Sztuka jest jak Ibuprom

Wyświetlane na ekranie ponad sceną nazwy miast otwierają kolejne rozdziały spektaklu, które, z pozoru zupełnie ze sobą niezwiązane, łączą się w spójny obraz przedstawiający niemoc, obcość, wyizolowanie i bezsilność wobec rzeczywistości. Każda z dziesięciu lokalizacji to inny krajobraz i inna perspektywa. Zaczynamy w Madrycie – Julianna Błaszczyk pisze o „Możliwościach znikających przed krajobrazem” w reżyserii Tanyi Beyeler i Pabla Gisberta.

fot. Claudia Pajewski
fot. Claudia Pajewski

Nie jest tajemnicą, że myślicielom towarzyszyły i nadal towarzyszą refleksje nad marną kondycją ludzkości, zbliżającym się końcem epoki czy nad beznadziejnością praw, jakie w danym momencie rządzą społeczeństwem. Uczucia te najwyraźniej nie były również obce twórcom spektaklu Możliwości znikające przed krajobrazem (hiszpańskiej grupie El Conde de Torrefiel), którzy postanowili zabrać widzów w podróż po Europie i pokazać panoramę jej współczesnych kryzysów.

Od początku do końca jest minimalistycznie. Publiczność poznaje dziesięć historii, które są częściowo opowiadane przez kobiecy głos z offu, a częściowo jedynie wyświetlane w formie tekstu na ekranie u góry sceny. W spektaklu gra czterech mężczyzn. Nie wypowiadają ani słowa, za to ich powściągliwe, oszczędne ruchy i przybierane pozy stanowią pewnego rodzaju ilustrację do tego, co publiczność słyszy i widzi na ekranie nad sceną. Akcja przedstawienia rozgrywa się w dziesięciu europejskich miastach, są to kolejno: Madryt, Berlin, Marsylia, Manchester, Kijów, Bruksela, Saloniki, Warszawa, Lanzarote i Florencja. W każdym z nich jeden lub kilku bohaterów, bazując na swoich przeżyciach, snuje rozważania o sobie i świecie. Wśród nich są zarówno przypadkowi obserwatorzy rzeczywistości, jak i znane osoby, między innymi: Michel Houellebecq, Paul B. Preciado, Spencer Tunick oraz Zygmunt Bauman. Ich historie są opowiadane przez głos z offu lub wyświetlane na ekranie. Niektóre stanowią zapis filozoficznych przemyśleń krążących wokół próby odnalezienia się w świecie, inne to po prostu urywki z życia. Fotograf Spencer Tunick próbuje zrobić sesję rekonstruującą Zagładę, natomiast jego statyści myślami są zupełnie gdzie indziej. Kijowska poetka pisze wiersz o starości i straconych możliwościach, a potem decyduje się nikomu go nie pokazać. Hiszpańscy animatorzy pracują od rana do nocy, zabawiając niemieckich turystów. Chłopak wraca do domu, w którym każdy jest samotny, wyizolowany, skupiony na własnych dążeniach i uzależnieniach. Twórcy spektaklu — Tanya Beyeler i Pablo Gisbert — w rozmowie z Christillą Vasserot przyznają, że wszystkie wypowiedziane zdania, nawet te włożone w usta rozpoznawalnych twórców kultury, są zmyślone.

Żart w spektaklu wyraźnie kontrastuje z flegmatycznym głosem z offu i raczej literackim niż teatralnym językiem. Tworzy się coś w rodzaju performatywnego czytania eseju.

