O TEATRZE LESBIJSKIM W POLSCE (XII)

O TEATRZE LESBIJSKIM W POLSCE (XII)

Stwórzmy małą lesbijską rodzinkę.

Maleńką, wywrotową komórkę, która wysadzi w powietrze to pieprzone społeczeństwo.

Sugar, Cokolwiek zdarzy się, kocham cię Przemysława Wojcieszka

Agnieszka Małgowska: Ten tekst otwiera nasz mały wewnętrzny cykl, poświęcony dramatom o tematyce lesbijskiej i pisanym przez mężczyzn. Znamy dwa: Cokolwiek zdarzy się, kocham cię Przemysława Wojcieszka oraz Kostka smalcu z bakaliami Ingmara Villqista.

Monika Rak: Te dwie sztuki, napisane na początku XXI wieku i różne stylistycznie, łączy to, że od razu weszły do głównego obiegu – zostały wydrukowane i były inscenizowane. I opisano je w prasie teatralnej.

A.M.: Zacznijmy od dramatu Przemysława Wojcieszka. Sztuka powstała w ramach projektu TR/PL, jest wynikiem warsztatów prowadzonych przez Małgorzatę Sugierę, dramat-scenariusz został wydany w 2006 przez wewnętrzne wydawnictwo TR pod tytułem TR/PL: Bajer/ Kochan / Masłowska / Sala / Wojcieszek. Antologia nowego dramatu polskiego. Nowa dramaturgia 05.

M.R.: Nie zapominaj, że dramat Wojcieszka wydrukowano też w „Dialogu” (10/2005).

Był więc publikowany dwukrotnie, a w TR scenariusz miał zagwarantowaną realizację w teatrze. Zaznaczmy, że w liczącym się i modnym teatrze. Dramat powstawał ze wsparciem. To dość zasadnicze w naszej dyskusji o miejscu polskiego dramatu lesbijskiego. Doceniam działania oraz repertuar TR. To dla mnie oczywiste, ale znaczące jest też to, że w projekcie na pięciu autorów przypada tylko jedna dziewczyna – Dorota Masłowska.

A.M.: To dziwne o tyle, że w tekście programowym TR/PL autorzy projektu przekonują, iż nie ma on na celu„tworzenia arcydzieł, ale ma doprowadzić do poszerzenia języka teatru, wzmocnienia kontaktu z rzeczywistością”.Takie laboratorium miało być odpowiedzią na przemiany zachodzące w Polsce – społeczne, kulturowe, obyczajowe, polityczne. Zatem w czasach wzmożonej działalności organizacji feministycznych obecność kobiet – w tym przypadku także lesbijek – wydawała się oczywistością. Jednak tych autorek jakoś zabrakło, a myślę, że parę chętnych by się znalazło.

M.R.: Ale ich nie było. Wciąż ich nie ma w głównym obiegu. Jest tekst Wojcieszka, tekst i tak nietypowy, bo pokazuje Polskę B, secondhandową rzeczywistość w stolicy. Akcja toczy się w smażalni kurczaków, w hali magazynowej, w mieszkaniu.

A.M.: Bohaterami są przede wszystkim młodzi ludzie: licealiści i studenci, ale także trzy osoby dojrzałe: Tadek, właściciel smażalni oraz Teresa, matka Sugar. W tle jest także Jan, ojciec Magdy. Najpierw przedstawmy główne bohaterki: Magdę i Sugar.

M.R.: Magda.Niedoszła maturzystka, która uciekła z domu, z Rawicza, po tym jak w liceum przyłapano ją z koleżanką na nie wiadomo czym, ale musiało to być jednoznaczne, skoro – jak mówi – zrobiła się z tego afera.Ukrywała orientację seksualną, po skandalu odcięła się od rodziny, zwłaszcza od ojca – wojskowego. Gdy ten niespodziewanie pojawia się w smażalni i zachęca córkę do powrotu do domu, dziewczyna odmawia. Nie bardzo wie, co chce w życiu robić. Pod wpływem Sławka, kolegi z pracy, myśli o aktorstwie, pod wpływem Sugar – o pisarstwie. Na pewno nie chce żyć tak, jak jej rodzice.

