Rozejrzyj się

Podjęcie przez twórczynie i twórców teatralnych i performatywnych refleksji na temat krajobrazu nie powinno być zaskakujące – w końcu krajobraz nie jest naturalnym fenomenem, a filtrem, przez jaki patrzymy na rzeczywistość, konstruowanym zresztą przez sztuki wizualne od stuleci. – Kacper Ziemba pisze o spektaklach prezentowanych w ramach cyklu komuny//warszawa „Krajobraz. Minifest”.

Ilustratorka: Elżbieta Jelińska

Rozeznaj się w terenie. Umieść się na mapie. Połącz punkty wspólne. Zaprezentuj swoje spostrzeżenia. Komuna Warszawa, przygotowując swój cykl Krajobraz. Landscape. Minifest, stworzyła listę zadań, których celem jest performatywny namysł nad wielorako rozumianym krajobrazem; jak przyznaje kuratorka Weronika Szczawińska, wraz z artystkami i artystami inspirowała się sztukami wizualnymi, które pojęciem krajobrazu zainteresowały się już dawno temu. Twórcy i twórczynie spektakli składających się na cykl wykonali kilka istotnych zadań. Podejmowali bowiem refleksję nad medialnością i granicami medium i szukali miejsc na przecięciu wizualności i performansu, a tym samym wypełnili przestrzeń, którą polski teatr i performans nie interesował się dotychczas na większą skalę. Co również ważne, kwestionowali ideologiczne klisze i figury retoryczne, przesuwali granice pól widzialności i niewidzialności oraz poszukiwali zasad rządzących widzeniem, udowadniając tym samym, że zagadnienia performansu i wizualności mogą być ze sobą mocno splecione. Spektakle, peformanse i wydarzenia performatywne w ramach cyklu definiowały krajobraz na różne sposoby: powołano krajobrazy wyobrażone (Manat. Romans podwodny Klaudii Hartung-Wójciak), na granicy wnętrza i zewnętrza postrzegającego podmiotu (Symfonia oddechowa. Jaśnienie Dobrawy Borkały), zredukowane do jednego obiektu (Rozmowa o drzewach Weroniki Szczawińskiej), panoramiczne (RODOS Wojciecha Grudzińskiego) oraz kwestionujące położenie podmiotu w swoich ramach (Taki pejzaż Agaty Maszkiewicz). Każda z tych prac zasługuje na osobną analizę, dlatego tekst ten przybiera formę szkicu, w którym staram się przybliżyć, jakie rodzaje wiedzy zgromadzili twórczynie i twórcy oraz za pomocą jakich środków udało się im to zrobić.

MIŁOŚĆ TO NIE FAŁSZYWA ŚWIADOMOŚĆ

Czy można odnaleźć wymiar feministyczny w czasach polskiej transformacji? Wygrzebując z pamięci szlagierowe teksty kultury tamtego okresu, trudno odpowiedzieć na to pytanie twierdząco – obraz jednostki, która w transformacyjnej rzeczywistości „dobrze sobie radzi” jest nie tylko wybitnie indywidualistyczny, ale również jednoznacznie męski. A co z harlequinami, kojarzonymi ze sferą uczuć, prywatnością lub – jak każe stereotyp – kobiecością? Dziś niewiele osób pamięta o ich popularności w latach transformacji, choć w ciągu trzech pierwszych lat sprzedaży w Polsce kupiono aż 41 milionów egzemplarzy, zatem pominięcie tego fenomenu w badaniach kultury tego okresu byłoby pewnego rodzaju zaniedbaniem. Nie pozwala na nie Klaudia Hartung-Wójciak, która wyreżyserowała spektakl o perypetiach niedawno powstałego oddziału wydawnictwa Harlequin w Polsce. Poszukiwanie krytycznego potencjału kieszonkowych powieści doprowadza reżyserkę do miejsca, w którym spotyka się krytyka antykapitalistyczna i feministyczna. Intryga przedstawienia rozpoczyna się, gdy Joanna, wierna czytelniczka, pisze do redakcji z prośbą o pomoc finansową, gdyż jej rodzina – nie odnajdując się w nowej, kapitalistycznej rzeczywistości – popada w długi. Odpowiedzi Samanty, redaktorki naczelnej wydawnictwa – utrzymane w poetyce równie kiczowatej i oderwanej od rzeczywistości, co same harlequiny – są wisienką na torcie fałszywej świadomości, którym wydawnictwo karmi swoje czytelniczki. Wiele się dzieje właśnie w języku spektaklu – postaci wypowiadają tekst w sposób wybitnie egzaltowany nie do siebie, a w stronę widowni, ujawniając tym samym szereg kulturowych nadużyć i manipulacji, których ofiarami padały kobiety szukające wytchnienia od nowych, nie do końca zrozumiałych realiów. „Kochaj, a wszystko pójdzie dobrze!” – taka zdaje się główna linia narracyjna na temat rzeczywistości, jaką wydawnictwo próbuje sprzedać.

„Dokonujesz cięcia zbyt blisko mojego emocjonalnego rdzenia pacierzowego, odsłaniając głęboko ukryte frustracje!” – spektakl jest wypełniony cudownie plastikowymi frazami tego typu, które twórcy przechwycili z imponującej, jak widać, wyobraźni pisarzy harlequinów.

