Schemat doskonały (Ślub doskonały)
12 czerwca we wrocławskim Teatrze Polskim gościliśmy stołeczny Teatr Kwadrat z farsą zatytułowaną Ślub doskonały, obsadzoną popularnymi telewizyjnymi aktorami. Nie przypominam sobie, żeby scena na Zapolskiej pękała w szwach tak, jak w dniu tego występu. Czy słusznie? Niestety, nawet jeśli staram się ocenić teatr komediowy w jego kategorii, to Ślub doskonały od tytułowej doskonałości jest bardzo daleki. Nie wiem tylko, jaki jest powód triumfu, który święci za granicą.
Przytaczana wcześniej doskonałość ma polegać – jak się zdaje –na szczęśliwym zakończeniu, kiedy to Bill (Paweł-Małaszyński) decyduje się nie żenić jednak z Ritą (Katarzyna Glinika), ubraną już w biel od stóp do głów, ale puścić wodze fantazji i oddać się cielesnej rozkoszy z Judy (Marta Żmuda-Trzebiatowska), poznaną poprzedniej nocy dziewczyną swojego najlepszego przyjaciela, Toma (Andrzej Nejman).
Akcja rozgrywa się w hotelowym apartamencie, przedzielonym prowizoryczną ścianką, która osłania nie tylko to, co widoczne dla oczu, lecz także podwójną moralność Pana Młodego. Szkoda, że nie doczekaliśmy się zmiany dekoracji po drugim akcie. Niemniej, Ślub doskonały wypada imponująco, jeśli chodzi o stronę wizualną – scenografia i kostiumy przenoszą do świata brytyjskiej śmietanki towarzyskiej. W poincie martwe dotąd dekoracje ożywają – okazuje się, że figury imitujące mosiężne aniołki umieją poruszać kończynami i śpiewać.
Andrzej Nejman powiedział w jednym z wywiadów, że grę w farsach upodobał sobie zwłaszcza ze względu na sentyment – właśnie w tym gatunku debiutował. I to widać, bo pod względem aktorstwa jest w Ślubie doskonałym niedościgniony. Inaczej rzecz ma się z Martą Żmudą-Trzebiatowską, niedoświadczoną w scenicznych komediach – ten brak boleśnie wypływa na wierzch. Paweł Małaszyński swoje próby uczynienia z Billa pozornie uległego samca alfa podsyca komiczną mimiką i sugestywną gestykulacją (momentami można rozmyślać, czy nie znajdujemy się przypadkiem na zajęciach z aerobiku). Istotnie, dynamika przedstawienia jest jego atutem, fizycznie aktorzy muszą stanąć na wysokości zadania, chociaż na bezmyślnej bieganinie od drzwi do drzwi nikt jeszcze nie zbudował dobrego spektaklu.
Całość jest standardowa – opiera się na komedii pomyłek, klasycznym qui pro quo, matematycznej precyzji wchodzenia i wychodzenia z hukiem. Nie ma innowacji w dramaturgii (jeśli w ogóle o takiej można tu mówić), wszystko powtarza się w absolutnie każdej scenicznej farsie, a więc i tutaj prowadzi do nieznośnej przewidywalności. Przez ponad dwie godziny pojawia się kilka naprawdę zabawnych, a przy tym zaskakujących ripost – reszta jest powielaniem schematów. Ślub doskonały polecić można tym widzom, którzy dotychczas stronili od teatru komediowego – stałych bywalców rozczarować może brak niedomówień i wierna kalka innych przedstawień tego typu.
Karolina Obszyńska, Teatralia Wrocław
Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 65/2013
Teatr Polski we Wrocławiu
Ślub doskonały
Robin Hawdon
przekład: Elżbieta Woźniak
reżyseria: Marcin Sławiński
scenografia: Wojciech Stefaniak
kostiumy: Emilia Dadoń
obsada: Paweł Małaszyński (Bill), Katarzyna Glinka/Katarzyna Zielińska (Rita), Marta Żmuda-Trzebiatowska (Judy), Andrzej Nejman (Tom), Ewa Kasprzyk/Małgorzata Pieńkowska (Daphne), Ilona Chojnowska (Julie), Maciej Kujawski/Andrzej Grabarczyk (Kierownik Hotelu)
fot. mat. teatru
Karolina Obszyńska (rocznik 1989) – studentka filologii polskiej (specjalność teatrologiczna) i judaistyki na Uniwersytecie Wrocławskim, wcześniej na Uniwersytecie Warszawskim. W „Teatraliach” od 2009 roku, w teatrze od zawsze. Publikuje także na portalu wywrota.pl. Ponad wszystko kocha pantomimę i teatr dramatyczny – szczególnie spektakle Krystiana Lupy i Krzysztofa Warlikowskiego.
Fajnie było by to obejrzeć z taką obsadą