A.M.: Sugar Kowalczyk, slamowa poetka, zbuntowana, niesubordynowana, niezależna dziewczyna. Mieszka z matką i bratem, ojca właściwie nie zna, bo zniknął z jej życia, gdy była dzieckiem. Historia jej zmagania się z orientacją seksualną obywa się właściwie bez faktów, wiemy jedno – że zrezygnowała ze szkoły z tego samego powodu co Magda. Jednak nie to jest najważniejsze w jej opowieści. Przede wszystkim poznajemy jej refleksje i przeżycia. Sugar zwierza się ze swych uczuć, z implantowanego lęku przed innością, z poczucia winy i grzechu.

M.R.: Jej wyznanie jest typowym głosem lesbijskim. Posłuchajmy:

A wiesz, jak się bałam, kiedy poczułam to pierwszy raz? Nagle dotarło do mnie, co to znaczy: twoja miłość staje się grzechem, już od samego początku. I to, że kogoś kochasz, jest krzywdą, którą wyrządzasz i jemu, i sobie. Po jakimś czasie w ogóle boisz się kochać i czujesz się winna, kurewsko winna. Jesteś chora i zła do szpiku kości. Kurwa, gdybym wiedziała, że będzie z tym tyle kłopotu, to od razu pieprznęłabym sobie w łeb.

A.M.: Lubię w Sugar jej bezkompromisowość i wręcz absurdalną, niewiarygodną offowość. Odcięcie od mainstreamu pokazuje ona poprzez stosunek do swego imienia. Historia z nim związana to żart autora dramatu. Ale do rzeczy. Sugar imię otrzymała po bohaterce Pół żartem, pół serio, mającej polskie pochodzenie i nazwisko (Kowalczyk). Stąd Sugar Kowalczyk –polska wersja. Dziewczyna o filmie Wildera mówi z odrazą, nie traktuje go jak klasyka gatunku. O Marylin Monroe – ikonie stereotypowej kobiecości – wyraża się bez pardonu: ta laska jest nudną, pretensjonalną krową.I bez wątpienia nie jest dla niej idolką, tak jak jest nią dla wielu dziewczyn i kobiet w wieku 10–80 lat.

M.R.: Nie zapominaj, że bohaterkę filmu nazywano też Sugar Kane, a to nas odsyła do zupełnie innej ikony – Sarah Kane. W tekście nie ma o niej mowy, ale postawa bohaterki Wojcieszka, jej literacka pasja, slamowanie, brutalistyczna stylistyka dramatu – jednoznacznie ten związek potwierdzają.

A.M.: Sugar to w ogóle niespokojny duch, kiedyś nazwałybyśmy ją niebieskim ptakiem.Ma dość swobodny stosunek do pracy. Kieruje się zasadą: nigdy nie szukam pracy, to praca szuka mnie.A kiedy już praca ją znajdzie, to Sugar i tak jej unika. Zamiast zmywać naczynia, maluje paznokcie albo dyskutuje o poezji. Podobnie jest z etyką i prawem. Dając matce płytę DVD z westernem, mówi: Empik stawia.

M.R.: Matka Sugar, zatrzymajmy się przy niej! To wyjątkowa postać. Z początku wydaje się klasyczną matką, „kwoczącą” nad swym ukochanym synkiem. Ale z czasem widzimy, że to tylko pierwsze wrażenie. Teresa jest świadomą, choć prostą kobietą. Po pracy głównie ogląda telewizję. Mówi: gdyby nie telewizja, życie byłoby koszmarem. Żadnemu ze swoich dzieci nie pozwala ingerować w swoje decyzje. Oboje wspiera, ale kiedy jej syn Piotr za jej placami zaprasza ojca do domu, żeby ten swoją obecnością przywrócił właściwy, patriarchalny i heteronormatywny porządek, matka wpada w złość. Traktuje to jako naruszenie jej autonomiczności. Rozstanie z mężem, kiedy dzieci były jeszcze małe, było aktem odwagi, aktem troski wobec nich. Doskonale wie, ile poświęciła i ile ją to kosztowało. Przypomina o tym synowi.