Przedstawienie trudno sklasyfikować, bo jego autorzy odmawiają odgrywania na scenie historii , zamiast tego decydując się na opowiadanie. W narracji nie brakuje ironii i humoru, nawet historie o smutnym wydźwięku wydają się lekkie i zabawne. Żart w spektaklu wyraźnie kontrastuje z flegmatycznym głosem z offu i raczej literackim niż teatralnym językiem. Tworzy się coś w rodzaju performatywnego czytania eseju. Tanya Beyeler, reżyserka, w wyżej wspomnianym wywiadzie tłumaczy, że nazwa każdego z dziesięciu wybranych miast przywodzi na myśl inne skojarzenia i mówi, że „słowo samo w sobie jest obrazem”. Dodaje : „Wybieraliśmy więc obrazy odpowiednie do nazwy każdego miasta: tego jak brzmi, emocji, jakie wzbudza, wyobrażenia, jakie przywodzi, a także estetyki samego słowa”. Tak więc czynności, jakie artyści podejmują na scenie, czasem są reakcją lub odpowiedzią na to, co mówi głos, a czasem dopasowaniem się do niego, jak do wytycznych demiurga. W niektórych scenach wydają się po prostu działaniem, które ma ożywić opowieść. Jest tak w przypadku, kiedy performerzy wnoszą rośliny doniczkowe, mogące kojarzyć się z Florencją, czyli miejscem, gdzie rozgrywa się ostatnia historia.

fot. Claudia Pajewski

Wyświetlane na ekranie ponad sceną nazwy miast otwierają kolejne rozdziały spektaklu, które, z pozoru zupełnie ze sobą niezwiązane, łączą się w spójny obraz przedstawiający niemoc, obcość, wyizolowanie i bezsilność wobec rzeczywistości. Każda z dziesięciu lokalizacji to inny krajobraz i inna perspektywa. Zaczynamy w Madrycie. Publicystka Sara Mesa występuje na konferencji w Muzeum Antropologii, gdzie mówi o sztucznym i naturalnym społeczeństwie. Scena jest pusta. Tyłem do publiczności stoi Tanya Beyeler i zaczyna opowiadanie. W pewnym momencie milknie i zostaje tylko tekst przemówienia wyświetlany na ekranie. W końcu artystka schodzi ze sceny i nie zostaje nic (później to właśnie ją słyszymy jako głos z offu). To zapowiedź odmowy i zaprzeczenia, które cechują cały spektakl. Głos Beyeler słychać do końca przedstawienia, jednak sama artystka więcej się już nie pokazuje. Kolejna opowieść została ulokowana w Berlinie, następna w Marsylii. To tam padają chyba najważniejsze słowa: „Sztuka jest jak Ibuprom”. Ibuprom dla społeczeństwa. Sztuka wymyśla rewolucję, ale ją spowalnia. Pokazuje pewne możliwości, wytyka błędy, ale nigdy nie pociąga za sobą zmian, buntu. Sztukę tworzy się i ogląda, aby poczuć się lepiej.

Ta refleksja pobrzmiewa w całym spektaklu, szczególnie wyraźnie powraca jednak w scenie rozgrywającej się w Brukseli. Czterej performerzy odgrywają tam performance, który na dodatek jest opisywany przez głos z offu jako „występ czterech Latynosów”, którzy robią takie rzeczy, że „wszyscy zastanawiają się, gdzie leżą ich granice”. O jakie dokładnie rzeczy chodzi? Tego widz się nie dowiaduje, ale obecni na scenie artyści wychodzą naprzeciw niezaspokojonej wyobraźni publiczności i podczas gdy głos z offu opisuje, jak Paul B. Preciado patrzy na „szokujące widowisko” w brukselskiej galerii sztuki, oni zdejmują spodnie i z uwagą przyglądają się swoim zabarwionym na różne kolory penisom. Na sali słychać śmiech, bo obraz połączony z narracją faktycznie jest zabawny, jednak trudno mi było nie poczuć się choć trochę jak idiotka przyłapana przez Brechta na zbyt dużym zaangażowaniu w historię, którą ogląda.

