Słuchanie kryzysów

Goebbels, Lauwers i Marthaler – ojcowie (!) założyciele współczesnego europejskiego teatru, mający znaczący wpływ także na polskie środowisko teatralne po 1989 roku – prezentują swoje obserwacje na temat rzeczywistości w formie dość stotalizowanej struktury scenicznej, przygniatającej widzki i widzów niemal każdym swoim elementem – Maciej Guzy pisze o trzech spektaklch prezentowanych podczas tegorocznej edycji Ruhrtriennale w Bochum

Ilustratorka: Adrianna Szadzińska

Trzy spektakle, do obejrzenia których w sierpniu tego roku zostali zaproszeni uczestnicy i uczestniczki międzynarodowego campusu studenckiego festiwalu Ruhrtriennale (International Festivalcampus, Bochum, 23–26.08.2019 r.), są do siebie podobne w jednym, zasadniczym aspekcie. Zarówno Everything that happened and would happen Heinera Goebbelsa, jak i All the good Needcompany oraz Nach den letzten Tagen. Ein Spätabend. Christopha Marthalera starają się uchwycić atmosferę rosnącego poczucia niepokoju, kryzysu i rozkładu zachodniej cywilizacji. To oczywiście powszechnie nadużywany frazes, który w tym przypadku zdaje się jednak w całym swym mętnym znaczeniu w dość dobitny sposób oddawać pozycję, z jakiej wypowiadają się twórcy przywołanych produkcji. W festiwalowych przedstawieniach nie ma bowiem skrupulatnego punktowania zagrożeń, wejścia w mniej lub bardziej bezpośredni dialog z realnymi czynnikami opresji rasowej, międzygatunkowej czy ekonomicznej, ani wytworzenia enklaw alternatywnego modelu kształtowania rzeczywistości, w których twórczynie i twórcy, wspólnie z uczestniczkami i uczestnikami wydarzeń, stawialiby artystyczno-polityczny opór codziennym praktykom społecznym. Jest za to enigmatyczne trwanie w wyraźnie skumulowanym przez ostatnie lata lęku i defetyzmie. A także rozmach inscenizacyjny, na który zdecydowana większość teatralnych twórczyń i twórców prawdopodobnie nigdy nie będzie mogła sobie pozwolić.

Nietrudno nie zauważyć, że już na wstępie zaznaczam zdystansowaną pozycję, jaką przyjąłem wobec współprodukowanych przez Ruhrtriennale spektakli. Sądzę, że sytuacja odbioru, w jakiej zostałem postawiony jako widz, jest jednak w tym przypadku szczególnie istotna i wymaga ujawnienia. Goebbels, Lauwers i Marthaler – ojcowie (!) założyciele współczesnego europejskiego teatru, mający znaczący wpływ także na polskie środowisko teatralne po 1989 roku – prezentują swoje obserwacje na temat rzeczywistości w formie dość stotalizowanej struktury scenicznej, przygniatającej widzki i widzów niemal każdym swoim elementem. Co więcej, choć każdy z nich w swoich kolejnych realizacjach wielokrotnie dawał dowody rozmywania klasycznie pojmowanej roli reżysera, ich najnowszych spektakli trudno nie utożsamiać z niezwykle osobistymi wypowiedziami twórcy-jednostki, przesyconymi indywidualnym doświadczeniami. Tym samym ustanowiona z publicznością relacja w sposób nieunikniony przybiera charakter raczej paternalistycznej przemowy, płynącego z góry ostrzeżenia, niż próby zaprojektowania przestrzeni wspólnego uczestnictwa.

Można polemizować, czy taka formuła stanowi efektywną przeciwwagę dla trwających kryzysów (ekologicznego, nacjonalistycznego, demokratycznego etc.). Jednak w tej krótkiej relacji chciałbym raczej skupić się na tym, w jaki sposób wspomniani twórcy przekładają swój osobisty lęk na teatralny komunikat, gdzie leży źródło tego lęku, a także jaką pozycję wobec tego źródła zajmują artyści w swoich pracach. W sposób szczególny odwołam się natomiast do szeroko rozumianej warstwy audialnej zaprezentowanych spektakli, która w każdym z powyższych przypadków sprawia wrażenie niezwykle istotnej dla wymowy całości.