Czy tobie całkiem odjęło rozum? Nie pamiętasz, w jakiej nędzy żyliśmy, kiedy on był z nami? Jak wstydziłeś się iść do szkoły w łachmanach, tacy byliśmy biedni?

(…)

Ile lat cierpieliśmy, zanim wyrzuciłam go z domu? Nie pamiętasz?

A.M.: Matka Sugar wywołała we mnie uczucie zakotwiczenia, spełnienie odwiecznej tęsknoty. Odnaleziona matka – opoka, korzeń, kres podróży. Taka matka to nadzieja, to podstawa, która daje siłę. Nie wiem, czy Sugar to docenia, ale może przyprowadzić do domu matki swoją dziewczynę.

M.R.: Zastanawiam się, skąd taka matka? To naprawdę wyjątkowe, może utopijne. Takich matek nam brakuje. Mam podejrzenie, że w taki sposób synowie widzą matki. Skoro autorem jest mężczyzna, to może Wojcieszek podzielił się swoim punktem widzenia? Pokazał Teresę jak syn hołubiony, kochany mimo wszystko.

A.M.: Postać matki mogłaby być fundamentalna, ale zapewne wówczas tekst byłby bardziej udomowiony. Mnie by to nie przeszkadzało, takie udomowienie pokazują zwykle autorki les-dramatów.Dla mnie w sztuce Wojcieszka fundamentalny jest inny wątek – wątek slamowy. Po pierwsze, slam jest strukturalnym elementem tekstu. Tak autor nazywa trzy części dramatu. Zaczyna i kończy utwór slamem. Po drugie, slam jest formą ekspresji Sugar, performatywnym sposobem wyrażania siebie, u którego podstaw leży chęć wyrwania poezji hermetycznemu gronu znawców i teoretyków. A z tym wiąże się możliwość głoszenia poglądów niepopularnych, odważnych, wywrotowych etc. Slamy nie odbywają się w reprezentatywnych przestrzeniach, w dramacie poeci spotykają się w hali magazynowej.

M.R.: Niektórzy twierdzą, że to przereklamowane, zdezaktualizowane medium. Na przykład zdaniem Filipa Konopczyńskiego to utopijna wizja poezji performatywnej jako medium zdolnego do rozwiązywania głębokich problemów wykluczonych i wykluczanych grup społecznych.

A.M.:Nie wiem, czy slam poetry ma coś rozwiązywać, ale stwarza przestrzeń do wypowiadania się i jest terenem rywalizacji – trwają zawody o najlepszy wiersz. Ten, kogo obwołają zwycięzcą wieczoru, dostaje pieniądze. U Wojcieszka slam na podstawowym poziomie pojawia się jako agon poetycki, w którym bierze udział troje poetów: Mikołaj, Leszek i Sugar. Sugar zawsze przegrywa, możemy uznać, że to przez braku talentu, ale mam raczej podejrzenie, że dziewczyna próbuje wedrzeć się do męskiego świata, a tego pola koledzy nie chcą jej oddać.

M.R.: Mało powiedziane. Bo z czasem dowiadujemy się, że slamowe wiersze Sugar pisałMikołaj – poeta i jej kochanek. Stworzył on także tekst o miłości kobiety do kobiety.Tego nie rozumiem, odbieram to jak zdradę, myślę, że relacja z Mikołajem to układ – wiersz za seks. Sugar nie miała odwagi posłużyć się własnym głosem, choć w pierwszej intymnej rozmowie z Magdą wyznaje, że czytanie i slamowanie to jej jedyne zajęcia po opuszczeniu szkoły:

Na razie dużo czytam i chodzę na slam. Slam stał się sensem mego życia. Kiedy mówisz pełnym głosem swój wiersz, tego uczucia nie da się z czymkolwiek porównać – nie ma wtedy znaczenia, kim jesteś – lesbą, sresbą czy kimkolwiek innym – nikogo to nie obchodzi. Jesteś tylko Ty i Pan Bóg, który przez ciebie przemawia. Stajesz się instrumentem w bożych palcach, sługą bożym obdarowanym łaską.

