Rytualne starcie prawa i sztuki (Rytuał)
Rytuał Ingmara Bergmana w reżyserii Iwony Kempy opiera się na przeciwstawieniu dwóch światów: sztuki i prawa. Prawo rozumiane jest tu poprzez rozbudowany aparat państwa, nadzór nad obywatelami i ich ciągłą, choć transparentną, kontrolę. W spektaklu zderzają się dwa porządki, dwie formy i dwa języki. Stoją one w opozycji, nie mogą znaleźć wspólnych punktów, walczą o władzę i pozycję względem siebie.
W pierwszej części sztuki widz obserwuje mechanizmy, jakimi rządzą się instytucje państwowe działające w majestacie prawa, w drugiej części hegemonię zdobywają artyści, wykorzystując teren sądu do odegrania własnego spektaklu — tytułowego rytuału. Celowo użyłam górnolotnego sformułowania „majestat prawa”. To, co pozwala sędziemu poniżać i pastwić się nad bezbronnymi podejrzanymi to właśnie powaga i patos, jakimi otoczone są zawiłe kodeksy. Osoba, która zna ich język, zyskuje władzę. Swoboda ta daje sędziemu przewagę nad nieobeznanymi z procedurami, oskarżonymi — aktorami. Z drugiej strony, słabym punktem urzędnika państwowego jest nieznajomość sztuki, jej niezrozumienie, a jednocześnie podziw, jakim skrycie darzy on przesłuchiwanych. Słabości dwóch stron mają tę samą naturę — symetrycznie rozmieszczonej wiedzy i jej braku, sprawności i bezradności w poruszaniu się w odmiennych sferach życia. Ingmar Bergman obrazuje starcie dwóch porządków władzy: państwowej i utożsamianej przez artystów władzy symbolicznej — władzy sztuki. Sztuka jest w tym wypadku mistycyzowana, należy bardziej do porządku intuicji niż rozumu, jest nieokiełznana, posiada incydentalny przystęp do tajemnicy niedostępnej innym przejawom ludzkiej aktywności.
Aktorzy konstruują wyraziste, ale utkane ze stereotypów role. Urzędnik jest stanowczy, opanowany (przynajmniej na początku spektaklu, gdy znajduje się na uprzywilejowanej pozycji przesłuchującego). Sędzia (Sławomir Maciejewski) nosi trochę za luźny garnitur, ma tendencję do pocenia się (Sebastian — jeden z aktorów, zarzuca mu, że śmierdzi i zaniedbuje higienę osobistą). W trakcie przesłuchania widz dowiaduje się, że to człowiek samotny, a jego życie osobiste jest nieudane. Spowiedź ta zostaje wymuszona przez sfrustrowanego aktora, który rzuca na oślep oskarżenia i zniewagi. Biografia sędziego rozwijana w krótkim dialogu toczonym między przesłuchiwanym a Sebastianem (Grzegorz Mielczarek), sprawia, że bezwzględny i okrutny urzędnik zyskuje ludzką twarz — nieszczęśliwego człowieka, poszukującego spełnienia w gorliwie wykonywanej pracy.
Relacje w grupie aktorów są równie skomplikowane. Neurotyczna, rozhisteryzowana Thea (Katarzyna Zawiślak-Dolny), opanowany Hans (Marcin Kuźmiński), nadwrażliwy Sebastian to trio, w którym relacje przyjacielskie, miłosne i zawodowe tworzą toksyczną mieszankę. Cała trójka znajduje się na skraju, z przebiegu zdarzeń i rozmów między bohaterami dowiadujemy się, że mają się niebawem rozstać. Niedługo przestaną obowiązywać podpisane kontrakty, a ich wspólna praca twórcza pęka w szwach. Każda z postaci ma jakąś skazę, problemy zostawione gdzieś za sobą, które wydobywa na wierzch wszystkowiedzący sędzia: potrafi on wskazać Sebastianowi dzień, w którym trzynaście lat temu przejechał na czerwonym świetle oraz przypomnieć moment, gdy podczas kłótni zabił swojego partnera. Okazuje się, że najbardziej bolesne, a zarazem wstydliwe chwile z życia trójki aktorów są zapisane w raportach i czekają na odpowiedni moment, by ujrzeć światło dzienne i świadczyć przeciwko nim.