Everything that happened and would happen powstało w wyniku fascynacji Goebbelsa Europeaną Patrika Ourednika – poetycką historią XX wieku, płynnie meandrującą między kolejnymi dziesięcioleciami i łączącą fakty z obrastającymi je narracjami (w tym mitologiami). Dość chaotyczna i przesycona dygresjami opowieść o Europie snuje się usypiająco, nieustannie sprawdzając uwagę czytelnika, każąc mu zadawać pytania o genezę literackiego łączenia kontekstów, co do których nikt nie przypuszczał, że mogą zostać powiązane. Ten sam efekt stara się wygenerować Goebbels. Improwizowana na żywo muzyka, wykonywana na mniej lub bardziej rozpoznawalnych instrumentach rozmieszczonych w formie stanowisk muzycznych dookoła sceny, wprowadza oniryczną atmosferę, która stopniowo rytmizuje somatykę widzek i widzów, silnie zakorzeniając ich w biernej pozycji, tracących świadomość obserwatorów. Z czasem niezwykle trudne staje się śledzenie towarzyszącej dźwiękom choreografii performerów, przedmiotów i światła, a także mantrycznego tekstu, niekiedy odczytywanego przez jednego z aktorów (to zresztą jedyna sytuacja, w której tekst możemy usłyszeć – czasem wyświetla się on również w formie napisów, ale jego rola jest znacznie ograniczona). Goebbels wyraźnie stara się wywołać stan utraty czujności wobec zmian, do których dochodzi na scenie. Tylko czasami docierają do publiczności impulsy rozbijające aurę apatyczności – wyraziste wejście saksofonu czy hałas spadających głazów. Intensywność oddziaływania tych dźwięków jest jednak tylko chwilowa i szybko ustępuje dominującej atmosferze senności.

Szczególnie istotnym dźwiękiem jest otwierający przedstawienie głos samego Jana Lauwersa, który zaprasza do obejrzenia produkcji i inicjuje pretensjonalnie przydługi prolog, gdzie każda pojawiająca się na scenie osoba jest pozycjonowana względem belgijskiego artysty – głowy rodziny bądź założyciela kolektywu.

W tak zbudowaną dramaturgię Goebbels wpisuje strzępy przekazów medialnych z kanału Euronews (w charakterystycznym dla tej stacji formacie – pozbawionym dodatkowego komentarza, opatrzonym jedynie miejscem i datą wydarzenia), które na moment przyciągają uwagę, ale nie stają się niczym innym niż anonimowymi obrazami, niewyróżniającymi się z ciągu podobnych nagrań, oglądanych każdego dnia. Za sprawą ich połączenia z tekstem Europeany w Everything that happened and would happen ustanowiona zostaje ciągłość między wiekiem XX a XXI, a obecne kryzysy, filmowane dwadzieścia cztery godziny na dobę, stają się bezpośrednim następstwem najnowszej historii. Zbiorowa odpowiedzialność tkwi natomiast w pogłębiającej się utracie czujności i radyklanym zdystansowaniu wobec rzeczywistości, która zdaje się niejako przepływać obok nas, uniemożliwiając nawiązanie z nią kontaktu. Przez wykorzystanie improwizacji Goebbels odtwarza wrażenie przyzwyczajenia do niespodziewanego, które na co dzień pojawia się w zapośredniczonej percepcji wciąż nowych, ale równocześnie powtarzających się relacji z kolejnych lokalnych katastrof. Co pewien czas jakiś incydent wywołuje większy wstrząs, lecz ostatecznie składa się jedynie na ciąg obojętnych i niedotyczących nas wydarzeń.

Swego rodzaju brzmieniowa przypadkowość obecna jest także w All the good Needcompany. Tu również w przestrzeni sceny ustawiono stanowiska instrumentalne, do których nieustannie podchodzą aktorki i aktorzy, czynnie włączając się we współtworzenie warstwy muzycznej przedstawienia. Proces symbolicznej demokratyzacji audiosfery jest jednak pozorny. Biorąc pod uwagę, że All the good jest spektaklem w znacznym stopniu opartym na słowie, nie można pominąć jego wpływu na audialny krajobraz sceny. Szczególnie istotnym dźwiękiem jest otwierający przedstawienie głos samego Jana Lauwersa, który zaprasza do obejrzenia produkcji i inicjuje pretensjonalnie przydługi prolog, gdzie każda pojawiająca się na scenie osoba jest pozycjonowana względem belgijskiego artysty – głowy rodziny bądź założyciela kolektywu. Oprócz tego w jego kwestiach często i natrętnie powtarzają się różne formy zaimków osobowych („I will be played”, „It’s all about me”), które naturalnie po części ironicznie podkreślają radykalnie narzucaną obecność konkretnego człowieka, jednak w żaden sposób nie przekładają się na zupełne podważenie jej pozycji. Stają się raczej intensywnym dźwiękowym punctum, warunkującym dalszy odbiór przedstawienia.