Tymczasem okazuje się, że to kłamstwo. Gdzie wyrażanie siebie, gdzie własny głos? Fakt, że Sugar sypia z Mikołajem, to pierwszy zonk, drugi – już właściwie druzgocący – to informacja, że za wyzwoleńczym głosem kobiety kryje się mężczyzna. Sugar to pozerka.

A.M.: Mocne słowa. Na pierwszy rzut oka masz rację, ale nie oceniałabym Sugar tak surowo. Myślę o jej trudnej sytuacji: próbuje dostać się do świata, który jest, co prawda, jej światem, ale zdominowanym przez facetów. Jak zwykle ceną jest seks. Sama nie jest w stanie się przebić. Po pierwsze, brak jej autorskiej pewności siebie, mówi o tym w rozmowie z Magdą:

Też często wstydzę się swoich wierszy. Zwłaszcza jak porównam je z prawdziwą poezją. Kiedy czytam Poświatowską, myślę – Boże, po cholerę się staram. Nigdy nie uda mi się tego, co jest wokół mnie i we mnie, zapisać w dwóch, trzech zdaniach, które otwierają oczy, o tak szeroko. Ale zawsze potem myślę, że skoro wiem, jaka jestem słaba i ze wszystkich sił próbuję, to może jest dla mnie jakaś nadzieja.

Po drugie, struktura szowinistycznego slam poetry powoduje, że Sugar jest zawsze w mniejszości. Tu parytet nie obowiązuje. Tu toczy się twarda walka. Sugar potrzebuje wsparcia. Od kolegów go nie otrzymuje. Wsparcia udziela jej Magda, najpierw swoim istnieniem, potem obecnością na slamach. I wreszcie to ona przełamuje męską hegemonię.

M.R.: I wygrywa nawet slam. Ta kropka nad „i” postawiona jest w tekście drukowanym w „Dialogu”. W spektaklu widzimy tylko dwie dziewczyny, które nagle nabrały sił.

A.M.: Mam wrażenie, że ta podwójność daje moc.Dziewczyny muszą być we dwie, żeby poczuć się tak pewnie jak mężczyźni. To dość typowe. Znamy wiele takich duetów.

M.R.: To prawda, ale dopiero Magda przemawia własnym głosem. W niewprawny, ale szczery sposób.

A.M.: Ale, podkreślam, drogę utorowała jej Sugar.

M.R.: Nie byłabym tego taka pewna. Zwróć uwagę, żeSugar w swym wyznaniu, cytowanym wyżej, nie mówi, że slamy to tuba dla opowieści o lesbijstwie. To ma być ucieczka od naznaczonej tożsamości, poddanie się większej sile. Dopiero gdy na spotkaniach stawia się Magda, pojawia się też les-temat, ale – przypomnijmy – „opracowany” przez Mikołaja. I dopiero Magda, z osobistej, kobiecej perspektywy, wygłasza pean na temat wywrotowej lesbijskiej miłości.

A.M.: Prawda.Wiersz Magdy wieńczy dramat i wreszcie realizuje jeden z feministycznych postulatów: szukanie własnego języka, wyrażanie własnego głosu. Tym razem lesbijskiego. Zacytuję większy fragment:

Oto mój wiersz / chociaż nie jestem poetką / i nie wiem, czy kiedykolwiek nią będę i czy jest mi to do czegokolwiek potrzebne / wiem tylko, że jesteś obok i że wszystko, co robię, robię dla ciebie (…) / I teraz twoja kolej i teraz ty uważnie wysłuchaj, co chcę ci powiedzieć /dotykam cię / we śnie i za dnia / ale to we śnie jesteś bardziej ludzka / to we śnie nie śmierdzisz martwymi kurczakami, które wspólnie spuszczamy do ścieku / cztery pięćdziesiąt za godzinę / smród detergentu i tłuszczu / Oto mikroklimat /

(…)