W Możliwościach znikających przed krajobrazem przedstawiono też wiele kryzysów – związanych z samotnością, wyizolowaniem, starością, brakiem pieniędzy, kryzysem wartości, społeczeństwem, w którym nie ma przyzwolenia na nudę i marnowanie czasu. Choć wagi tych problemów nie można kwestionować, zestawienie ich wszystkich w jednym niedługim spektaklu dało efekt przeładowania treścią. Jest to estetyczna opowieść o wszystkim i o niczym, przy czym „nic” jest tu znaczące ze względu na wspomniane wcześniej zabiegi antyteatralne, takie jak odmowa mówienia i działania. Sens całości gubi się jednak pomiędzy kolejnymi częściami. Każda z nich co prawda prezentuje jakiś obraz społeczeństwa w u kresu, jednak tematyka podejmowana w kolejnych częściach jest bardzo szeroka. Trudno powiedzieć, czy widz powinien być poruszony (i spróbować coś zmienić, co jednak wydaje się sprzeczne z wygłoszonymi tezami), pogodzony ze stanem rzeczy (i wrócić do domu z poczuciem nieodwracalnego kryzysu?), czy rozbawiony (i wyjść z teatru z poczuciem, że nic takiego przecież się nie dzieje?). Mam wrażenie, że twórcy chcieli stworzyć projekt totalny, mówiący o wszystkim, ale w konsekwencji nie pogłębili żadnego problemu. Choć całe to rozmycie można by potraktować jako składową konwencji, spektaklowi brakuje esencji. Jest trochę jak ładnie napisany esej z ilustracjami lub panorama bez punktu, na którym można by zawiesić wzrok.

Dzięki swojej nietypowej formie i lekkości zapada w pamięć jako przyjemne doświadczenie, szkoda tylko, że nie ma narzędzia, którym mogłoby wyryć w niej wyraźny ślad na dłużej.

W ostatniej scenie, rozgrywającej się we Florencji, nie ma nawet performerów, są tylko rośliny i ich cienie, wprawione w ruch dzięki migającym światłom. Twórcy spektaklu tworzą listę tego, co należy zmienić w Europie, jednak, zgodnie z tezą na temat funkcji sztuki postawioną na początku, nie sugerują żadnego rozwiązania. Czy odmawianie działania to zgadzanie się na to, by nic się nie zmieniło? Jeśli tak, to autorzy Możliwości znikających przed krajobrazem przynajmniej robią to jawnie i mimo pewnego braku spójności, w przeciwieństwie do reżyserów wielu współczesnych spektakli, nie starają się tworzyć iluzji, że rewolucja zacznie się zaraz po wyjściu z teatru. To nie był projekt stworzony po to, by publiczność mogła poczuć się lepiej albo gorzej. Zdaje się, że przedstawienie El Conde de Torrefiel nie ma niczego zmieniać. Dzięki swojej nietypowej formie i lekkości zapada w pamięć jako przyjemne doświadczenie, szkoda tylko, że nie ma narzędzia, którym mogłoby wyryć w niej wyraźny ślad na dłużej.

Spektakl pokazywany gościnnie w Nowym Teatrze w Warszawie

El Conde de Torrefiel
Możliwości znikające przed krajobrazem
reżyseria, dramaturgia: Tanya Beyeler, Pablo Gisbert,
tekst: Pablo Gisbert,
reżyseria światła: Octavio Más,  
scenografia, rekwizyty, kostiumy: Jorge Salcedo, Oriol Pont,
dźwięk: Adolfo Fernández García,
muzyka: Rebecca Praga,
choreografia: Amaranta Velarde,
produkcja: El Conde de Torrefiel,
głos z offu: Tanya Beyeler,
koprodukcja: Teatro Pradillo-El lugar sin límites, Graner Espai de Creació, Festival TNT Terrassa,
występują: Albert Pérez, Nicolás Carbajal, Nicolas Chevallier, David Mallols 

Podobne

Wszystkie barwy „Teatru”

Nie ma mowy o tym, żebyśmy kosztem indywidualnych przekonań wyznaczali sztywną linię pisma, choć oczywiście pewne opinie wyrażane są na naszych łamach częściej, a inne rzadziej. Pluralizm widać także w naszych corocznych werdyktach dotyczących nagród „Teatru”. Naszymi laureatkami w ostatnich latach była i Anna Seniuk i Justyna Wasilewska, a laureatami – Jerzy Stuhr i Andrzej Kłak. Choć oczywiście dla wyznawców post-teatru zawsze będziemy zbyt zachowawczy… – z Jackiem Kopcińskim rozmawia Katarzyna Niedurny w ramach cyklu wywiadów z redaktorami naczelnymi czasopism teatralnych.