Wraz z pierwszymi zdaniami Lauwers w pełni determinuje dalsze działania sceniczne – tym bardziej, że przez cały czas trwania spektaklu pozostaje na scenie. Co ciekawe, wcale nie zajmuje pozycji centralnej, lecz miejsce z brzegu, trudno widoczne z pespektywy potężnej widowni. Tym samym dla wielu widzek i widzów to powracający głos reżysera jest dowodem na jego nieustanną obecność. Wywołuje to jeden zasadniczy skutek – z czasem próba odnalezienia źródła, z którego dochodzą komentarze Lauwersa, zaczyna organizować nie tylko percepcję słuchową, ale także wzrokową odbiorczyń i odbiorców. Nie pozwala to uwolnić się od wrażenia, że każdy pojawiający się w spektaklu wątek (skądinąd niekiedy całkiem interesujący, jak choćby historia izraelskiego żołnierza – obecnie performera – Elika, czy opowieść Grace Ellen Barkey o jej seksualności) winien być kontekstualizowany właśnie względem osoby reżysera. Dotyczy to także wspomnianej wcześniej aury katastrofizmu, która cechuje również All the good. Postawione przez twórczynie i twórców pytania o nasilające się objawy segregacji rasowej stają się raczej wyrazem osobistego szoku Lauwersa – żalu za utraconym, idyllicznym czasem, w którym mogły one nie padać – niż próbą ich krytycznego przepracowania.

Spośród wszystkich trzech realizacji kompozycja muzyczna – którą można by określić jako audiosferyczny antagonizm – odgrywała największą rolę dramaturgiczną w Nach den letzten Tagen. Ein Spätabend. Christoph Marthaler zdecydował się bowiem skonfrontować ze sobą głosy aktorek i aktorów wygłaszających teksty przygotowane przez Stefanie Carp z utworami wybranymi przez Ulricha Fusseneggera. Nie są to zestawienia przypadkowe – wypowiadane kwestie to oryginalne bądź imitowane szowinistyczne przemowy polityczne, szeroko wykorzystujące bogactwo rasistowskiej metaforyki i postprawdziwych manipulacji. Niestety, obecnie ich treść nie wzbudza już, poza obrzydzeniem, większego zdziwienia. Być może również dlatego twórczynie i twórcy zdecydowali się na ich daleko idącą stylizację, opartą na intensywnej pracy z aktorskim głosem. Ekspresja zostaje stonowana, aktorki i aktorzy mówią wolniej, z dużym spokojem, a zarazem obojętnością. Równocześnie perfekcyjne nagłośnienie pozwala usłyszeć każdy ich oddech, sapnięcie i szereg innych, zwykle ukrywanych odgłosów, towarzyszących mówieniu. Podminowane zostają zatem wszystkie retoryczne chwyty, które ostatnimi czasy skutecznie dławią racjonalizm i opanowanie w sposobie wypowiadania się, lansowane przez liberalne demokracje. Sugeruje to okrzepnięcie neofaszystowskiego języka, a wraz z wyeksponowaną organicznością składa się na spotęgowanie jego potworności.

Ilustratorka: Adrianna Szadzińska

Jednocześnie monumentalna przestrzeń Auditorium Maximum Uniwersytetu w Bochum, gdzie prezentowano przedstawienie, nawiedzana jest przez kompozycje muzyczne z lat dwudziestych, trzydziestych i czterdziestych, wykonywane przez obecny na sali zespół kameralny. Starannie dobrane utwory to przykłady prac kompozytorów, których kariery zostały przerwane przez Zagładę. Marthaler za wszelką cenę stara się podkreślić widmowy charakter tych dzieł– liczba instrumentalistów jest ostentacyjnie zbyt mała, aby wypełnić ogromną halę (uniwersyteckiego Auditorium Maximum w Bochum) w pełni nasyconym dźwiękiem, dzięki czemu nabiera on pożądanych cech obecnej nieobecności. W połowie spektaklu twórczynie i twórcy podważają nawet samą teatralną konwencję wydarzenia i, odsuwając się na drugi plan, zmieniają Nach den letzten Tagen. Ein Spätabend w koncert. Oczywiście należy postrzegać ten polityczny akt uwidocznienia artystów żydowskiego pochodzenia jako próbę sproblematyzowania obowiązującego kanonu muzycznego i wskazania na przyczyny jego okrojonego kształtu. Tym samym Marthaler wyraźnie odsłania swoje podejście do artystycznych strategii mówienia o dzisiejszych zagrożeniach, które jako twórca dostrzega. W dość konserwatywnym geście proponuje poszukiwanie ostrzeżeń w przeszłości, poprzez lokalizowanie jej znaków w najbliższych mu sferach życia.