A więc chodź do mnie / jesteśmy kochankami / zróbmy to na grobach królów naczelników powstań przegranych w dniu ich rozpoczęcia / zróbmy to na pomnikach patriotycznej młodzieży / która bez wahania oddała swoje życie na rozkaz bandy starców / podczas gdy ty i ja całowałyśmy się w ukryciu / jesteśmy dziś żywe i zdrowe, a oni są martwi /

(…)

nie zamierzam się z nikim dzielić naszym tajemnym językiem / budzę się ze snu i widzę, jak leżysz koło mnie / człowiek pracy najemnej przeistaczający się w Boga / jesteś tak doskonała, że jeśli mnie zranisz, to trudno / potraktuję to jako nagrodę, ciesząc się, że teraz jest dobrze.

M.R.: To rodzaj manifestu poetyckiego, który znowu przypomina mi monologi Ingi Iwasiów czy Sarah Kane. Słyszymy znane motywy podwójności lesbijskiej egzystencji – we śnie i realu – pochwałę miłości i tajemnego lesbijskiego języka. Słyszymy o szarganiu narodowych świętości – starców, powstań etc. To wyraz z jednej strony naiwnej wiary w miłość, która wszystko zwycięża, z drugiej – naiwny przejaw buntu wobec polskich mitów i mainstreamowych ideałów: lansu i kasy.

A.M.:Bunt. Wreszcie padło to słowo. Bunt jest podstawą tego dramatu. Jego źródłem bezwzględnie jest slam, który być może nie załatwia niczego, jątrzy, uświadamia, i to niesie się w świat, ma mniejszy lub większy zasięg, ale sączy się. Dziś myślę, że to najpewniej nie przynosi spektakularnych efektów, ale jest.

M.R.: Z buntem mamy jednak pewien problem. Został przypisany młodości. Tak też widziany jest tekst Wojcieszka – jako młodzieńcza kontestacja. Tymczasem ja, będąc w wieku balzakowskim, utożsamiam się z dziewczynami z Cokolwiek zdarzy się

A.M.: To kolejny stereotyp, który pozwala mniej poważnie potraktować ten dramat i jego tematykę. Tym bardziej, że w miłości lesbijskiej tkwi rewolucyjny potencjał. Wojcieszek ewidentnie tak to widzi.

M.R.: Oczywiście. Każe Sugar wygłosić taką kwestię: Stwórzmy małą lesbijską rodzinkę. Maleńką, wywrotową komórkę, która wysadzi w powietrze to pieprzone społeczeństwo.To umieszcza ten tekst w perspektywie postrzegającej lesbijkę jako wojowniczkę! Lesbian Girl Power!

A.M.: To alternatywne widzenie świata, to walka o swoje miejsce, które nie musi oznaczać dopasowania do normy. Na razie można je znaleźć w smażalniach, halach magazynowych, skłotach. A te nie cieszą się społecznym szacunkiem.

M.R.: I nie mogą, bo ten bunt jest niezgodą na oczekiwany wizerunek homoseksualizmu zasymilowanego, wpisującego się w globalistyczne, komercyjne iluzje. Pisał o tym cytowany już Filip Konopczyński:

Wciąż niewiele jest dzieł (kultury wysokiej, nie mówiąc o popularnej!), które odnosiłyby się do – powszechnego przecież – doświadczenia homoseksualistów spoza świata show-biznesu i wielkich pieniędzy. O ile doczekaliśmy się serialowych postaci homoseksualistów, będących przyjaciółmi głównych bohaterów w korporacyjnej Nibylandii (w której 30-letni prawnik ma nowy luksusowy samochód, mieszkanie o wartości 3 milionów peelenów oraz dużo czasu wolnego, zob. „Magda M.”) bądź w świecie wielkiej mody i biznesu (zob. „Brzydula”), o tyle wciąż brak jest reprezentacji mniejszości seksualnych w sielankowej i konserwatywnej scenerii naszych „Rancz”, „Plebanii” i „Blondynek”.