Odsłanianie szkodliwych mechanizmów kultury to jedno, a orzeźwiający, inherentny humor spektaklu to drugie. Hartung-Wójciak, wielokrotnie doprowadzając akcję do absurdu, sprawnie rozładowuje napięcie. Jest w jej teatrze coś z twórczości Michała Borczucha, który z podobną reżyserce łatwością zamienia w błahostkę to, co przed chwilą zdawało się ważkie. Manat nie przejawia wprost demaskatorskich ambicji, a raczej korzysta z dobrodziejstw inwentarza, pławiąc się w beztroskiej estetyce wyobrażeń na temat sukcesu z początku lat 90. „Dokonujesz cięcia zbyt blisko mojego emocjonalnego rdzenia pacierzowego, odsłaniając głęboko ukryte frustracje!” – spektakl jest wypełniony cudownie plastikowymi frazami tego typu, które twórcy przechwycili z imponującej, jak widać, wyobraźni pisarzy harlequinów. Uwagę zwraca również choreografia, zbudowana na raz gromadzącej się, raz rozbijającej w lekki i humorystyczny sposób wspólnocie ciał. Najważniejsza kwestia pozostaje jednak ciągle nierozwiązana: czy Joannie udaje się wyemancypować? Jeśli jej romans z najprawdziwszym Manatem – żyjącym w przeręblu wśród głuszy mroźnych Bieszczad, do której postaci docierają po długiej, zagrażającej życiu podróży – nie jest emancypacją, to nie wiem, co jest. Manat, zaczerpnięty z pierwszej książki wydawnictwa Harlequin o tym samym tytule, pełni funkcję pluszowej strzelby Czechowa kupionej w Smyku. Leżąca na ziemi maskotka, która widzkom i widzom zdaje się elementem scenografii, na końcu spektaklu ożywa – okazuje się jednym z aktorów. Obecność Manata niesie ze sobą zbawczą irracjonalność, przed którą pracownicy wydawnictwa, w swoim zorganizowaniu aspirującej klasy średniej, dotychczas uciekali. Nie ma co zdradzać dalszych losów miłości Joanny i Manata, warto zaś zwrócić uwagę na błyskotliwe zakończenie, w którym absurdalny język spektaklu zaczyna pękać w szwach. Pracowniczki wydawnictwa rekapitulują ostatnie wydarzenia i zastanawiają się nad przyszłością swojego miejsca pracy. Mają przekazać sobie jakąś tajemnicę, ale nie udaje im się to – w ich wypowiedziach gromadzi się coraz więcej bon motów i zawiłych, nieorganicznych struktur gramatycznych, które uniemożliwiają komunikację. Wreszcie światło gaśnie – to moment, w którym struktura ujawnia swoje wnętrze, rozpadając się.

SYMFONIA

Aby wkroczyć w przestrzeń Symfonii oddechowej. Jaśnienia, należy zdjąć buty i przejść po piance umieszczonej pod delikatną siatką zawieszoną we wszystkich kątach pogrążonego w ciemności przedsionka Studium Teatralnego. To bardzo prosty i skuteczny zabieg, bowiem gdy Dobrawa Borkała zaczyna wydawać pierwsze dźwięki, widzki i widzowie – zgromadzeni w okręgu pod imponującą instalacją świetlną autorstwa Aleksandra Prowalińskiego, będącą istotną częścią dramaturgii spektaklu – są prawie unieruchomieni i bezdźwięczni. Sytuacja budzi skojarzenia z rytuałem lub obrzędem, i choć te słowa są być może dość niefortunne – w końcu zdawałoby się, że nie ma dziś nic bardziej niemodnego niż rytualny polski teatr duchowy, od Grotowskiego, przez Gardzienice, aż po Teatr Pieśń Kozła – różnica zawiera się w tym, kto taki teatr tworzy. Niewiele jest realizacji teatralnych tego typu tworzonych przez kobiety, i to między innymi dlatego propozycja Borkały zdaje się tak ekscytująca, a położone na feministycznym gruncie wybory estetyczne spektaklu tak interesujące. Co dokładnie dzieje się w Symfonii? Borkała przyjmuje kształt muszli, leżąc pomiędzy widzami w skrajnie nienaturalnej pozycji, utrzymując ciężar ciała na kolanach i stopach oraz na umieszczonej między nimi głowie, a środkową część ciała zawieszając w powietrzu; z jej ust, zakrytych wraz z całą twarzą włosami, wydobywają się dźwięki poniekąd abiektalne, brzmiące jak próba oddychania podejmowana przez kogoś znajdującego się na granicy śmierci. Następnie performerka wstaje i teatralizuje swój oddech – coraz bardziej uporządkowany i rytmiczny – zwracając się naprzemiennie we wszystkie cztery strony sali zajmowanej przez widownię. Przekracza jednak granicę kontroli, gdy zdaje się świadomie hiperwentylować. Poczucie własnego ciała, wzmożone przez wprawiające w półsen hipnotyczne światło, jest intensywne już na tak wczesnym etapie performansu; daje bliżej nieokreślony dyskomfort, który można zlokalizować gdzieś pomiędzy ekscytacją a przerażeniem. Emocje te dominują w momencie aktywizowania się chóru: jego członkinie i członkowie, dotychczas tylko siedzący wśród widowni, zupełnie niespodziewanie i w desperacki sposób wciągają powietrze, jakby właśnie wynurzyli się po zbyt długim pobycie pod wodą; głośny dźwięk, jaki w ten sposób tworzą, wypełnia całą przestrzeń. Symfonia oparta jest na ewolucji i regresji oddechu: fizjologia potrzeby oddychania przechodzi w zorganizowany i harmonijny system, jednostkowy oddech spotyka się z innymi w chórze po to, by stworzyć ład, który jednak niedługo upadnie, a jedyne, co je ostatecznie łączy, to wspólne powietrze, z którego wszystkie korzystają. „Wszyscy oddychamy tym samym powietrzem”, chciałoby się rzec, tylko co z tego? Taka postpolityczna interpretacja dzieła Borkały oraz Eksperymentalnego Chóru Oddechowego (EChO) byłaby co najmniej leniwa. W Symfonii oddechowej. Jaśnieniu słowo zostaje wyparte przez umuzycznioną sferę dźwiękową bogatą w afekty, która powstaje jako rezultat pracy ciał performerek i performerów. Jest ona nie tylko funkcją określonej ekspresji cielesnej, ale również pozadyskursywną metodą wytwarzania bliskości. Mogłoby się zdawać, że ten rodzaj poszukiwania wspólnotowości z łatwością popada w metafizyczne mrzonki o ucieczce od języka na rzecz wyższych form współżycia, ale na szczęście nie tym razem. Wspólnotowość, o jaką tu chodzi i która obejmuje zarówno język, jak i to, co poza nim, to ta, która jest w ciągłym procesie stawania się i wymiany. Słychać to w zakończeniu spektaklu, odsłaniającym przewrotność tytułu: chór, uprzednio ponownie aktywizowany przez muszlę Rosadę, intensyfikuje swoje działania jak nigdy dotychczas akurat wtedy, gdy światło gaśnie całkowicie. To bardzo dojmujący moment, do którego opisu właściwie brakuje słów; być może wystarczy tylko napisać, że Borkale udało się stworzyć coś wyjątkowego – jej spektakl to teatr jak najbardziej duchowy i oparty na doświadczeniu, który jednocześnie nie odwołuje się do wyższych rejestrów kultury i stroni od pseudometafizycznych zagrywek o patriarchalnym posmaku.

