Szermierka wyobraźni (Trzej muszkieterowie)
Mierzenie się z klasyką w sposób nowatorski, nietradycyjny lub wręcz bezczelnie wobec niej arogancki z reguły kończy się bezkompromisowo, sukcesem świeżego spojrzenia na dany utwór albo porażką wynikającą z rozminięciem się z jego zawartością ideową. Z takiego właśnie dychotomicznego impasu wyszli zwycięsko Trzej muszkieterowie Teatru Alatyr i Klica Productions z Warszawy.
Spektakl oddaje się bez reszty, i cudownie to zresztą czyni, prostej, a zarazem jednej z najtrudniejszych reguł scenicznych, czyli teatralności. Można tłumaczyć ją na co najmniej kilku płaszczyznach – po pierwsze, jako nadanie przedmiotom aktywnej roli umożliwiającej kreowanie akcji (nie mylić z rekwizytami, które także tu występują). Po drugie, odsłonięcie przed widzem procesu tworzenia kostiumów, rekwizytów i lalek, a tym samym włączenie scenografa w obszar przedstawienia. I po trzecie, umowność jako zasada organizacji świata przedstawionego.
W celu uchwycenia sensu całości należy dokładnie przyjrzeć się ramie kompozycyjnej. Jest nią zabieg „teatru w teatrze”. Przedstawienie rozpoczyna się od spotkania czterech mężczyzn (Paweł Klica, Adam Karol Drozdowski, Bartosz Budny, Michał Karczewski), których zresztą trafniej byłoby określić jako chłopców, ze względu na sztubackie żarty, jakie się ich trzymają. Z dziecięcych zabaw i trzepakowej akrobatyki zupełnie swobodnie wyklaruje się scena teatrzyku cieni (i to w najczystszej, najprostszej formie – przy użyciu prześcieradła jako ekranu oraz dłoni do stwarzania form cieniowych), a z niej jądro przedstawienia: szalona, dynamiczna opowieść o przygodach trzech zasłużonych muszkieterów Atosa, Portosa i Aramisa oraz młodego D’Artagnana, który musi sobie dopiero wywalczyć przyjęcie do grona królewskich gwardzistów. Ciekawie rozwiązano także kwestię przejścia od podwórka do świata muszkieterów. Mężczyźni – niczym chłopcy rozdzielający postaci w trakcie zabawy – dzielą się teraz na aktorów (Bartosz Budny, Michał Karczewski), scenografa i muzyka/dźwiękowca. Wszelkie działania sceniczne, muzyczne i scenograficzne zespala spontaniczność oraz radość zabawy. Tuzin postaci grany przez zaledwie dwóch aktorów? Proszę bardzo! Tu nie ma rzeczy niemożliwych, o ile tylko nie wykraczają one poza logikę zabawy. Przejście w drugą stronę jest równie płynne – ze świata opowieści płaszcza i szpady w realiach siedemnastowiecznej Francji do czasów współczesnych wzywa aktorów natarczywy dzwonek komórki, tak irytujący w teatrze… Ale nie powiem, kto dzwonił.
Skoro już wspomniałam o aktorach – trochę niezręcznie pisać o ich akrobatycznych wyczynach bez sięgnięcia po słowa uważane za wulgarne, a przecież tak skutecznie podnoszące temperaturę wypowiedzi. Pozostaje tylko pozazdrościć kondycji fizycznej, ale i niebywałej koncentracji i skupienia pozwalającego na prowadzenie wielu , w dodatku naprawdę dobrze zróżnicowanych, postaci.
Scenografię rozbudowano horyzontalnie, więc oko widza musi się najpierw przyzwyczaić do podwórkowej graciarni. Przez całą długość sceny przeciągnięto sznur na pranie, oczywiście z kolorowymi elementami garderoby. W centrum ulokowano uliczną latarnię – podwórkowe miejsce spotkań, szczególnie w szarobure, jesienne popołudnia. W jednym kącie stoi stół, w drugim gitara, gdzie indziej jeszcze leżą blaszane formy na ciasto. I im wnikliwiej się przyglądamy, tym więcej przedmiotów z typowego gospodarstwa domowego możemy dostrzec. Najciekawsze jest jednak to, że wiele z nich – o co z pewnością bym się czepiała w innym przypadku – w ogóle nie jest wykorzystana, ale nie stanowi też tzw. ilustracji scenicznej, czyli łopatologicznego dookreślania przestrzeni gry. Uprzedzając pytania o celowość tej scenografii, odpowiadam z pełnym przekonaniem: nie, nie mamy do czynienia z zagraceniem dla zagracenia, estetyką do niczego nieodsyłającą.
Aby to wyjaśnić, wróćmy do wspomnianej już teatralności, tak silnie organizującej całe przedstawienie. Otóż częstotliwość i intensywność sytuacji, w których przedmiotom nadano aktywną rolę umożliwiającą kreowanie dalszej akcji wytwarza u widza taki model odbioru spektaklu, który niemal organicznie podsyca wyobraźnię i podpowiada: „o, ten sznurek mógłby się stać jednym z paryskich mostów lub włosami do lalki Milady”. Trzeba tu jeszcze koniecznie wspomnieć o stale obecnym na scenie i w dodatku żwawo się uwijającym Adamie Karolu Drozdowskim – scenografie procesualnym, jak sam się przedstawia. Aktorzy co chwilę podrzucają mu (dosłownie i w przenośni!) głowy o ledwo zarysowanym kształcie, aby je odpowiednio spersonalizował i jak najszybciej włączył do gry. Na temat statusu ontologicznego Drozdowskiego w tym spektaklu można by zresztą napisać cały esej. Podobnie zresztą jak i o Pawle Klicy, który tworzy muzykę na żywo, wykorzystując zarówno profesjonalne instrumenty muzyczne, jak i własny aparat gębowy czy formę do ciasta. Dochodzimy wreszcie do wniosku, że rzecz już nie w tym, co realnie zaistniało na scenie, ale w tym, co zespół jest w stanie wykreować. Rzeczywistość świata przedstawionego to umowność. A umowność rozumieć należy jako taki poziom komunikacji między sceną a widownią, w którym nie są już potrzebne żadne komentarze, tłumaczenia czy przypisy.
Zamiast podsumowania chciałabym przywołać pewien epizod, jeszcze z początku spektaklu, zanim zaaranżowano historię inspirowaną powieścią Dumasa, dotyczący podśmiewania się z randki jednego z aktorów. Padają pytania o miejsce owej randki: „Do kina? Do teatru? Do teatru to już z żoną”. Trzej muszkieterowie w reżyserii Kasprzaka są właśnie przykładem spektaklu, na który można iść nie tylko z partnerką/ partnerem prawnie zalegalizowanym i oficjalnie uznanym jako współuczestnik w wydarzeniach kulturalnych (szczególnie tych z kulturą przez wielkie K). Tu kwalifikuje się zarówno dziewczyna, kolega, babcia, jak i sąsiad. Jak zresztą każdy, kto nie boi się spocić od szermierki wyobraźni w pojedynku z klasyką.
Agnieszka Dziedzic, Teatralia Kraków Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 172/2016
Teatr Alatyr i Klica Productions w Warszawie
Trzej muszkieterowie
według Alexandra Dumasa
reżyseria: Jakub Kasprzak
muzyka: Paweł Klica
scenograf procesualny: Adam Karol Drozdowski
obsada: Bartosz Budny, Michał Karczewski
premiera: 6 lutego 2016
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.