Na wstępie wspomniałem, że wszyscy trzej twórcy w swoich realizacjach poruszają się na dość wysokim poziomie ogólności. Starają się uabstrakcyjnić swoje obserwacje i doświadczenia, nadając im cechy paneuropejskiej uniwersalności. Spektakle są na rozmaite sposoby umiędzynaradawiane – twórczynie i twórcy pochodzą z różnych krajów, a aktorzy i aktorki używają różnych europejskich języków. Być może sama europejskość jest tutaj problemem – niewykluczone, że strategia mówienia o losie, przeszłości i przyszłości pewnej wspólnoty (w tym kształcie, w jakim starano się ją postrzegać przez ostatnie kilkadziesiąt lat) uległa zdewaluowaniu. Trzeba oddać wspomnianym artystom, w tym zwłaszcza Goebbelsowi i Marthalerowi, że poniekąd również to wyczuwają, a prowadzona przez nich narracja – łatwo dająca się wpisać w klasyczne, humanistyczne ramy – miejscami zaczyna się rozpadać. Goebbels konsekwentnie powtarza w swoim najnowszym spektaklu gest ograniczenia ról ludzkich aktorów, otwierając pole dla (a być może nawet zachęcając do) interpretacji nieantropocentrycznych. Marthaler wpuszcza w uładzoną brzmieniowo przestrzeń przedstawienia obcy i nieoswojony język, etnicznie rodzimy czarnoskóremu aktorowi, dający szansę na afirmujące urasowienie, zdolne przeciwstawić się utożsamieniu różnicy z umniejszeniem. Te dość istotne działania giną jednak gdzieś pod powłoką spektakularnej realizacji, niestety stając się jedynie symbolicznymi gestami.

Ruhrtriennale International Festivalcampus
Bochum, 23–26.08.2019 r.
Kuratorzy: Carla Gesthuisen, Philipp Schulte

Spektakle:

Heiner Goebbels
Everything that happened and would happen
światło: John Brown, Heiner Goebbels
dźwięk: Willi Bopp
wideo: René Liebert
dramaturgia: Matthias Mohr
performerzy: Juan Felipe Amaya Gonzalez, Sandhya Daemgen, Antoine Effroy, Ismeni Espejel, Montserrat Gardó Castillo, Freddy Houndekindo, Tuan Ly, Thanh Nguyễn Duy, John Rowley, Annegret Schalke, Ildikó Tóth, Tyra Wigg
muzycy: Camille Emaille, Gianni Gebbia, Cecile Lartigau, Leo Maurel, Nicolas Perrin
produkcja: Veronika Obermeier
premiera: 23 sierpnia 2019

Jan Lauwers, Needcompany
All the good
scenografia: Jan Lauwers
muzyka: Maarten Seghers
kostiumy: Lot Lemm
dramaturgia: Elke Janssens
światła: Ken Hioco, Jan Lauwers
performerzy: Grace Ellen Barkey, Romy Louise Lauwers, Victor Lauwers, Jan Lauwers, Sarah Lutz, Benoit Gob, Elik Niv, Yonier Camilo Mejia, Jules Beckman, Simon Lenski, Maarten Seghers, Elke Janssens
produkcja: Judith Humer
premiera: 22 sierpnia 2019