19 01 2020

Całowanki zamiast zdrowasiek

Autor „Odlotu” tka swój udramatyzowany poemat z często nieoczywistych skojarzeń i strzępkowych cytatów, budując tym samym groteskową alegorię zglobalizowanej pamięci (pop)kulturowej, niejako przepuszczonej przez filtr katastroficzno-katolickiej wyobraźni. – o „Odlocie” Zenona Fajfera pisze Alicja Müller.

12 10 2019

Teatr na kredyt

Twórcy i twórczynie przeprowadzają krytyczną analizę rzeczywistości kapitalistycznej, w której relacje międzyludzkie, zarówno na płaszczyźnie społeczno-ekonomicznej, jak i moralnej, kształtują się w oparciu o pojęcie „długu” oraz modelowych figur wierzyciela/ wierzycielki i dłużnika/ dłużniczki. – Adriana Mickiewicz recenzuje „Dług” w reżyserii Jana Klaty.

12 10 2019

Liczba pojedyncza czy liczba mnoga?

Pozornie wydaje się, że tytułowa bohaterka filmu, Halla, mogłaby stać się jedną z aktywistek opisywanych przez Solnit. Wskazuje na to jej zaangażowanie w ochronę środowiska, wiara w swoje racje i chęć uzyskania wpływu na politykę energetyczną kraju, którego jest obywatelką – Zuzanna Berendt pisze o „Nadziei w mroku” Rebeki Solnit oraz o filmie „Kobieta idzie na wojnę” w reż. Benedikta Erlingssona

12 10 2019

Konstelacje

Formy niemieszczące się w określonej przez prawo strukturze są dowodem na to, że konieczność wyboru pomiędzy instytucją publiczną a kolektywem wciąż działa niekorzystnie na polaryzację pracy na rzecz rozwoju artystycznego i badawczego – pisze Anna Olszak o „Kolektywach teatralnych, artystycznych i badawczych”.

12 10 2019

Pismo w dobie przemian

Nie robiłem żadnej rewolucji. Dopiero po dobrych paru latach, już w dwudziestym pierwszym wieku, zmieniłem wewnętrzny układ pisma, czyli jego szkielet, strukturę. Zapłaciłem za to boleśnie, bo jeden z najbardziej poważanych przeze mnie ludzi w branży, mój niegdysiejszy promotor, Jerzy Timoszewicz, na parę lat zerwał ze mną wszelkie stosunki, krzycząc przedtem: „Dlaczego zabrał mi pan mój Dialog?!”. Tymczasem podstawa pozostała niezmieniona – z Jackiem Sieradzkim rozmawia Katarzyna Niedurny w wywiadzie otwierającym jej autorski cykl „Naczelni”.

12 10 2019

RAVE TILL THE GRAVE

Reżyserka tworzy silną paralelę między klasowym odbiorem choreomanii a tańcami wytworzonymi przez mniejszości rasowe i seksualne, będącymi ich własnym językiem buntu. Ostatecznie jednak przedstawiciele klas uprzywilejowanych zawłaszczyli te formy ekspresji i poddali je procesowi normatywizacji – Justyna Machaj pisze o „Truciźnie” w reżyserii Marty Ziółek

19 04 2020

W ruchu / w bezruchu

Kolory zalewają scenę, przestrzeń wypełnia gęsty dym. Piekielny skrzekot przeplata się z eterycznym dźwiękiem dzwoneczków i uderzeniami gongów, natchnione frazy pieśni Ne me quitte pas przeradzają się w słowa Psalmu 51 Miserere mei, Deus; spomiędzy kakofonii przebijają się wykrzykiwane manifesty rapera Bartusia 419. Twórcy Boskiej Komedii uruchamiają rozpędzoną machinę chaosu, tworzą wielowymiarowe sceniczne horror vacui. Stąd nie ma ucieczki – Agata Tomasiewicz pisze o „Boskiej Komedii” w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego.