A.M.: Trzeba zaznaczyć, że w tej Nibylandii nie ma za wielu lesbijek, ale wiemy, ile do niej aspiruje, bo tu widzą swoją wygodną przyszłość i szacowną pozycję. Sztuka Wojcieszka przez związek z projektem TR/PL pokazuje inną możliwość.

M.R.: Z innego jeszcze powodu lesbijki muszą się buntować – zwyczajnie, jako kobiety. Zauważ, że choć bohaterkami dramatu są dwie młode dziewczyny, to więcej w nim mężczyzn. Bohaterki żyją w świecie facetów heteronormatywnych, w większości seksistów. Wciąż są molestowane, dyskryminowane, traktowane protekcjonalnie. Niby wszystko jest żartobliwe, ale Magda bezustannie musi wyznaczać granice. Na szczęście ma siłę. Czasem musi się jednak odwołać do Tadka, autorytetu, właściciela smażalni.

A.M.: Tadek to zastępca figury ojca dla obu dziewczyn, ich biologiczni ojcowie nie sprawdzili się. A Tadeusz jest wspierający. To jedyny mężczyzna, który nie odgrywa roli macho, choć stoi na straży rodziny. Doprowadza m.in. do spotkania Magdy i jej ojca. Ale – no, nazwijmy to tak – nieinwazyjnie. Natomiast Heniek i Sławek, pracownicy lub ekspracownicy smażalni, to niegroźne karykatury patriarchalnych samców. Heniek, zięć Tadka, dresiarz, kiepski podrywacz-gawędziarz, typ „zimny łokieć”, który grasuje nocami po ulicach swoim starym golfem. Sławek – student Akademii Teatralnej, który wybrał zawód aktora, bo to skuteczna przynęta na dziewczyny. Obaj usiłują Magdę „wyrwać”. Bezskutecznie. Ale zarówno postacie Sławka i Heńka, jak i relacje między nimi a Magdą, mają charakter zgrywy.

M.R.: Chłopaki wzięci są w cudzysłów. Nie wydają się groźni. Potwierdza to zadziwiająca reakcja „smażalnianych” mężczyzn na oświadczenie Magdy, że jest lesbijką. Heniek okazuje się specjalistą od lesbijskich filmów porno i w tej sytuacji widzi okazję na kolejny nietypowy seks. Sławek postanawia odreagować: Idę pieprzyć. Idę rżnąć. Idę wypieprzyć wszystkie kobiety w tym kraju. Za ciebie.Lesbijka dziwi, ale nie wywołuje agresji. Raczej podnieca. To standardowa reakcja. Konsekwencja seksualnego widzenia kobiety każdej orientacji. Z gejem byłoby już inaczej.

A.M.: Ta właściwie niegroźna reakcja–paradoksalnie – dotyczy chłopaków ze smażalni. Slamowi koledzy Sugar – wydawałoby się, że bardziej świadomi – okazują się okrutniejsi. Jawnie dyskryminują, ustalając wykluczające zasady rywalizacji i deprecjonując relacje między dziewczynami. Toczą z nimi wojnę. Tu nie ma sentymentów.

M.R.: Jedynym mężczyzną, który orientację seksualną Magdy przyjmuje zwyczajnie, jest Tadek. Rzuca jedno słowo: gratulacje.A jedynym, który reaguje gniewem i usiłuje zmienić stan rzeczy, jest Piotr, brat Sugar.

A.M.: Piotr – homofobiczny, patriarchalny Polak-katolik, zawodowy żołnierz-romantyk, jest najgroźniejszy. Próbuje przywrócić „właściwy” porządek. Jako wzór stawia rodzinę, którą rozumie tradycyjnie. Siostra lesbijka psuje ten ideał. Aby zmazać grzech Sugar, wyrusza na wojnę do Iraku i umacnia swój pogląd, że nie pasuje ona do polsko-katolicko-bohaterskiego wizerunku całej rodziny Kowalczyków, włączając jej przodków. W rozmowie z Sugar oznajmia: Siostra dziadka nie była lesbą, kiedy on umierał pod Monte Cassino.