Christoph Marthaler, Stefanie Carp und Uli Fussenegger
Nach den letzten Tagen. Ein Spätabend
reżyseria: Christoph Marthaler
opracowanie muzyczne: Uli Fussenegger
tekst: Stefanie Carp
scenografia: Duri Bischoff
kostiumy: Sarah Schittek
światło: Andreas (Phoenix) Hofer
dźwięk: Thomas Wegnerperformerzy: Tora Augestad, Benito Bause, Carina Braunschmidt, Bendix Dethleffsen, Walter Hess, Claudius Körber, Katja Kolm, Stefan Merki, Josef Ostendorf, Elisa Plüss, Bettina Stucky
muzycy: Uli Fussenegger, Hsin-Huei Huang, Claudia Kienzler, Michele Marelli, Sophie Schafleitner, Martin Veszelovicz.
produkcja: Barbara Falter
premiera: 21 sierpnia 2019

Absolwent prawa i wiedzy o teatrze na Uniwersytecie Jagiellońskim, student teatrologii na Wydziale Polonistyki UJ, członek Pracowni Kuratorskiej. Współpracuje z „Didaskaliami” i „Teatraliami”.
Podobne

Wszystkie barwy „Teatru”

Nie ma mowy o tym, żebyśmy kosztem indywidualnych przekonań wyznaczali sztywną linię pisma, choć oczywiście pewne opinie wyrażane są na naszych łamach częściej, a inne rzadziej. Pluralizm widać także w naszych corocznych werdyktach dotyczących nagród „Teatru”. Naszymi laureatkami w ostatnich latach była i Anna Seniuk i Justyna Wasilewska, a laureatami – Jerzy Stuhr i Andrzej Kłak. Choć oczywiście dla wyznawców post-teatru zawsze będziemy zbyt zachowawczy… – z Jackiem Kopcińskim rozmawia Katarzyna Niedurny w ramach cyklu wywiadów z redaktorami naczelnymi czasopism teatralnych.

19 01 2020

Całowanki zamiast zdrowasiek

Autor „Odlotu” tka swój udramatyzowany poemat z często nieoczywistych skojarzeń i strzępkowych cytatów, budując tym samym groteskową alegorię zglobalizowanej pamięci (pop)kulturowej, niejako przepuszczonej przez filtr katastroficzno-katolickiej wyobraźni. – o „Odlocie” Zenona Fajfera pisze Alicja Müller.

12 10 2019

Teatr na kredyt

Twórcy i twórczynie przeprowadzają krytyczną analizę rzeczywistości kapitalistycznej, w której relacje międzyludzkie, zarówno na płaszczyźnie społeczno-ekonomicznej, jak i moralnej, kształtują się w oparciu o pojęcie „długu” oraz modelowych figur wierzyciela/ wierzycielki i dłużnika/ dłużniczki. – Adriana Mickiewicz recenzuje „Dług” w reżyserii Jana Klaty.

12 10 2019

Liczba pojedyncza czy liczba mnoga?

Pozornie wydaje się, że tytułowa bohaterka filmu, Halla, mogłaby stać się jedną z aktywistek opisywanych przez Solnit. Wskazuje na to jej zaangażowanie w ochronę środowiska, wiara w swoje racje i chęć uzyskania wpływu na politykę energetyczną kraju, którego jest obywatelką – Zuzanna Berendt pisze o „Nadziei w mroku” Rebeki Solnit oraz o filmie „Kobieta idzie na wojnę” w reż. Benedikta Erlingssona

12 10 2019

Konstelacje

Formy niemieszczące się w określonej przez prawo strukturze są dowodem na to, że konieczność wyboru pomiędzy instytucją publiczną a kolektywem wciąż działa niekorzystnie na polaryzację pracy na rzecz rozwoju artystycznego i badawczego – pisze Anna Olszak o „Kolektywach teatralnych, artystycznych i badawczych”.

12 10 2019

Pismo w dobie przemian

Nie robiłem żadnej rewolucji. Dopiero po dobrych paru latach, już w dwudziestym pierwszym wieku, zmieniłem wewnętrzny układ pisma, czyli jego szkielet, strukturę. Zapłaciłem za to boleśnie, bo jeden z najbardziej poważanych przeze mnie ludzi w branży, mój niegdysiejszy promotor, Jerzy Timoszewicz, na parę lat zerwał ze mną wszelkie stosunki, krzycząc przedtem: „Dlaczego zabrał mi pan mój Dialog?!”. Tymczasem podstawa pozostała niezmieniona – z Jackiem Sieradzkim rozmawia Katarzyna Niedurny w wywiadzie otwierającym jej autorski cykl „Naczelni”.