Scenografia jest oszczędna, białe ściany i podłoga przenoszą czas akcji w niedookreślone teraz. Na scenie stoi stół i kilka krzeseł. Za aktorami pojawiają się projekcje, przedstawiające zdjęcia robione im z ukrycia. Slajdy te przypominają policyjne kroniki. Widzimy na nich bohaterów w momencie gdy przechadzają się po Plantach, rozmawiają ze znajomymi, bawią się w krakowskich klubach i snują pijani po klatkach schodowych kamienic. Zdjęcia wyświetlane są w przerwach między scenami. Budują tym samym napięcie przed kolejnymi przesłuchaniami, służą również do przedstawiania i pogłębiania psychologii postaci. Dodatkowo materiał dowodowy wskazuje na wszechobecność nadzoru policyjnego i ogrom materiału dokumentacyjnego zgromadzonego przez śledczych. Co więcej, widz do końca nie dowie się, o co tak właściwie zostali oskarżeni przesłuchiwani. Sędzia powtarza czasem, że chodzi o prowokację artystyczną związaną z ich nowym numerem pod tytułem „Rytuał”.
W spektaklu dochodzi do skrzyżowania przerysowanego, schematycznego artyzmu z wszechwiedzącą władzą reprezentowaną przez zgnębionego przez życie i zmagającego się z kompleksami urzędnika. Aktorzy tworzą swe postacie, nie szczędząc im siły i własnego głosu, ekspresji ciała i dynamiki, co nie zawsze buduje obraz wiarygodnej i szczerej emocji. Kreacje aktorskie zbieżne są ze stereotypami, jakie funkcjonują na temat środowiska artystycznego. Według powszechnie panujących poglądów to osoby, które świetnie radzą sobie na scenie, ale mają ogromne problemy z wyzwaniami dnia codziennego i relacjami międzyludzkimi. Uciekają więc w alkohol, używki i seks, by odrywać się od przygnębiającej rzeczywistości. Takie binarne i oczywiste budowanie opozycji sprawiło, że spektakl wydał mi się mało przekonujący, utkany z pospolitych klisz. Na dodatek tytułowy rytuał odgrywany na scenie wyglądał na pseudo-sadomasochistyczne przedstawienie. Aktorzy w strojach z czarnego lateksu, maską w kształcie czaszki i kielichem, w którym wino miało symbolizować krew, wyglądali na hochsztaplerów urządzających niezrozumiałą szopkę. Nie wiadomo też, jakim sposobem, doprowadzili sędziego do zawału serca. Głos rozbrzmiewający z off-u na koniec sztuki, oznajmia, że zostali oskarżeni o spowodowanie śmierci urzędnika państwowego, po czym wyszli po kilku miesiącach z więzienia po wpłaceniu wysokiej kaucji.
W komentarzach na temat Rytuału Kempy mówi się o aktualności podejmowanego tematu, odnosząc się przy tym do przypadków cenzurowania teatru przez władze. Niestety, nie znajduję w tym przedstawieniu głosu, który byłby istotny w przywołanym sporze. Reżyserka nie wychodzi poza binarną i dość schematyczną opozycję mistycyzującej, przeczuwającej „sztuki” i okrutnego, szpiegującego wymiaru sprawiedliwości. Jest wręcz przeciwnie, sposób przedstawienia postaci kieruje empatię widza w stronę zgnębionego życiem, trochę nieporadnego urzędnika, który umiera na końcu sztuki. Niewątpliwie siłą, a zarazem mankamentem tego przedstawienia są niedopowiedzenia, zawieszone gdzieś między wierszami kolejnych kwestii. Nie wiemy, dlaczego aktorzy są przesłuchiwani i dlaczego zabroniono im wystawiania „numeru”.
Anna Galewska, Teatralia Warszawa Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 172/2016
36. Warszawskie Spotkania Teatralne
14-27 kwietnia 2016
Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy
Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie
autor: Ingmar Bergman
reżyseria i scenografia: Iwona Kempa
przekład: Elżbieta Frątczak-Nowotny
scenografia i kostiumy: Anna Sekuła
muzyka: Piotr Madej (Patric The Pan)
multimedia: Grzegorz Mart
obsada: Katarzyna Zawiślak-Dolny, Marcin Kuźmiński, Sławomir Maciejewski, Grzegorz Mielczarek
premiera: 28 listopada 2015
fot. materiały Teatru im. Juliusza Słowackiego
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.