25 03 2020

Było ich siedem. Osiem!

Skandal! Czy już poszła plotka o tym, że Diabły to nowa Klątwa i że dla własnego komfortu lepiej nie zabierać na spektakl zbyt dużej torebki, a w niej niepotrzebnych rzeczy, bo wejściu na salę towarzyszy kontrola bezpieczeństwa, która zawsze delikatnie opóźnia rozpoczęcie przedstawienia? – Agata M. Skrzypek pisze o „Diabłach” w reżyserii Agnieszki Błońskiej.

17 03 2020

Istotne sprawy studentów

Poddawanie się przymusowi tworzenia ostrych i wyrazistych opowieści o zbiorowych praktykach oporu, będących w istocie nieostrą negocjacją wielu interesów i potrzeb, stanowi odsłonę neoliberalnego przymusu produktywności w wytwarzaniu uproszczonych, nastawionych na efekt narracji o tym, że coś się jednak „udało”

14 02 2020

Stało się. Studium (nie)posłuszeństwa

Każda instrukcja, jak każdy performans, zawiera w sobie mikrowładzę, wciela jakąś teorię, wykładnię działania – instrukcja Bukowskiego nie jest od tego wolna. Ale może ważniejsze jest to, że służy do uwidocznienia pojawiających się i działających politycznych ciał.

14 02 2020

Mam ciało!

Na wszelkie kryzysy – nie tylko te tożsamościowe, ale i fizyczne – Dziemidok daje jedną receptę: trzeba tańczyć. Taniec zaczyna przy akompaniamencie ciszy, potem kontynuuje do muzyki, która jakby rozbrzmiewa w całości w jego głowie, a do widowni docierają tylko kakofoniczne stukoty. Niestaranna melodia przekształci się w końcowej tanecznej części wykładu performatywnego w swingowy In dieser Stadt Hildegard Knef. Wewnętrzny przymus tańczenia, który staje się wręcz miłością, wydaje się być jednocześnie życiowym spełnieniem i eskapizmem – dwiema nieodłącznymi stronami pasji. Jedyną miarą sensu tego działania jest pewność siebie – Agata M. Skrzypek pisze o festiwalu Ciało/Umysł.

13 02 2020

Grotowski i cała reszta

Próba umieszczenia „odwrotu od Grotowskiego” w ciągu nieświadomych walk o artystyczną niezależność podważa dużą część krytycznej recepcji działalności reżysera „Akropolis” koncentrującej się na problemie relacji władzy. Sygnał takiej dyskursywnej kapitulacji przed majestatem wielkiego twórcy odwraca uwagę od praktyk nauczyciela i kieruje ją na „traumę” uczniów. Z takiej perspektywy krytyka „męskiego geniusza” wytraca swoją sprawczość i wartość – Mateusz Kaliński pisze o „Ja, bóg” w reżyserii Tomasza Rodowicza i Joanny Chmieleckiej.

07 02 2020

Poszukiwania w ciele

Konstytuowanie się nowej, hybrydycznej, cielesnej tożsamości w spektaklu wyklucza istnienie binarnego systemu świata opartego na opozycjach: naturalne – sztuczne czy człowiek – maszyna –
Natalia Brajner pisze o „Końcu śmierci” w reżyserii Tomasza Bazana.

22 01 2020

Alien

W momencie zwierzenia się bohaterki o chwili, w której poczuła, że choruje na nowotwór, na scenę wchodzi Piotr Polak w czerwonym, piankowym stroju raka. Twórcy i twórczynie konsekwentnie wykorzystują kampową estetykę, by przedstawiać coraz bardziej emocjonalne tematy. Kontrast między formą a treścią ma uderzać odbiorcę, co ma umożliwić mu pogłębioną analizę prezentowanych problemów – Julia Wróblewska pisze o „Jezusie” w reżyserii Jędrzeja Piaskowskiego.