12 10 2019

RAVE TILL THE GRAVE

Reżyserka tworzy silną paralelę między klasowym odbiorem choreomanii a tańcami wytworzonymi przez mniejszości rasowe i seksualne, będącymi ich własnym językiem buntu. Ostatecznie jednak przedstawiciele klas uprzywilejowanych zawłaszczyli te formy ekspresji i poddali je procesowi normatywizacji – Justyna Machaj pisze o „Truciźnie” w reżyserii Marty Ziółek

19 04 2020

W ruchu / w bezruchu

Kolory zalewają scenę, przestrzeń wypełnia gęsty dym. Piekielny skrzekot przeplata się z eterycznym dźwiękiem dzwoneczków i uderzeniami gongów, natchnione frazy pieśni Ne me quitte pas przeradzają się w słowa Psalmu 51 Miserere mei, Deus; spomiędzy kakofonii przebijają się wykrzykiwane manifesty rapera Bartusia 419. Twórcy Boskiej Komedii uruchamiają rozpędzoną machinę chaosu, tworzą wielowymiarowe sceniczne horror vacui. Stąd nie ma ucieczki – Agata Tomasiewicz pisze o „Boskiej Komedii” w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego.

25 03 2020

Było ich siedem. Osiem!

Skandal! Czy już poszła plotka o tym, że Diabły to nowa Klątwa i że dla własnego komfortu lepiej nie zabierać na spektakl zbyt dużej torebki, a w niej niepotrzebnych rzeczy, bo wejściu na salę towarzyszy kontrola bezpieczeństwa, która zawsze delikatnie opóźnia rozpoczęcie przedstawienia? – Agata M. Skrzypek pisze o „Diabłach” w reżyserii Agnieszki Błońskiej.

17 03 2020

Istotne sprawy studentów

Poddawanie się przymusowi tworzenia ostrych i wyrazistych opowieści o zbiorowych praktykach oporu, będących w istocie nieostrą negocjacją wielu interesów i potrzeb, stanowi odsłonę neoliberalnego przymusu produktywności w wytwarzaniu uproszczonych, nastawionych na efekt narracji o tym, że coś się jednak „udało”

14 02 2020

Stało się. Studium (nie)posłuszeństwa

Każda instrukcja, jak każdy performans, zawiera w sobie mikrowładzę, wciela jakąś teorię, wykładnię działania – instrukcja Bukowskiego nie jest od tego wolna. Ale może ważniejsze jest to, że służy do uwidocznienia pojawiających się i działających politycznych ciał.

14 02 2020

Mam ciało!

Na wszelkie kryzysy – nie tylko te tożsamościowe, ale i fizyczne – Dziemidok daje jedną receptę: trzeba tańczyć. Taniec zaczyna przy akompaniamencie ciszy, potem kontynuuje do muzyki, która jakby rozbrzmiewa w całości w jego głowie, a do widowni docierają tylko kakofoniczne stukoty. Niestaranna melodia przekształci się w końcowej tanecznej części wykładu performatywnego w swingowy In dieser Stadt Hildegard Knef. Wewnętrzny przymus tańczenia, który staje się wręcz miłością, wydaje się być jednocześnie życiowym spełnieniem i eskapizmem – dwiema nieodłącznymi stronami pasji. Jedyną miarą sensu tego działania jest pewność siebie – Agata M. Skrzypek pisze o festiwalu Ciało/Umysł.

13 02 2020

Grotowski i cała reszta

Próba umieszczenia „odwrotu od Grotowskiego” w ciągu nieświadomych walk o artystyczną niezależność podważa dużą część krytycznej recepcji działalności reżysera „Akropolis” koncentrującej się na problemie relacji władzy. Sygnał takiej dyskursywnej kapitulacji przed majestatem wielkiego twórcy odwraca uwagę od praktyk nauczyciela i kieruje ją na „traumę” uczniów. Z takiej perspektywy krytyka „męskiego geniusza” wytraca swoją sprawczość i wartość – Mateusz Kaliński pisze o „Ja, bóg” w reżyserii Tomasza Rodowicza i Joanny Chmieleckiej.

07 02 2020

Poszukiwania w ciele

Konstytuowanie się nowej, hybrydycznej, cielesnej tożsamości w spektaklu wyklucza istnienie binarnego systemu świata opartego na opozycjach: naturalne – sztuczne czy człowiek – maszyna –
Natalia Brajner pisze o „Końcu śmierci” w reżyserii Tomasza Bazana.

