Sikorski (nie)sportretowany (Holzwege)

Sikorski (nie)sportretowany (Holzwege)

Zdolny i intrygujący, niedoceniony za życia, zmarł przedwcześnie w niewyjaśnionych okolicznościach. Postać jednego z najciekawszych kompozytorów drugiej połowy XX wieku przywołała na scenie Katarzyna Kalwat.

Holzwege to tytuł jednego z utworów Tomasza Sikorskiego. Oznacza błądzenie – i chyba jest to najlepsze określenie najnowszej produkcji TR Warszawa. W programie spektaklu czytamy, że będzie on połączeniem pracy dramatycznej i koncertu. Istotnie, mamy tu do czynienia ze scenami opartymi na tekście, przeplatanymi niekiedy wykonywanymi na żywo utworami muzycznymi – samego Sikorskiego, a także Johna Cage’a (słynne 4’33). Czy polskiego artystę można porównać do jednej z ważniejszych postaci sztuki XX wieku? Czy był polskim Cage’em?

Tytułowe błądzenie przejawia się w kilku aspektach przedstawienia. Przede wszystkim niejednoznaczna jest forma, którą zaproponowali twórcy. Takie połączenie sprawia, że praca nie jest do końca koncertem, nie broni się także jako dramatyczna konstrukcja. Katarzyna Kalwat i Marta Sokołowska postawiły na zbudowanie struktury dzieła z fragmentów, ze strzępów, nie zawsze spójnych ze sobą, będących czasem faktami, a innym razem jedynie domysłami. Choć odczytywane są tu autentyczne listy i pisma Sikorskiego oraz przedstawia się szczegóły jego życia, to jednak za mało, by uznać Holzwege za teatr dokumentalny. Zbyt wiele jest niedoprowadzonych do sedna domniemań czy snucia hipotez tej samej sytuacji. To pewnego rodzaju konstrukt oparty na trwaniu pomiędzy światem prawdy i mitów, grze postaci i wychodzeniu z roli.

Na scenie są cztery osoby: Sandra Korzeniak, Jan Dravnel, Tomasz Tyndyk i Zygmunt Krauze. Wszyscy zwracają się do siebie prawdziwymi imionami, momentami wcielają się w postaci z konkretnych przywoływanych sytuacji, innym razem wychodzą z roli, mówią półprywatnie, przez co zaciera się granica między odgrywaniem a naturalnością. Troje z nich to aktorzy TR Warszawa, ostatni – pianista i kompozytor, przyjaciel Sikorskiego. To on jest głosem prawdy, nie zastanawia się jak pozostali, jaki mógł być nieżyjący artysta, a przedstawia jego sylwetkę za pomocą autentycznych dokumentów, wykonuje także jego utwory. Gdyby jednak pozostawić go na scenie samego, spektakl przybrałby formę tkliwego wieczorku wspomnieniowego albo szkolnej akademii poświęconej ważnej osobie. Tu potrzeba czegoś więcej – stąd dywagacje i spory pomiędzy aktorami, próby znalezienia odpowiedzi na pytania o przyczynę śmierci kompozytora, jej okoliczności i o to, co zadecydowało o takim, a nie innym przebiegu jego życia. Nie dowiemy się z Holzwege, jaki był Sikorski. Neurotyk, porywczy, wrażliwy, agresor – kim był naprawdę? Nie jest to bowiem spektakl edukacyjny, z którego wyciągniemy najważniejsze informacje, by odrobić pracę domową. To raczej poruszanie się pomiędzy kilkoma tematami, z których wyłania się inny portret artysty.