FAKE PLASTIC TREES

Czy Rozmowa o drzewach Weroniki Szczawińskiej ma coś wspólnego z przywołaną w tytule sentymentalną i „nastoletnią” piosenką zespołu Radiohead? Trochę nie, a trochę tak. Nie, bo od czasów, w których popkultura była w stanie traktować ekologię jako metaforę, jesteśmy już daleko, a u reżyserki problem klimatu nabiera charakteru jak najbardziej politycznego i etycznego. Tak, bo przestrzeń spektaklu jest rzeczywiście wypełniona sztucznymi drzewami –zrobionymi z linoleum lub odgrywanymi przez aktorki i aktorów – a samemu dziełu towarzyszy sentymentalne i poniekąd inercyjne poczucie utraty.

W tym pustynniejącym wręcz krajobrazie – stworzonym całkowicie z nędznych antropomateriałów – trudno o przyjemniejsze dźwięki; na zasadzie kontrastu uzmysławiają one, w jakim tempie te rzeczywiście przyjemne dźwięki natury odchodzą.

Poruszając się gdzieś pomiędzy tymi dwoma biegunami, Szczawińska w centrum swojego nowego spektaklu umieszcza kwestię reprezentacji tego, co poniekąd niereprezentowalne, czyli zmiany klimatycznej i związanego z nią wymierania. Trening wyobraźni otwierający Rozmowę o drzewach przybiera formę zabawy, która łączy w sobie grę w kalambury z migawką z telewizyjnego programu Szansa na sukces: aktorzy losują z jednej z zawieszonych „taśm” gatunek drzewa, które odegrają, a który widzowie mają odgadnąć. Ta aktywizująca widownię gra nie trwa jednak zbyt długo, a na koniec – gdy Małgorzata Pauka wyśpiewuje potężnym, wypełniającym całą salę głosem fragment wiersza: „Co to za czasy, kiedy/ Rozmowa o drzewach jest prawie zbrodnią/ Bo zawiera w sobie milczenie o tylu niecnych czynach!” – okazuje się ponurym żartem. Skoro rozmowa o drzewach jest prawie zbrodnią, należy porozumieć się pozawerbalnie – spektakl jest w dużej mierze skonstruowany ze świstów, szelestów, szumów oraz innych suchych, pustych i sztucznych odgłosów, które naprędce zebrana orkiestra sztucznych drzew w postaci aktorów próbuje naśladować. Skrzypce, klarnet i pianino, czyli instrumenty, na jakich grają jej członkowie, nie są w stanie stworzyć żadnej symfonii; zaledwie trzeszczą i stukają. „Ciemność!”, „Światło!” – w ten sposób reżyserka kilkukrotnie w czasie spektaklu daje znak, że widzowie powinni wykorzystać wręczone im na wejściu kawałki linoleum, aby zakryć oczy i spróbować odnaleźć się w postnaturalnym świecie. W tym pustynniejącym wręcz krajobrazie – stworzonym całkowicie z nędznych antropomateriałów – trudno o przyjemniejsze dźwięki; na zasadzie kontrastu uzmysławiają one, w jakim tempie te rzeczywiście przyjemne dźwięki natury odchodzą. Rozmowę o drzewach, mimo swej oczywistej ekologicznej wymowy trudno jednak nazwać wojującym spektaklem ekologicznym: scena, w której Drzewo (Piotr Wawer Jr.) zostaje powalone ciężarem foliowych reklamówek (!) jako jedyna nosi znamiona politycznego oskarżenia, a jej szybki i sprawny przebieg znosi z niej ciężar patosu. Zamiast perorować o nadchodzącej katastrofie, Szczawińska wraz z twórcami tworzą swoisty teatralny ambient – bez wyraźnego rytmu i punktów kulminacyjnych – który daje odpowiednie warunki do medytacji. Nad czym tu jednak medytować? Nad naszą spóźnioną o czterdzieści lat – bo żeby przeciwstawić się katastrofie klimatycznej, należało działać już wtedy – chęcią powrotu do natury? Spektakl gra z poczuciem czasu – uwypukla go i tworzy atmosferę oczekiwania na coś, co i tak zdaje się nie nadchodzić. Poczucie ciężkości znajduje jednak ujście w ożywczym i ludycznym zakończeniu, któremu do postapokaliptycznych wizji daleko. Jest ono swego rodzaju żywiołową fantazją na temat tańca ludowego, który niesie ulgę; nie ma w nim poczucia rezygnacji, pobrzmiewa zaś bliżej nieokreślona utopijna ekscytacja – związana być może z radością ze wzajemnej troski i ochrony, trochę z zadowoleniem z organicznej pracy na rzecz przyrody, a być może z jakimś nowym początkiem.