22 01 2020

Sztuka jest jak Ibuprom

Wyświetlane na ekranie ponad sceną nazwy miast otwierają kolejne rozdziały spektaklu, które, z pozoru zupełnie ze sobą niezwiązane, łączą się w spójny obraz przedstawiający niemoc, obcość, wyizolowanie i bezsilność wobec rzeczywistości. Każda z dziesięciu lokalizacji to inny krajobraz i inna perspektywa. Zaczynamy w Madrycie – Julianna Błaszczyk pisze o „Możliwościach znikających przed krajobrazem” w reżyserii Tanyi Beyeler i Pabla Gisberta.

23 12 2019

Alien

W momencie zwierzenia się bohaterki o chwili, w której poczuła, że choruje na nowotwór, na scenę wchodzi Piotr Polak w czerwonym, piankowym stroju raka. Twórcy i twórczynie konsekwentnie wykorzystują kampową estetykę, by przedstawiać coraz bardziej emocjonalne tematy. Kontrast między formą a treścią ma uderzać odbiorcę, co ma umożliwić mu pogłębioną analizę prezentowanych problemów – Julia Wróblewska pisze o „Jezusie” w reżyserii Jędrzeja Piaskowskiego.

16 12 2019

Aneks – recenzja wystawy „Zmiana ustawienia”

Rzecz jasna, podkreślany przez Buchwald oryginalny status zaprezentowanego w Zachęcie spojrzenia w przeszłość należy postrzegać przede wszystkim jako chwyt marketingowy, mający wyjść naprzeciw wszystkim tym, których zniechęca wizja niemałych sal warszawskiej galerii, po brzegi wypełnionych wyblakłymi projektami scenograficznymi i butwiejącymi konstrukcjami. Za niewinnym z pozoru gestem, kryje się jednak niebezpieczna, choć już całkiem dobrze rozpoznana, pułapka – pisze Maciej Guzy o wystawie „Zmiana ustawienia. Polska scenografia teatralna i społeczna XX i XXI wieku”.

09 12 2019

Biblia ilustrowana – esej o kostiumach w spektaklu „Jezus”

Korzystanie z oferty second handów, tworzenie prac z materiałów recyklingowanych staje się deklaracją kostiumografki i manifestem chęci ograniczenia negatywnego wpływu przemysłu odzieżowego na środowisko naturalne i występującej w jego ramach nadprodukcji ubrań – pisze Seba Tokarczyk o praktyce kostiumograficznej Hanki Podrazy oraz kostiumach w spektaklu „Jezus”.

09 12 2019

Rozejrzyj się

Podjęcie przez twórczynie i twórców teatralnych i performatywnych refleksji na temat krajobrazu nie powinno być zaskakujące – w końcu krajobraz nie jest naturalnym fenomenem, a filtrem, przez jaki patrzymy na rzeczywistość, konstruowanym zresztą przez sztuki wizualne od stuleci. – Kacper Ziemba pisze o spektaklach prezentowanych w ramach cyklu komuny//warszawa „Krajobraz. Minifest”.

21 10 2019

Destrukcja obsługi

Teatr o ekologicznym zacięciu musi wskazywać rzeczywistych winnych katastrofy klimatycznej. A do tego niezbędna jest ostra, polityczna sztuka, która pomogłaby wyzwolić polski mejnstrim z hegemonii neoliberalnego dyskursu.

12 10 2019

Maszynki do świerkania

Głos – jego skala, barwa i inne techniczne parametry – dyktuje śpiewakom nie tylko dobór ról, lecz także zmusza ich do podporządkowania codziennej egzystencji zachowaniu wokalnej kondycji – Katarzyna Dobrowolska pisze o sytuacji śpiewaków operowych

12 10 2019

Jak przestałem się martwić i pokochałem globalne ocieplenie

Jak pogodzić „faktyczność” globalnego ocieplenia z polityczną sprawczością człowieka, który miałby mu zaradzić? Sprzeczności tej niestety nie da się rozstrzygnąć, dopóki nie uznamy, że wiedza naukowa ma status probabilistyczny, a nie prawdziwościowy. Służy ona bowiem przewidywaniu przyszłości na podstawie dostrzeżonych prawidłowości, a nie samemu opisowi stanów rzeczy. – pisze Konrad Wojnowski w eseju poświęconym kryzysowi racjonalnego dyskursu w obliczu katastrofy klimatycznej.

12 10 2019

Zaniechać zemsty?

