TARNOWSKIE ROZDANIE: TALIA 2017

TARNOWSKIE ROZDANIE: TALIA 2017

W Tarnowie zakończyła się dwudziesta pierwsza edycja Ogólnopolskiego Festiwalu Komedii Talia 2017. W ciągu dziesięciu festiwalowych dni obejrzeliśmy osiem przedstawień konkursowych i dwa towarzyszące, a galę finałową uświetnił swoim występem Artur Andrus z zespołem. Poziom artystyczny tegorocznego festiwalu był zaskakująco dobry, po kilku latach zdecydowanie „chudych” mamy zatem nadzieję, że tarnowski festiwal – w pewnym sensie wizytówka miasta i Tarnowskiego Teatru im. Ludwika Solskiego – pod skrzydłami nowego dyrektora artystycznego, Marcina Hycnara, powróci do formy sprzed lat.

Festiwal corocznie otwiera komediowa premiera gospodarzy, którą tym razem okazała się polska adaptacja scenariusza Katów Martina McDonagha (Hangmen). Komedia, której prapremiera miała miejsce dwa lata temu na deskach Royal Court Theatre w Tarnowie została przemianowana i – nie wiedzieć czemu – nosi tytuł Porachunki z katem. Spektakl wyreżyserował nowy dyrektor artystyczny Marcin Hycnar, który tym samym zainaugurował zarówno nowy sezon artystyczny, jak też kolejny, tarnowski etap swojej kariery. Przedstawienie ciekawe głównie dla tych, którzy transmitowanego do kin z West Endu oryginału nie widzieli. O ile z dużą przyjemnością przyglądałam się Maciejowi Babiczowi, który stworzył ciekawą, pełną wieloznaczności i swoistego uroku, dynamiczną kreację Mooney’a (za tę rolę otrzymał wyróżnienie aktorskie), o ile dobrze się oglądało również Filipa Kosiora w roli walczącego o życie Henessy’ego, o tyle Sławomir Głazek pozbawił swojego bohatera brytyjskiej elegancji, przy pomocy której David Morrisey zbudował postać Harry’ego w pierwowzorze, a która dodawał przedstawieniu walorów.

Podczas festiwalu mieliśmy okazję obejrzeć przedstawienia reprezentujące różne nurty komediowe – dla mnie to nowość w tarnowskiej, festiwalowej formule (choć wieść gminna niesie, że tak tu już kiedyś bywało). Tak wysokiego poziomu dawno w Tarnowie nie obserwowałam. Zapewniono nam różnorodność estetyczną i gatunkową prezentowanych spektakli, ale każdy pokaz miał swoje miejsce i swoją rację bytu, każde przedstawienie odbywało się „po coś”. Przedstawienia tej klasy, co Humanka w reżyserii Agaty Puszcz, Napis w reżyserii Pawła Paszty czy Drugi spektakl w reżyserii Anny Karasińskiej możemy w Tarnowie oglądać jedynie przy okazji festiwalu. Sukcesem logistycznym i artystycznym był z pewnością pokaz dyplomu studentów PWST w Krakowie, obsypywanego nagrodami na każdym przeglądzie (zresztą zasłużenie): DO DNA w reżyserii Ewy Kaim – bo o tym tytule mowa – z Talii wyjechało z nagrodą publiczności (i kilkoma innymi). Umieszczenie brawurowego, studenckiego spektaklu taneczno-muzycznego w programie festiwalu jako przedstawienia konkursowego uznaję jednak za pewne nieporozumienie. Widywałam już – i w Tarnowie i w Rzeszowie – spektakle studenckie, ale zawsze dotychczas przedstawiano poza konkursem, jako wydarzenia towarzyszące. No ale dobrze, że mogliśmy je w Tarnowie zobaczyć, w Krakowie obejrzeć go w tej chwili niepodobna.

DO DNA to żywioł mający swoje źródło w folklorze – głównie kurpiowskim. Brawurowe, pełne energii, zachwycające wykonanie niewątpliwie pomaga w twórczym przywróceniu „genetycznej” pamięci i ducha drzemiącego w folklorze. Śpiewane, niemal dwugodzinne widowisko polecam tym, którzy spragnieni świeżości wrażeń zaczęli zapominać, że w teatrze jest miejsce dla symbolu, ale i dla truizmów: prawdy o miłości, śmierci, cierpieniu, samotności są przecież niemal atawistyczne. A spektakl pięciorga młodych ludzi wrażenie robi: to są zarówno precyzyjnie zbudowane role, jak też przemyślana koncepcja artystyczna. O walorach wokalnych nie wspomnę – to oczywiste dla tej grupy dyplomantów krakowskiej szkoły.

Festiwalowe jury przyznało grand prix spektaklowi Anety Groszyńskiej w wykonaniu zespołu Teatru Dramatycznego im. J. Szaniawskiego w Wałbrzychu, zatytułowanemu przewrotnie Zapolska superstar (czyli jak przegrywać, żeby wygrać). To całkiem to niezły spektakl, głównie dlatego, że opiera się na odkrywaniu Zapolskiej z jej listów i osobistych notatek. Groszyńska pozbawia tę znakomitą artystkę koturnowości i posągowości, ściąga z piedestału, a ona i tak pozostaje postacią na tyle różnorodną i skomplikowaną, że odtwarzają ją trzy aktorki. Każda ukazuje inną twarz kontrowersyjnej pisarki-skandalistki, której biografię znamy zazwyczaj szalenie pobieżnie.

Podczas tegorocznej Talii zawiodła chyba jedynie… tarnowska publiczność. Widownia Tarnowskiego Teatru im. Ludwika Solskiego liczy mniej niż 300 miejsc, dlatego spektakle festiwalowe (konkursowe też) grane są dwukrotnie – chyba tylko ubiegłoroczny pokaz Pożaru w Burdelu odbył się jednorazowo. Na widowni zdarzały się wolne miejsca, w foyer również nie było tłumów. Talia to od pewnego czasu tylko spektakle, czasem wystawa – nic więcej. Spotkania z artystami, które prowadzi Monika Faron-Miśtak i Sławomir Kruczek transmitowane są do telewizji internetowej, ale widzowie nie biorą już w nich udziału. Przychodzą na spektakl, wychodzą z teatru – i tyle. Gdzie te czasy, kiedy karnety wyprzedawano w dwie godziny, na widownię trudno było się dostać (tłoczno było nawet na schodach, brakowało tzw. dostawek) Wierzę, że poziom imprezy w kolejnych latach zostanie utrzymany, może ta okoliczność przywróci tarnowskiemu festiwalowi dawną świetność. Wysoki poziom artystyczny tegorocznej Talii rodzi wiele nadziei.

 

Katarzyna Cetera, Teatralia Kraków

Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 208/2017

fot. Natalia Kabanow