WAITING FOR TONIGHT

Wojciech Grudziński wykonuje w swojej twórczości zwrot o 180 stopni. Zbadawszy istotę luksusu w swoim poprzednim performansie POPULUXE – luksusu nie tylko jako fasady ekscesywnej konsumpcji, ale również jednego z możliwych tworzyw tańca i choreografii – kieruje się w stronę taniości. RODOS, bo taki tytuł nosi jego najnowsze dzieło, być może z taniością się nie kojarzy, ale Rodzinne Ogródki Działkowe Ogrodzone Siatką już prędzej – to im Grudziński poświęca uwagę w swoim performansie, przepełniając estetykę swojego dzieła beztroską taniością właśnie. Grudziński skupia tendencje panujące w ostatnich latach na przecięciu teatru i performansu i doprowadza do spotkania: estetyki i wewnętrznego rozdarcia między krytyką a afirmacją obecnych w twórczości Marty Ziółek oraz komediowej queerowości najlepszych dzieł Cezarego Tomaszewskiego. RODOS w istocie wygląda i zachowuje się jak dziecko Zrób siebie i Cezary idzie na wojnę – to karnawał na miarę 2019 roku, który rozpoczyna się, gdy performujące trio (Aleksandra Bożek-Muszyńska, Wojciech Grudziński, Oskar Malinowski) wpływa na gumowym łabędziu wykonanym z opon. Mamy postinternetowe wizualizacje i wulgarnie neonowe światło, mamy również quasi-operowe śpiewanie dziecięcych rymowanek zmieszanych z frazami, które mogłyby być równie dobrze trawestacją antycznych dramatów. Sarmackie kostiumy, hołdujące modzie z odzysku, opinają i tak już napięte ciała; ciała, które w swoim dążeniu do bycia jak najbardziej sexy balansują na granicy absurdu. RODOS naświetla i parodiuje podwójne życie działkowców, którzy za dnia wytykają sobie nawzajem kardynalne błędy w dbałości o swoją Arkadię, nocą zaś rozbijają iluzję uporządkowanej mieszczańskości swoimi seksualnymi eskapadami.

W RODOS z powodzeniem wydobyto wpisane w ogródki działkowe napięcie między publicznym a prywatnym – a co za tym idzie, zakazanym a dozwolonym – queerując w ten sposób ich przestrzeń, jednak czy nie jest ona queerowa sama w sobie?

Do opisu świata RODOS przymiotników z pewnością nie zabraknie – jest rajski, kolorowy, gorący, frywolny, witalny i rozkoszny. Teledyskowa choreografia do muzyki Jennifer Lopez daje mnóstwo frajdy, a scena z udziałem Justyny Zientek, na co dzień tancerki rewiowej w Moulin Rouge, to mistrzostwo montażu – zupełnie niespodziewana, jednak w swojej ekstatyczności kluczowa; gdyby David Lynch był gejowskim bojownikiem, to z powodzeniem mogłaby się w jednym z jego filmów znaleźć. Rzeczywiście – performans jest schronieniem dla wyemancypowanej nienormatywnej seksualności, a wykonanie Everytime Britney Spears to jeden z wielu momentów, w których mruga się okiem w stronę queerowej publiczności. To, co jednak nurtuje, to sama definicja queeru i queerowania, jaką proponują twórcy. W RODOS z powodzeniem wydobyto wpisane w ogródki działkowe napięcie między publicznym a prywatnym – a co za tym idzie, zakazanym a dozwolonym – queerując w ten sposób ich przestrzeń, jednak czy nie jest ona queerowa sama w sobie? Trop z Babim latem Chełmońskiego zdaje się temu przeczyć – działka to w końcu przestrzeń realizowania fantazji Polek i Polaków o okiełznywaniu dzikiej przyrody. Kto jednak zajmuje się działką w 2019 roku? Innymi słowy: czy działki są w stanie powiedzieć coś o stosunkach klasowych? Inherentna queerowość działek mogłaby polegać na tym, że są przestrzenią wytchnienia i ucieczki od realiów późnego kapitalizmu nieuprzywilejowanej grupy społecznej. Motyw taniości został poddany eksploracji nie bez powodu, jednak tym poszukiwaniom towarzyszy poczucie niedopowiedzenia – jeśli RODOS jest karnawałem, to tak jak każdy karnawał kończy się umocnieniem dotychczasowego porządku, a tego z kolei w performansie nie przedstawiono. Najnowsze dzieło Grudzińskiego stanowi bardzo sprawną, pełną interesujących i przemyślanych rozwiązań formalnych maszynę teatralną o dużej afektywnej mocy, której polityczność realizuje się jednak tylko na poziomie estetycznym.

„NIE ZAPOMNIJ SWOJEGO IMIENIA”