16 12 2019

Aneks – recenzja wystawy „Zmiana ustawienia”

Rzecz jasna, podkreślany przez Buchwald oryginalny status zaprezentowanego w Zachęcie spojrzenia w przeszłość należy postrzegać przede wszystkim jako chwyt marketingowy, mający wyjść naprzeciw wszystkim tym, których zniechęca wizja niemałych sal warszawskiej galerii, po brzegi wypełnionych wyblakłymi projektami scenograficznymi i butwiejącymi konstrukcjami. Za niewinnym z pozoru gestem, kryje się jednak niebezpieczna, choć już całkiem dobrze rozpoznana, pułapka – pisze Maciej Guzy o wystawie „Zmiana ustawienia. Polska scenografia teatralna i społeczna XX i XXI wieku”.

09 12 2019

Biblia ilustrowana – esej o kostiumach w spektaklu „Jezus”

Korzystanie z oferty second handów, tworzenie prac z materiałów recyklingowanych staje się deklaracją kostiumografki i manifestem chęci ograniczenia negatywnego wpływu przemysłu odzieżowego na środowisko naturalne i występującej w jego ramach nadprodukcji ubrań – pisze Seba Tokarczyk o praktyce kostiumograficznej Hanki Podrazy oraz kostiumach w spektaklu „Jezus”.

09 12 2019

Słuchanie kryzysów

Goebbels, Lauwers i Marthaler – ojcowie (!) założyciele współczesnego europejskiego teatru, mający znaczący wpływ także na polskie środowisko teatralne po 1989 roku – prezentują swoje obserwacje na temat rzeczywistości w formie dość stotalizowanej struktury scenicznej, przygniatającej widzki i widzów niemal każdym swoim elementem – Maciej Guzy pisze o trzech spektaklch prezentowanych podczas tegorocznej edycji Ruhrtriennale w Bochum

31 10 2019

Rozejrzyj się

Podjęcie przez twórczynie i twórców teatralnych i performatywnych refleksji na temat krajobrazu nie powinno być zaskakujące – w końcu krajobraz nie jest naturalnym fenomenem, a filtrem, przez jaki patrzymy na rzeczywistość, konstruowanym zresztą przez sztuki wizualne od stuleci. – Kacper Ziemba pisze o spektaklach prezentowanych w ramach cyklu komuny//warszawa „Krajobraz. Minifest”.

21 10 2019

Destrukcja obsługi

Teatr o ekologicznym zacięciu musi wskazywać rzeczywistych winnych katastrofy klimatycznej. A do tego niezbędna jest ostra, polityczna sztuka, która pomogłaby wyzwolić polski mejnstrim z hegemonii neoliberalnego dyskursu.

12 10 2019

Maszynki do świerkania

Głos – jego skala, barwa i inne techniczne parametry – dyktuje śpiewakom nie tylko dobór ról, lecz także zmusza ich do podporządkowania codziennej egzystencji zachowaniu wokalnej kondycji – Katarzyna Dobrowolska pisze o sytuacji śpiewaków operowych

12 10 2019

Jak przestałem się martwić i pokochałem globalne ocieplenie

Jak pogodzić „faktyczność” globalnego ocieplenia z polityczną sprawczością człowieka, który miałby mu zaradzić? Sprzeczności tej niestety nie da się rozstrzygnąć, dopóki nie uznamy, że wiedza naukowa ma status probabilistyczny, a nie prawdziwościowy. Służy ona bowiem przewidywaniu przyszłości na podstawie dostrzeżonych prawidłowości, a nie samemu opisowi stanów rzeczy. – pisze Konrad Wojnowski w eseju poświęconym kryzysowi racjonalnego dyskursu w obliczu katastrofy klimatycznej.

12 10 2019

Zaniechać zemsty?

Dlaczego wybór padł konkretnie na Mosul? To miasto o wielowiekowej historii, biblijna Niniwa, do której zmierzał prorok Jonasz, by ostrzec jej mieszkańców przed gniewem bożym i skłonić ich do pokuty. Na szczęście Rau nie rozwija tego wątku w spektaklu, unikając skazania skomplikowanej rzeczywistości dzisiejszego Mosulu na naiwne chrześcijańsko-kolonialne moralizatorstwo – pisze Bartłomiej Janiczak o „Orestesie w Mosulu” w reżyserii Milo Raua.