Kiedy wchodzimy do sali, aktorzy już są na scenie. Dravnel siedzi przy stole, pisząc na komputerze, Krauze umiejscowiony został przy fortepianie, Korzeniak i Tyndyk niespokojnie przemierzają scenę. Opowiadanie o Sikorskim rozpoczynają spory między Dravnelem i Korzeniak (w kolejnych scenach drażniącą manierycznością w sposobie wypowiadania poszczególnych kwestii) – każde z nich ma odmienne zdanie na temat jego śmierci, poszczególnych wydarzeń z jego życia. W konfrontacje różnych punktów widzenia włącza się także Krauze – odczytując listy, jakie pisał do niego kompozytor, opowiadając anegdoty i biograficzne historie. Najbardziej charakterystyczny – i zdecydowanie najlepszy z całej czwórki – wydaje się Tyndyk: jako Sikorski balansuje między agresją a nerwicowym niepokojem, jest porywczy, neurotyczny, wielowymiarowy. Ciekawym zabiegiem jest tu użycie kamer: ukazywanie aktu scenicznego na ekranie postawionego na scenie telewizora czy zawieszonym w tle materiale imitującym kurtynę. Przykładem takiego działania, a zarazem najbardziej emocjonalnym obrazem, jest sekwencja jednej z propozycji śmierci kompozytora – Tyndyk leży w wannie niczym Marat z obrazu Jacquesa-Louisa Davida, jego oblicze zostaje przybliżone dzięki pracy kamery.

Konstrukcja przedstawienia pozostaje fragmentaryczna, a przez to wydaje się mało dopracowana. To samo powiedzieć można o scenografii. Na scenie mamy niemal wszystko: fortepian, dwie wanny, stół, na którym znajdują się papiery, plastikowe kubki, komputer, telewizor, wieszak z ubraniami (Korzeniak przebiera się na oczach widzów, wcielając się w kolejne postaci mówiące o Sikorskim). Ten swojego rodzaju nieład odzwierciedlać może niespokojność życia Sikorskiego, nie wnosi jednak do przedstawienia znaczących sensów i jedynie przytłacza ilością obiektów (podobnie jest ze światłem, które tylko oświetla postaci na scenie, nie podkreślając nastrojów – trudno tu mówić o jego reżyserowaniu). Gdy przy końcu techniczni wynoszą ze sceny prawie wszystko, zostawiając na niej jedynie fortepian, poczuć można ulgę. Krauze zaczyna grać jeden z utworów Sikorskiego, Korzeniak i Dravnel wysłuchują go niczym widzowie obecni na koncercie. Ta prosta scena jest chyba najbardziej esencjonalna, kompozytor przemawia poprzez swoją muzykę – nie potrzeba tu nic więcej, każdy odkrywa go poprzez swoją wrażliwość.

Zastanawiające jest to, ilu widzów przed przyjściem do TR Warszawa wiedziało, kim był Tomasz Sikorski. Ilu znało jego twórczość? Przyznaję, że Holzwege było moim pierwszym kontaktem z postacią kompozytora, z jego życiorysem mogłam się zapoznać dzięki programowi (skromnemu, jednak dobrze opracowanemu). Po spektaklu Katarzyny Kalwat nie spodziewałam się jedynie biograficznego przedstawienia Sikorskiego, ale również interesującego podejścia do jego twórczości, może próby jej interpretacji, odniesienia się do niej. Nie widzę tu jednak osobistego stosunku reżyserki do twórcy (a szkoda, może wniósłby do spektaklu ciekawe motywy). Mam też wrażenie, że brak tu zdecydowania, wyrazistej konstrukcji, nie będącej tytułowym błądzeniem. Po obejrzeniu Holzwege nasuwa się jedno pytanie: czy tyle wystarczy, by docenić XX-wiecznego kompozytora? Zdaje się, że wielu wyjdzie z tego spektaklu z poczuciem braku zainteresowania.

I to nie jest wina Sikorskiego, ale nieumiejętnego wykorzystania jego potencjału w konstruowaniu scenicznego świata.

 

Marta Seredyńska, Teatralia Warszawa
Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 159/2016

 

TR Warszawa

Marta Sokołowska

Holzwege

reżyseria: Katarzyna Kalwat

dramaturgia: Marta Sokołowska

scenografia: Anna Tomczyńska

wideo: Ewa Łuczak

reżyseria świateł: Paulina Góral

obsada: Jan Dravnel, Sandra Korzeniak, Zygmunt Krauze, Tomasz Tyndyk

premiera: 15 stycznia 2016

fot. A. Tomczyńska

 

Marta Seredyńska – rocznik 1991, absolwentka Wiedzy o teatrze oraz Mediów Interaktywnych i Widowisk UAM, z „Teatraliami” związana od 2013 roku. Miłośniczka tańca i projektów kulturalno-animacyjnych.