…głosi napis na karteczce, którą performerka-host, stojąc na mównicy, wręcza przybyłym osobom. Wcześniej mianuje ich nazwiskami takich tuzów popkultury, jak Marina Abramowić, Muhammad Ali, Karl Lagerfeld czy Lady Gaga. Powitanie jest nagrywane – odpowiedzialni za dźwięk Vincent Tirmarche i Christophe Demarthe odtwarzają je zaraz po wkroczeniu wszystkich; przypomina to gwar towarzyszący potencjalnemu ekskluzywnemu spotkaniu. Ekscentryczny wstęp, nie powinien jednak dziwić – konceptualny humor i poczucie dystansu są dystynktywnymi elementami twórczości Maszkiewicz. Jednocześnie nie sposób nie zauważyć, jak dryfują one w sferę abstrakcji – było jej dużo już w Still life, poprzednim performansie artystki, którego centrum stanowiła posthumanistyczna refleksja nad sprawczością rzeczy oraz związkiem człowieka z nimi. Wątki te są w Takim pejzażu ponownie podejmowane, choć tym razem Maszkiewicz nadaje im odmienną trajektorię, zadając pytanie, do jakiego stopnia rozróżnienie człowiek – rzecz jest w ogóle zasadne. Robi to na kilka sposobów. Sporą część performansu Maszkiewicz poświęca zespalaniu się z przestrzenią – podążając za ukrytymi w niektórych zakamarkach jaskrawopomarańczowymi naklejkami, uważnie eksploruje dotykiem puste ściany. Kilka miniaturowych naklejek znajduje się również na srebrnym kostiumie performerki i podeszwie jej butów – da się je zauważyć, gdy artystka przemieszcza się po podłodze bądź wykonuje niecodzienne figury z własnego ciała, traktując je jak terytorium eksploracji. Czasami wykonywane przez nią czynności zaskakują, na przykład wtedy, gdy wsuwa się pod ruchomy podest po to, żeby wraz z nim przesuwać się i dzięki umieszczonemu na nim reflektorowi oświetlać punktowo przestrzeń. Dogłębne zespolenie się z przestrzenią jest również możliwe z pragmatycznych powodów – tradycyjna widownia Komuny nie jest tutaj wykorzystywana, a przestrzeń, po której widzowie przemieszczają się zgodnie z własnym upodobaniem, ma bardziej galeryjny charakter. Takie ustawienie umożliwia podjęcie kwestii relacyjności i współtworzenia. „Natalia patrzy. Hanna siada pod ścianą, Leon staje za Joanną. Olga leży przy Zbyszku. Agnieszka zasłania widok Mateuszowi. Marek dotyka Waldka. Piotr podchodzi bliżej, Agata znika” – fragment tekstu, który w pewnym momencie jest wyświetlany na ścianie, poniekąd duplikuje okoliczności performansu. Można by było odruchowo potraktować go jako instrukcję, jak należy usytuować się pośród widzek i widzów, aby stworzyć kolektyw, jednak gdy staje się coraz bardziej abstrakcyjny – „Ja i Adam Mickiewicz jesteśmy zaangażowani” – poczucie sprawczości zanika. To sugestia, że sytuuje się ono wszędzie i nigdzie jednocześnie; jak zdaje się pokazywać Maszkiewicz wraz z twórcami, znajduje się gdzieś pomiędzy – nie tylko ludźmi, ale też podmiotami nie-ludzkimi. Co w Still life dało się zaledwie podskórnie odczuć, w Takim pejzażu widać już całkiem wyraźnie – Agata Maszkiewicz odważnie podejmuje filozoficzną refleksję z gruntu nowego materializmu. Jej twórczość zasługuje pod tym względem na osobną analizę, dlatego w ramach tego tekstu przybliżę tylko podstawowe zagadnienia tego zdobywającego popularność nurtu. Nowy materializm, poniekąd w opozycji do obowiązujących w filozofii przez ostatnie kilkadziesiąt lat paradygmatów, zwraca uwagę, że to nie konstrukty społeczne, język czy struktury leżą u podstaw rzeczywistości, a materia, która jest czymś więcej niż pozbawioną właściwości fizycznością1. Czy to dlatego osobliwy fragment, w którym Maszkiewicz przysiada, aby niespiesznie snuć bardzo zmysłową i cielesną opowieść o niezliczonej liczbie wyszukanych potraw spożywanych w towarzystwie, zdaje się nie tylko naturalną dramaturgiczną konsekwencją jej poprzednich działań, ale też swoistym manifestem materialności w sztuce? Być może. Pewnym za to jest to, że Agata Maszkiewicz wyrasta na jedną z czołowych twórczyń radykalnego performansu w Polsce.

Ostatecznie podjęcie przez twórczynie i twórców teatralnych i performatywnych refleksji na temat krajobrazu nie powinno być zaskakujące – w końcu krajobraz nie jest naturalnym fenomenem, a filtrem, przez jaki patrzymy na rzeczywistość, konstruowanym zresztą przez sztuki wizualne od stuleci. Nowością, jaką sztuki performatywne są w stanie zaproponować w tym temacie, jest otwarcie krajobrazu na przeżywanie, czyli coś więcej niż bierne pozostawanie w pozycji widza. Minifest w Komunie Warszawa jak najbardziej to kwestionował – proponował frapujące rozwiązania dotyczące uczestnictwa we współtworzeniu krajobrazu, a jednocześnie zrealizował ekologiczny potencjał tematu, wskazując, jak  konstruowane są obrazy natury oraz w jaki sposób używa się ich jako narzędzi politycznych.

Komuna//Warszawa
Krajobraz. Minifest
kuratorka: Weronika Szczawińska
2–4 września 2019 r.

Manat. Romans podwodny
reżyseria: Klaudia Hartung-Wójciak
przestrzeń, scenografia: Paula Grocholska
muzyka: Piotr Peszat
reżyseria świateł: Aleksandr Prowaliński
konsultacja wokalna: Piotr Markowski, Bartosz Lisik
konsultacja choreograficzna: Weronika Pelczyńska
lektor: Stanisław Olejniczak
obsada: Natasza Aleksandrowitch, Małgorzata Biela, Sebastian Grygo, Weronika Łukaszewska, Filip Perkowski, Marcin Wojciechowski
premiera: 2 września 2019 r.

Symfonia oddechowa. Jaśnienie
koncepcja i aktywacja chóru: Dobrawa Borkała
współpraca dźwiękowa: Edka Jarząb
przestrzeń, kostiumy: Marta Szypulska
reżyseria świateł: Aleksandr Prowaliński
konsultacja performatywna: Anna Nowicka
konsultacja dramaturgiczna: Anka Herbut
konsultacja muzyczna: Wojtek Blecharz
wykonanie: Dobrawa Borkała oraz EChO (Eksperymentalny Chór Oddechowy): Robert Bigus, Barbara Borkała, Manana Chyb, Anna Jurkiewicz, Agata Mamczur, Olga Ozierańska, Nadia Szypilow, Aleksander Wawrzyniak, gościnnie Edka Jarząb
premiera: 3 września 2019 r.

Rozmowa o drzewach
reżyseria: Weronika Szczawińska
współtwórcy i wykonawcy: Aleksandra Gryka, Małgorzata Pauka, Maciej Pesta, Katarzyna Sikora, Marta Szypulska, Piotr Wawer jr.
premiera: 6 czerwca 2019 r.