12 10 2019

Ani praca, ani sztuka, ani prawda

Rubin i Janiczak wchodzą w dialog z nieprawdziwością propagandowego filmu, proponując zachwianie prawdziwością odczuć towarzyszących jego odczytywaniu. Co czujemy, gdy patrzymy na ludzi, którzy niedługo wyjadą do Auschwitz? Co to z nami robi? Jak możemy wyjść poza dialektykę przerażenia i litości? – Maciej Guzy recenzuje spektakl Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina „Kurt Gerron. Führer daje miasto Żydom”.

12 10 2019

W lustrze dalekiej kultury

Punktem odniesienia dla spektaklu Makohona jest teatr Takarazuka założony w 1914 roku w mieście o tej samej nazwie. Nowatorskość tego przedsięwzięcia polegała na tym, że na scenie występowały tylko kobiety, chociaż na początku ubiegłego wieku w japońskich teatrach grali głównie mężczyźni – Radek Pindor recenzuje „TAKARAZUKA camp” w reżyserii Eryka Makohona.

08 08 2019

Statyści we własnym życiu

Twórczynie i twórcy nie próbują zmieniać rzeczywistości, są bowiem świadomi swojej pozycji; dają temu wyraz, ofiarowując bohaterkom i bohaterom dużo wolności, w której ci mogą pozostać w stanie albo aktywności, albo kontemplacji. – Kacper Ziemba recenzuje „Kino moralnego niepokoju” w reżyserii Michała Borczucha.

05 07 2019

Ojcowie (z) Kościoła

Premiera spektaklu – zbiegająca się w czasie z filmem „Tylko nie mów nikomu” braci Sekielskich – pozwala zwolennikom teorii spiskowych snuć domysły, że to kolejny przykład działalności antykościelnego układu – pisze Jan Karow o „Dzieciach Księży” w reżyserii Darii Kopiec.

05 07 2019

Grupa wsparcia – wywiad z Piotrem Mateuszem Wachem

Schemat jest wszędzie podobny. Wystawa, która kosztuje kilka milionów złotych czy dolarów, jest wielkim produktem, a osoby, które są w nią najmocniej zaangażowane, zostają wykorzystane – z Piotrem Mateuszem Wachem – artystą, tancerzem, performerem – rozmawia Julia Kowalska

05 07 2019

Odpowiedzialni za wyobraźnię

„Bezkarnie” jest kolejnym głosem krytycznym wobec ojców założycieli i ojców dyrektorów, których alienujące i totalizujące myślenie o teatrze podtrzymuje mity dotyczące społecznego statusu artysty.

04 07 2019

Dopiero śpiew daje swobodę?

Śpiew ma na stałe zarezerwowane miejsce na scenach teatrów dramatycznych, od eksperymentalnego teatru akademickiego w zachodnim stylu, po lokalne studia młodzieżowe czy emigracyjne amatorskie trupy – Katarzyna Dobrowolska pisze o roli pieśni w teatrze ukraińskim

04 07 2019

Nic tak nie działa jak czerwona sukienka

Wyjątkowe oddziaływanie retrospektywy „The Artist Is Present” opiera się na sile produkowanych przez Abramović obrazów, które wybijają się na niezależność i budują ikoniczny wizerunek artystki – Weronika Wawryk pisze o strategiach kreowania wizerunku przez Marinę Abramović

04 07 2019

Poważna sprawa

Wszystko wskazuje na to, że Marinie Abramović na etyce postępowania nie bardzo zależy, a pozycja, na jakiej często jest stawiana, to konstrukt, z którym nie identyfikuje się ona nawet w minimalnym stopniu. Tym, na czym wyraźnie jej zależy, jest poważne traktowanie własnej twórczości – Zuzanna Berendt recenzuje wystawę Mariny Abramović „Do czysta”

04 07 2019
SITEMAP