Samotność jest jak deszcz (Beksiński. Obraz bez tytułu)
„Nie jestem producentem nastrojów na zawołanie” – ostrzega główny bohater spektaklu Beksiński. Obraz bez tytułu. Chwilę później bierze do rąk aparat i zaczyna fotografować swoją rodzinę. W spektaklu reżyser ogranicza interakcję między głównymi bohaterami do minimum. Aktorzy nie mówią. Mówią obrazy.
Premiera spektaklu Beksiński. Obraz bez tytułu w reżyserii Jerzego Satanowskiego zbiegła się w czasie z premierą filmu Ostatnia rodzina, będącego swoistą wiwisekcją relacji panujących w rodzinie Beksińskich. Oczekiwania widzów, mających nadzieję na podobne wrażenia jak po oglądnięciu filmu na podstawie scenariusza Roberta Bolesty, zostają jednak rozwiane w pierwszych minutach spektaklu. Scena jest zaaranżowana w taki sposób, aby widz nie miał poczucia, że znalazł się w środku domu rodzinnego Beksińskich. Po lewej, znajduję się kuchnia przechodząca w salon, zagracony sprzętem RTV starego typu: radioodbiornikami, odtwarzaczami wideo. Po prawej – kwartet akompaniujących muzyków oraz dwoje aktorów-kobieta i mężczyzna śpiewających piosenki z tekstami między innymi autorstwa Jana Wołka, Bolesława Leśmiana i Jonasza Kofty. W tle umieszczony jest ogromny ekran, na którym wyświetlane są archiwalne zdjęcia artysty i jego rodziny oraz reprodukcje obrazów. Zmiany w życiu bohaterów sygnalizowane są na wyświetlanych slajdach. Dowiadujemy się z nich o przeprowadzce do Warszawy, rozpoczęciu przez Zdzisława współpracy z marszandem, radiowych doświadczeniach jego syna, Tomasza.
Ten podział sceny na kilka równoległych przestrzeni sprawia, że widz tak naprawdę od samego początku ma poczucie, że Beksińscy są tylko tymczasowymi mieszkańcami swojego domu, a ich historia wydaje się tylko pretekstem do pokazania bardziej ogólnego problemu, którym jest niemożność stworzenia relacji ze światem zewnętrznym.
Emocje, które targają głównymi bohaterami są przedstawione w bardzo subtelny sposób. Reżyser ogranicza interakcję między głównymi bohaterami do minimum. Aktorzy nie mówią. Monologi głównego bohatera , Zdzisława, puszczane są ze wcześniejszych nagrań. Jedyne rozmowy, które możemy usłyszeć na żywo, to dialogi pomiędzy dwójką aktorów eksponowanych na pierwszym planie. Zdzisław Beksiński przez większość spektaklu maszeruje. Jego żona przesiaduje całymi dniami w kuchni. Czasami podaje swojemu mężowi butelki coca coli. Bohaterowie przypominają rytmicznie poruszające się manekiny. Dopiero w przedostatniej scenie, mamy możliwość zobaczenia Beksińskich siedzących przy wspólnym stole, trzymających się za ręce. Nawet scena samobójczej śmierci Tomasza zostaje pokazana w symboliczny sposób: podąża on za kulisy za swoją matką.
W spektaklu tak naprawdę liczą się tylko obrazy Beksińskiego. To one wraz z rozwojem akcji koncentrują na sobie główna uwagę publiczności. Aktorzy stopniowo stają się tłem dla olbrzymich płócien, które przetrwają wszystkie życiowe kryzysy Beksińskich. Ale jest to doskonałe tło. Zofia Beksińska, ubrana w szmizjerkę i czółenka z epoki (w tej roli świetna Karolina Dańczyszyn) ściera rytmicznie kurze, ale jej każdy gest w stronę męża i syna zawiera nieograniczone pokłady czułości. Zdzisław, grany przez Roberta Chodura, do złudzenia przypomina Beksińskiego, którego znamy z licznych materiałów archiwalnych.
Istnieje jednak pewien dysonans pomiędzy warstwą wizualną i dźwiękową. Ekspresyjne obrazy Beksińskiego nie zawsze współgrają z piosenkami w konwencji poezji śpiewanej. Mocniejszy beat albo gra świateł dodałyby niektórym scenom dramaturgii. Spektakl jest momentami zbyt statyczny i brakuje w nim mocniej zarysowanych zwrotów akcji. Ale prawdopodobnie jest to celowy zabieg doświadczonego reżysera, który chciał pokazać , że życie Beksińskich tak naprawdę było monotonne, przeplatały je tylko tragedie najbliższych.
Widz niezainteresowany malarstwem współczesnym nie może zignorować obrazów, które wraz z rozwojem akcji coraz mocniej korespondują z tym, co dzieje się na scenie. Szczególną uwagę zwraca obraz postaci z wmontowanym mechanizmem nagrywającym, która trzyma ręce na głowie chłopca z pustymi oczodołami. Ten obraz to metafora relacji pomiędzy ojcem i synem. Równie poruszający jest obraz pokazany w momencie, gdy na ekranie wyświetlane są nagłówki z gazet informujące o tragicznej śmierci głównego bohatera – stado wilków na śniegu ze śladami krwi .
Spektakl jest nie tylko opowieścią o rozpadzie rodziny, ale zwraca uwagę na lęki egzystencjalne współczesnych, takie jak strach przed samotnością, hałasem, relacją z drugim człowiekiem. Beksiński bez przerwy nagrywa swoją rodzinę, rejestruje rzeczywistość oraz próbuje ją zrozumieć. Przypomina trochę ludzi, którzy wrzucają dziesiątki zdjęć na Facebooka i Instagrama. Ponosi jednak klęskę jako twórca i ojciec. Pod koniec wyznaje, że nie rozumie sensu swojej twórczości oraz, że całkowite poświęcenie się sztuce nie uchroniło go w żaden sposób przed samotnością. „Samotnośc jest jak deszcz” – cytuje za Rilkem główny bohater spektaklu.
Katarzyna Bolec, Teatralia Rzeszów Internetowy Magazyn „ Teatralia”, numer 178/2016
Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie
Beksiński. Obraz bez tytułu
scenariusz i reżyseria: Jerzy Satanowski
scenografia: Anna Tomczyńska
kostiumy: Jolanta Łobacz-Szczęsna
muzyka: Jerzy Satanowski
ruch sceniczny: Marta Szumieł
multimedia: Marcin Pawełczak
obsada: Dagny Cipora, Karolina Dańczyszyn, Robert Chodur, Mateusz Mikoś, Stanisław Godawski (kreacja dziecięca, gościnnie), Michał Stępniak (kreacja dziecięca, gościnnie)
premiera: 28 maja 2016
fot. Maciej Mikulski
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.