RODOS
koncepcja, choreografia: Wojciech Grudziński
dramaturgia: Joanna Ostrowska, Paweł Soszyński
scenografia, wizualizacje: Rafał Dominik
muzyka: Wojtek Blecharz
reżyseria światła: Aleksandr Prowaliński
wideo: Bartek Zalewski
kostiumy: Natalia Mleczak
wykonanie: Aleksandra Bożek-Muszyńska, Wojciech Grudziński, Oskar Malinowski
tancerka rewiowa: Justyna Zientek
głos: Dobromir Dymecki
premiera: 2 września 2019 r.

Taki pejzaż
pomysł, wykonanie: Agata Maszkiewicz, Vincent Tirmarche, Christophe Demarthe
tekst: Vincent Tirmarche, Agata Maszkiewicz
muzyka: Christophe Demarthe
kostiumy: Natalia Mleczak
premiera: 9 maja 2019 r.

Przypisy
  1. Zob. Rich Dolphjin, Iris van der Tuin Nowy materializm. Wykłady i kartografie, redakcja merytoryczna i językowa Joanna Bednarek, Jędrzej Maliński, Fundacja Machina Myśli, Gdańsk-Poznań-Warszawa 2018.
Podobne

Wszystkie barwy „Teatru”

Nie ma mowy o tym, żebyśmy kosztem indywidualnych przekonań wyznaczali sztywną linię pisma, choć oczywiście pewne opinie wyrażane są na naszych łamach częściej, a inne rzadziej. Pluralizm widać także w naszych corocznych werdyktach dotyczących nagród „Teatru”. Naszymi laureatkami w ostatnich latach była i Anna Seniuk i Justyna Wasilewska, a laureatami – Jerzy Stuhr i Andrzej Kłak. Choć oczywiście dla wyznawców post-teatru zawsze będziemy zbyt zachowawczy… – z Jackiem Kopcińskim rozmawia Katarzyna Niedurny w ramach cyklu wywiadów z redaktorami naczelnymi czasopism teatralnych.

19 01 2020

Całowanki zamiast zdrowasiek

Autor „Odlotu” tka swój udramatyzowany poemat z często nieoczywistych skojarzeń i strzępkowych cytatów, budując tym samym groteskową alegorię zglobalizowanej pamięci (pop)kulturowej, niejako przepuszczonej przez filtr katastroficzno-katolickiej wyobraźni. – o „Odlocie” Zenona Fajfera pisze Alicja Müller.

12 10 2019

Teatr na kredyt

Twórcy i twórczynie przeprowadzają krytyczną analizę rzeczywistości kapitalistycznej, w której relacje międzyludzkie, zarówno na płaszczyźnie społeczno-ekonomicznej, jak i moralnej, kształtują się w oparciu o pojęcie „długu” oraz modelowych figur wierzyciela/ wierzycielki i dłużnika/ dłużniczki. – Adriana Mickiewicz recenzuje „Dług” w reżyserii Jana Klaty.

12 10 2019

Liczba pojedyncza czy liczba mnoga?

Pozornie wydaje się, że tytułowa bohaterka filmu, Halla, mogłaby stać się jedną z aktywistek opisywanych przez Solnit. Wskazuje na to jej zaangażowanie w ochronę środowiska, wiara w swoje racje i chęć uzyskania wpływu na politykę energetyczną kraju, którego jest obywatelką – Zuzanna Berendt pisze o „Nadziei w mroku” Rebeki Solnit oraz o filmie „Kobieta idzie na wojnę” w reż. Benedikta Erlingssona

12 10 2019

Konstelacje

Formy niemieszczące się w określonej przez prawo strukturze są dowodem na to, że konieczność wyboru pomiędzy instytucją publiczną a kolektywem wciąż działa niekorzystnie na polaryzację pracy na rzecz rozwoju artystycznego i badawczego – pisze Anna Olszak o „Kolektywach teatralnych, artystycznych i badawczych”.

12 10 2019

Pismo w dobie przemian

Nie robiłem żadnej rewolucji. Dopiero po dobrych paru latach, już w dwudziestym pierwszym wieku, zmieniłem wewnętrzny układ pisma, czyli jego szkielet, strukturę. Zapłaciłem za to boleśnie, bo jeden z najbardziej poważanych przeze mnie ludzi w branży, mój niegdysiejszy promotor, Jerzy Timoszewicz, na parę lat zerwał ze mną wszelkie stosunki, krzycząc przedtem: „Dlaczego zabrał mi pan mój Dialog?!”. Tymczasem podstawa pozostała niezmieniona – z Jackiem Sieradzkim rozmawia Katarzyna Niedurny w wywiadzie otwierającym jej autorski cykl „Naczelni”.

12 10 2019

RAVE TILL THE GRAVE

Reżyserka tworzy silną paralelę między klasowym odbiorem choreomanii a tańcami wytworzonymi przez mniejszości rasowe i seksualne, będącymi ich własnym językiem buntu. Ostatecznie jednak przedstawiciele klas uprzywilejowanych zawłaszczyli te formy ekspresji i poddali je procesowi normatywizacji – Justyna Machaj pisze o „Truciźnie” w reżyserii Marty Ziółek

19 04 2020

W ruchu / w bezruchu

Kolory zalewają scenę, przestrzeń wypełnia gęsty dym. Piekielny skrzekot przeplata się z eterycznym dźwiękiem dzwoneczków i uderzeniami gongów, natchnione frazy pieśni Ne me quitte pas przeradzają się w słowa Psalmu 51 Miserere mei, Deus; spomiędzy kakofonii przebijają się wykrzykiwane manifesty rapera Bartusia 419. Twórcy Boskiej Komedii uruchamiają rozpędzoną machinę chaosu, tworzą wielowymiarowe sceniczne horror vacui. Stąd nie ma ucieczki – Agata Tomasiewicz pisze o „Boskiej Komedii” w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego.

25 03 2020

Było ich siedem. Osiem!

