć, kiedy jedna opowieść się kończy, a druga zaczyna. Nie jest to do końca winą studentów. Spektakl należał do tych, które w dużej mierze opierały się na warstwie słownej, w tym wypadku nie tłumaczonej ani nie streszczonej. Przez to spektakl już po kwadransie zaczął nużyć.

Częściowo podobne odczucia mogli mieć widzowie niepolskojęzyczni w trakcie Opowieści z ulicy Brokatowej, którerównież w dużej mierze działy się w słowie, ale jeszcze więcej przekładało się na działanie. Spektakl dyplomowy studentów z Wrocławia wyróżniał się choćby tym, że był najdłuższy i bardzo złożony formalnie. Tutaj również całość tworzyło kilka opowieści zaczerpniętych ze znanej literatury, tym razem Pierra Gripariego. Każda z historii bazowała jednak na użyciu innej formy, czego zabrakło Ukraińcom. Wykorzystana tu różnorodność pomysłów i lalek jest imponująca. W jednej etiudzie aktorzy grają popkulturowymi zabawkami. Pojawia się zatem lalka Barbie czy Diddle w ramach małego, kartonowego świata. Bohaterami innej opowieści są buty animowane, jak się można domyśleć, nogami. Historia wróżki z kranu zostaje przedstawiona za pomocą aktorów i kredy – kolejne elementy świata pojawiają się w przestrzeni sceny jako rysunki. W innych opowieściach aktorzy nakładają na twarz maski z szarego papieru lub rysują na szkle szkic rybki i myszki, podkładając pod wizerunki zwierząt twarz i głos. Czarownica z szafy to połączenie aktorki ze zwiewną folią tworzącą spódnicę. Pojawia się nawet wykorzystanie pokryw śmietników i mioteł, ale to już znamy z twórczości Stomp. Takie zabiegi dynamizują akcję i wzbogacają narrację, a także pozwalają aktorom pokazać swoje umiejętności dramatyczne i animacyjne. Wykorzystują wszystko, co się da – kolor, materię, światło i przestrzeń – horyzontalnie (przy czarownicy) i wertykalnie (przy historii o butach). Do tego tworzą muzykę na żywo, nie tylko grając i śpiewając, ale kreując fonosferę danej historii. Jedyne, co można występowi zarzucić, to wrażenie, że warstwa formalno-wizualna jest nadrzędna i przesłania samą literaturę oraz sens opowiadanych historii. Mimo to był to jeden z najlepszych spektakli.

Równie sprawne i ciekawe formalnie okazało się przedstawienie Kino-teatr „Bulgaran” studentów z Państwowej Akademii Sztuki Teatralnej i Filmowej z Sofii. Bułgarzy zdecydowali się połączyć kilka etiud narracją kinooperatora o historii kina. Poszczególne opowieści zaczerpnięte z bułgarskich podań ludowych – bez koloru, z kolorem, z efektem zbliżenia – umotywowane zostały snutą dziejową historią. Wykorzystano różne lalki i techniki, całość jest sprawna warsztatowo, dynamiczna i dowcipna, jednak przydługie tyrady narratora nieco męczą. Niestety, rama narracyjna okazała się ograniczająca. Dosłownie. Każda opowieść rozgrywa się w kadrze taśmy filmowej, czyli oknie dwa metry na metr, w którym gnieżdżą się bohaterowie. Reszta przestrzeni przez większość spektaklu zostaje niewykorzystana. Narrator próbuje zająć jedną część sceny przed ramą, co jakiś czas pojawiają się aktorzy, aby przejść przez scenę pod jakimś pretekstem, ale są to raczej nieudolne próby ożywienia martwych punktów. Dopiero w scenie kina 3D rama kadru się rozpada, światło przygasa, a animatorzy przenoszą akcję do przodu i korzystają z efektu oddalenia i głębi. Wówczas studenci mogą pokazać duże lalki w pełnej krasie. Szkoda, że to, co jest naturalną i organiczną wartością medium teatru, zostaje pokazane jako dobrodziejstwo najnowszych technik kina. Z drugiej strony spektakl powstał w ramach cyklu Teatr lalkowy dla innych sztuk, co można uznać za swego rodzaju usprawiedliwienie. Mimo wszystko przedstawienie łączy elementy edukacyjne z czysto rozrywkowymi, przez co zapada w pamięć.

Spektaklem najbardziej minimalistycznym okazało się Piekło na ziemi Akademii Sztuki w Osijeku według współczesnej sztuki Denisa Perčića, napisanej w formie misterium. Trzech Chorwatów, studentów III roku, wykorzystuje niemal wyłącznie siebie, by opowiedzieć historię dziwnych wydarzeń związanych z diabłem i Sądem Ostatecznym. Nie ma tu żadnej scenografii, a jedynymi rekwizytami są latarki, biała kartka papieru i woda mineralna. Aktorzy tworzą pacynki z palców, animują się wzajemnie i ogrywają własną cielesność (zwłaszcza pulchny brzuszek). Podkładają głos pod nieistniejące przedmioty i osoby, korzystają też z teatru cieni. Zastosowana konwencja wymaga od widza, aby wiele sobie dookreślił i wyobraził. Chcąc uniknąć znużenia studenci wkładają w kolejne sceny mnóstwo energii, są szalenie ekspresyjni, ostatecznie mają do dyspozycji właściwie wyłącznie siebie. Wychodzą z tego trudnego zadania obronną ręką, choć można odnieść wrażenie, że z pomocą przychodzi im szybkie tempo oraz wybór parodii, przerysowanej i kabaretowej estetyki.

Weronika Łucyk, Teatralia
Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 107/2014

VII Międzynarodowy Festiwal Szkół Lalkarskich „Lalka-Nie-Lalka” w Białystoku, 19-23 czerwca 2014
fot. Dotyk, T. Czołpiński