Dlaczego wybór padł konkretnie na Mosul? To miasto o wielowiekowej historii, biblijna Niniwa, do której zmierzał prorok Jonasz, by ostrzec jej mieszkańców przed gniewem bożym i skłonić ich do pokuty. Na szczęście Rau nie rozwija tego wątku w spektaklu, unikając skazania skomplikowanej rzeczywistości dzisiejszego Mosulu na naiwne chrześcijańsko-kolonialne moralizatorstwo – pisze Bartłomiej Janiczak o „Orestesie w Mosulu” w reżyserii Milo Raua.

12 10 2019

Ani praca, ani sztuka, ani prawda

Rubin i Janiczak wchodzą w dialog z nieprawdziwością propagandowego filmu, proponując zachwianie prawdziwością odczuć towarzyszących jego odczytywaniu. Co czujemy, gdy patrzymy na ludzi, którzy niedługo wyjadą do Auschwitz? Co to z nami robi? Jak możemy wyjść poza dialektykę przerażenia i litości? – Maciej Guzy recenzuje spektakl Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina „Kurt Gerron. Führer daje miasto Żydom”.

12 10 2019

W lustrze dalekiej kultury

Punktem odniesienia dla spektaklu Makohona jest teatr Takarazuka założony w 1914 roku w mieście o tej samej nazwie. Nowatorskość tego przedsięwzięcia polegała na tym, że na scenie występowały tylko kobiety, chociaż na początku ubiegłego wieku w japońskich teatrach grali głównie mężczyźni – Radek Pindor recenzuje „TAKARAZUKA camp” w reżyserii Eryka Makohona.

08 08 2019

Statyści we własnym życiu

Twórczynie i twórcy nie próbują zmieniać rzeczywistości, są bowiem świadomi swojej pozycji; dają temu wyraz, ofiarowując bohaterkom i bohaterom dużo wolności, w której ci mogą pozostać w stanie albo aktywności, albo kontemplacji. – Kacper Ziemba recenzuje „Kino moralnego niepokoju” w reżyserii Michała Borczucha.

05 07 2019

Ojcowie (z) Kościoła

Premiera spektaklu – zbiegająca się w czasie z filmem „Tylko nie mów nikomu” braci Sekielskich – pozwala zwolennikom teorii spiskowych snuć domysły, że to kolejny przykład działalności antykościelnego układu – pisze Jan Karow o „Dzieciach Księży” w reżyserii Darii Kopiec.

05 07 2019

Grupa wsparcia – wywiad z Piotrem Mateuszem Wachem

Schemat jest wszędzie podobny. Wystawa, która kosztuje kilka milionów złotych czy dolarów, jest wielkim produktem, a osoby, które są w nią najmocniej zaangażowane, zostają wykorzystane – z Piotrem Mateuszem Wachem – artystą, tancerzem, performerem – rozmawia Julia Kowalska

05 07 2019

Odpowiedzialni za wyobraźnię

„Bezkarnie” jest kolejnym głosem krytycznym wobec ojców założycieli i ojców dyrektorów, których alienujące i totalizujące myślenie o teatrze podtrzymuje mity dotyczące społecznego statusu artysty.

04 07 2019

Dopiero śpiew daje swobodę?

Śpiew ma na stałe zarezerwowane miejsce na scenach teatrów dramatycznych, od eksperymentalnego teatru akademickiego w zachodnim stylu, po lokalne studia młodzieżowe czy emigracyjne amatorskie trupy – Katarzyna Dobrowolska pisze o roli pieśni w teatrze ukraińskim

04 07 2019

Nic tak nie działa jak czerwona sukienka

Wyjątkowe oddziaływanie retrospektywy „The Artist Is Present” opiera się na sile produkowanych przez Abramović obrazów, które wybijają się na niezależność i budują ikoniczny wizerunek artystki – Weronika Wawryk pisze o strategiach kreowania wizerunku przez Marinę Abramović

04 07 2019

Poważna sprawa

Wszystko wskazuje na to, że Marinie Abramović na etyce postępowania nie bardzo zależy, a pozycja, na jakiej często jest stawiana, to konstrukt, z którym nie identyfikuje się ona nawet w minimalnym stopniu. Tym, na czym wyraźnie jej zależy, jest poważne traktowanie własnej twórczości – Zuzanna Berendt recenzuje wystawę Mariny Abramović „Do czysta”

04 07 2019
SITEMAP