Skandal! Czy już poszła plotka o tym, że Diabły to nowa Klątwa i że dla własnego komfortu lepiej nie zabierać na spektakl zbyt dużej torebki, a w niej niepotrzebnych rzeczy, bo wejściu na salę towarzyszy kontrola bezpieczeństwa, która zawsze delikatnie opóźnia rozpoczęcie przedstawienia? – Agata M. Skrzypek pisze o „Diabłach” w reżyserii Agnieszki Błońskiej.

17 03 2020

Istotne sprawy studentów

Poddawanie się przymusowi tworzenia ostrych i wyrazistych opowieści o zbiorowych praktykach oporu, będących w istocie nieostrą negocjacją wielu interesów i potrzeb, stanowi odsłonę neoliberalnego przymusu produktywności w wytwarzaniu uproszczonych, nastawionych na efekt narracji o tym, że coś się jednak „udało”

14 02 2020

Stało się. Studium (nie)posłuszeństwa

Każda instrukcja, jak każdy performans, zawiera w sobie mikrowładzę, wciela jakąś teorię, wykładnię działania – instrukcja Bukowskiego nie jest od tego wolna. Ale może ważniejsze jest to, że służy do uwidocznienia pojawiających się i działających politycznych ciał.

14 02 2020

Mam ciało!

Na wszelkie kryzysy – nie tylko te tożsamościowe, ale i fizyczne – Dziemidok daje jedną receptę: trzeba tańczyć. Taniec zaczyna przy akompaniamencie ciszy, potem kontynuuje do muzyki, która jakby rozbrzmiewa w całości w jego głowie, a do widowni docierają tylko kakofoniczne stukoty. Niestaranna melodia przekształci się w końcowej tanecznej części wykładu performatywnego w swingowy In dieser Stadt Hildegard Knef. Wewnętrzny przymus tańczenia, który staje się wręcz miłością, wydaje się być jednocześnie życiowym spełnieniem i eskapizmem – dwiema nieodłącznymi stronami pasji. Jedyną miarą sensu tego działania jest pewność siebie – Agata M. Skrzypek pisze o festiwalu Ciało/Umysł.

13 02 2020

Grotowski i cała reszta

Próba umieszczenia „odwrotu od Grotowskiego” w ciągu nieświadomych walk o artystyczną niezależność podważa dużą część krytycznej recepcji działalności reżysera „Akropolis” koncentrującej się na problemie relacji władzy. Sygnał takiej dyskursywnej kapitulacji przed majestatem wielkiego twórcy odwraca uwagę od praktyk nauczyciela i kieruje ją na „traumę” uczniów. Z takiej perspektywy krytyka „męskiego geniusza” wytraca swoją sprawczość i wartość – Mateusz Kaliński pisze o „Ja, bóg” w reżyserii Tomasza Rodowicza i Joanny Chmieleckiej.

07 02 2020

Poszukiwania w ciele

Konstytuowanie się nowej, hybrydycznej, cielesnej tożsamości w spektaklu wyklucza istnienie binarnego systemu świata opartego na opozycjach: naturalne – sztuczne czy człowiek – maszyna –
Natalia Brajner pisze o „Końcu śmierci” w reżyserii Tomasza Bazana.

22 01 2020

Sztuka jest jak Ibuprom

Wyświetlane na ekranie ponad sceną nazwy miast otwierają kolejne rozdziały spektaklu, które, z pozoru zupełnie ze sobą niezwiązane, łączą się w spójny obraz przedstawiający niemoc, obcość, wyizolowanie i bezsilność wobec rzeczywistości. Każda z dziesięciu lokalizacji to inny krajobraz i inna perspektywa. Zaczynamy w Madrycie – Julianna Błaszczyk pisze o „Możliwościach znikających przed krajobrazem” w reżyserii Tanyi Beyeler i Pabla Gisberta.

23 12 2019

Alien

W momencie zwierzenia się bohaterki o chwili, w której poczuła, że choruje na nowotwór, na scenę wchodzi Piotr Polak w czerwonym, piankowym stroju raka. Twórcy i twórczynie konsekwentnie wykorzystują kampową estetykę, by przedstawiać coraz bardziej emocjonalne tematy. Kontrast między formą a treścią ma uderzać odbiorcę, co ma umożliwić mu pogłębioną analizę prezentowanych problemów – Julia Wróblewska pisze o „Jezusie” w reżyserii Jędrzeja Piaskowskiego.

16 12 2019

Aneks – recenzja wystawy „Zmiana ustawienia”

Rzecz jasna, podkreślany przez Buchwald oryginalny status zaprezentowanego w Zachęcie spojrzenia w przeszłość należy postrzegać przede wszystkim jako chwyt marketingowy, mający wyjść naprzeciw wszystkim tym, których zniechęca wizja niemałych sal warszawskiej galerii, po brzegi wypełnionych wyblakłymi projektami scenograficznymi i butwiejącymi konstrukcjami. Za niewinnym z pozoru gestem, kryje się jednak niebezpieczna, choć już całkiem dobrze rozpoznana, pułapka – pisze Maciej Guzy o wystawie „Zmiana ustawienia. Polska scenografia teatralna i społeczna XX i XXI wieku”.

09 12 2019

Biblia ilustrowana – esej o kostiumach w spektaklu „Jezus”

Korzystanie z oferty second handów, tworzenie prac z materiałów recyklingowanych staje się deklaracją kostiumografki i manifestem chęci ograniczenia negatywnego wpływu przemysłu odzieżowego na środowisko naturalne i występującej w jego ramach nadprodukcji ubrań – pisze Seba Tokarczyk o praktyce kostiumograficznej Hanki Podrazy oraz kostiumach w spektaklu „Jezus”.

09 12 2019

Słuchanie kryzysów

Goebbels, Lauwers i Marthaler – ojcowie (!) założyciele współczesnego europejskiego teatru, mający znaczący wpływ także na polskie środowisko teatralne po 1989 roku – prezentują swoje obserwacje na temat rzeczywistości w formie dość stotalizowanej struktury scenicznej, przygniatającej widzki i widzów niemal każdym swoim elementem – Maciej Guzy pisze o trzech spektaklch prezentowanych podczas tegorocznej edycji Ruhrtriennale w Bochum

31 10 2019

Destrukcja obsługi

Teatr o ekologicznym zacięciu musi wskazywać rzeczywistych winnych katastrofy klimatycznej. A do tego niezbędna jest ostra, polityczna sztuka, która pomogłaby wyzwolić polski mejnstrim z hegemonii neoliberalnego dyskursu.

12 10 2019

Maszynki do świerkania

Głos – jego skala, barwa i inne techniczne parametry – dyktuje śpiewakom nie tylko dobór ról, lecz także zmusza ich do podporządkowania codziennej egzystencji zachowaniu wokalnej kondycji – Katarzyna Dobrowolska pisze o sytuacji śpiewaków operowych

12 10 2019

Jak przestałem się martwić i pokochałem globalne ocieplenie

Jak pogodzić „faktyczność” globalnego ocieplenia z polityczną sprawczością człowieka, który miałby mu zaradzić? Sprzeczności tej niestety nie da się rozstrzygnąć, dopóki nie uznamy, że wiedza naukowa ma status probabilistyczny, a nie prawdziwościowy. Służy ona bowiem przewidywaniu przyszłości na podstawie dostrzeżonych prawidłowości, a nie samemu opisowi stanów rzeczy. – pisze Konrad Wojnowski w eseju poświęconym kryzysowi racjonalnego dyskursu w obliczu katastrofy klimatycznej.

12 10 2019

Zaniechać zemsty?

Dlaczego wybór padł konkretnie na Mosul? To miasto o wielowiekowej historii, biblijna Niniwa, do której zmierzał prorok Jonasz, by ostrzec jej mieszkańców przed gniewem bożym i skłonić ich do pokuty. Na szczęście Rau nie rozwija tego wątku w spektaklu, unikając skazania skomplikowanej rzeczywistości dzisiejszego Mosulu na naiwne chrześcijańsko-kolonialne moralizatorstwo – pisze Bartłomiej Janiczak o „Orestesie w Mosulu” w reżyserii Milo Raua.

12 10 2019

Ani praca, ani sztuka, ani prawda

Rubin i Janiczak wchodzą w dialog z nieprawdziwością propagandowego filmu, proponując zachwianie prawdziwością odczuć towarzyszących jego odczytywaniu. Co czujemy, gdy patrzymy na ludzi, którzy niedługo wyjadą do Auschwitz? Co to z nami robi? Jak możemy wyjść poza dialektykę przerażenia i litości? – Maciej Guzy recenzuje spektakl Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina „Kurt Gerron. Führer daje miasto Żydom”.

12 10 2019

W lustrze dalekiej kultury

Punktem odniesienia dla spektaklu Makohona jest teatr Takarazuka założony w 1914 roku w mieście o tej samej nazwie. Nowatorskość tego przedsięwzięcia polegała na tym, że na scenie występowały tylko kobiety, chociaż na początku ubiegłego wieku w japońskich teatrach grali głównie mężczyźni – Radek Pindor recenzuje „TAKARAZUKA camp” w reżyserii Eryka Makohona.

08 08 2019

Statyści we własnym życiu

Twórczynie i twórcy nie próbują zmieniać rzeczywistości, są bowiem świadomi swojej pozycji; dają temu wyraz, ofiarowując bohaterkom i bohaterom dużo wolności, w której ci mogą pozostać w stanie albo aktywności, albo kontemplacji. – Kacper Ziemba recenzuje „Kino moralnego niepokoju” w reżyserii Michała Borczucha.

05 07 2019

Ojcowie (z) Kościoła

Premiera spektaklu – zbiegająca się w czasie z filmem „Tylko nie mów nikomu” braci Sekielskich – pozwala zwolennikom teorii spiskowych snuć domysły, że to kolejny przykład działalności antykościelnego układu – pisze Jan Karow o „Dzieciach Księży” w reżyserii Darii Kopiec.

05 07 2019

Grupa wsparcia – wywiad z Piotrem Mateuszem Wachem

Schemat jest wszędzie podobny. Wystawa, która kosztuje kilka milionów złotych czy dolarów, jest wielkim produktem, a osoby, które są w nią najmocniej zaangażowane, zostają wykorzystane – z Piotrem Mateuszem Wachem – artystą, tancerzem, performerem – rozmawia Julia Kowalska

05 07 2019

Odpowiedzialni za wyobraźnię

„Bezkarnie” jest kolejnym głosem krytycznym wobec ojców założycieli i ojców dyrektorów, których alienujące i totalizujące myślenie o teatrze podtrzymuje mity dotyczące społecznego statusu artysty.

04 07 2019

Dopiero śpiew daje swobodę?

Śpiew ma na stałe zarezerwowane miejsce na scenach teatrów dramatycznych, od eksperymentalnego teatru akademickiego w zachodnim stylu, po lokalne studia młodzieżowe czy emigracyjne amatorskie trupy – Katarzyna Dobrowolska pisze o roli pieśni w teatrze ukraińskim

04 07 2019

Nic tak nie działa jak czerwona sukienka

Wyjątkowe oddziaływanie retrospektywy „The Artist Is Present” opiera się na sile produkowanych przez Abramović obrazów, które wybijają się na niezależność i budują ikoniczny wizerunek artystki – Weronika Wawryk pisze o strategiach kreowania wizerunku przez Marinę Abramović

04 07 2019

Poważna sprawa

Wszystko wskazuje na to, że Marinie Abramović na etyce postępowania nie bardzo zależy, a pozycja, na jakiej często jest stawiana, to konstrukt, z którym nie identyfikuje się ona nawet w minimalnym stopniu. Tym, na czym wyraźnie jej zależy, jest poważne traktowanie własnej twórczości – Zuzanna Berendt recenzuje wystawę Mariny Abramović „Do czysta”

04 07 2019
SITEMAP