M.R.: Lesbijka nie pasuje również do romantycznego wzorca miłości, która wymaga ofiary, żeby była prawdziwa. Trzeba być gotowym na śmierć. Na takie poświęcenie nie ma miejsca w lesbijskiej relacji, bo do tego zdolny jest tylko mężczyzna: on od wieków umiera dla ukochanej, najlepiej na wojnie, która de facto realizuje inne, polityczno-finansowe cele.

A.M.: Możemy sobie dworować z Piotra, ale on nie poprzestaje na takich symbolicznych gestach. Zaczyna reaktywować mityczną heterorodzinę. Bez zgody matki zaprasza zapominanego ojca. Usiłuje wymusić na niej, żeby wyrzuciła Sugar i Magdę z domu, potem stara się skłócić dziewczyny i prawie mu się to udaje.

M.R.: Czarny charakter sztuki (śmiech).

A.M.: Na pewno najbardziej zażarty wojownik w sprawie obrony prawdziwych polskich wartości. Karykaturalny, co nie znaczy, że nierzeczywisty. Rzeczywistość dowodzi, że takie postacie to nie fikcja. Istnieją i są niebezpieczne. W sztuce Cokolwiek zdarzy się…, którą w pewnym sensie można zaliczyć do tzw. nurtu brutalistów, autor oszczędził nam tego, co Piotr mógł zrobić z Sugar i Magdą.

M.R.: Sarah Kane by nam tego nie oszczędziła, Wojcieszek nie doprowadza do katastrofy, bo też jego formalny pomysł na dramat ironicznie odwołuje nas do telenoweli, jej prostoty i melodramatyzmu. Dlatego ewidentnie końcowy monolog Magdy to happy end lesbijskiej historii.

AM.: Optymistyczny i trochę melodramatyczny jest tytuł sztuki, takie „naiwne” zapewnianie o wiecznej miłości. Tytuł zresztą pożyczony z popkultury – jak wyznaje autor – od piosenki Whatever Happens, I Love You Morrissey’a. To też wydaje się ironiczne.

M.R: Podsumujmy więc, jak pokazano tożsamość lesbijską w dramacie Wojcieszka.

A.M.: Najpierw statystyka. Słowo lesbijka pada w dramacie trzy razy, używają go koledzy dziewczyn ze smażalni. I brzmi raczej neutralnie. Natomiast słowo lesba pada osiem razy, cztery z ust kolegów slamowych, dwa z ust Piotra, i nie ma to pozytywnego wydźwięku. Dwukrotnie wypowiada je też Magda w jedynej scenie konfliktu między dziewczynami. To wyraźna zmiana w świadomości postaci, która jeszcze niedawno twierdziła: to słowo nie przejdzie mi przez gardło. Ja po prostu wolę dziewczyny. W dramacie słowo lesbijka pojawia w każdej formie, nie ucieka autorowi spod pióra. A miałyśmy z takimi sytuacjami do czynienia. Kluczowe jest co innego.

M.R: Kluczowe jest „spojrzenie z zewnątrz”, czyli heteryckie, męskie widzenie lesbijek. To jest interesujące, zwłaszcza że nie mamy do czynienia z perspektywą voyeurystyczny.-erotyczną, jaką zaproponowałby nam Heniek. Skąd więc bierze się pomysł napisania takiego tekstu o lesbijkach?

A.M.: Wojcieszek mówił, jak zrodził się pomysł na ten dramat:

Nie pamiętam już, gdzie widziałem tę parę. W Krakowie wiosną 94., w Warszawie rok później czy może we Wrocławiu, gdzie przyjeżdżało ich więcej niż gdziekolwiek indziej, dopóki nie pojawił się Londyn. Nie, to nie jest jakaś tam miłość. Ta jest inna, ponieważ dotyczy nas. W każdym razie widziałem. I do dzisiaj dobrze pamiętam. Pamiętam też swój podziw i dumę, że nie ma w nich strachu, ale też ból i wstyd, że aby iść razem przez miasto, potrzebują tyle odwagi. A jeśli nawet gapią się, to co. Nie chcę o tym wiedzieć i nic mnie to nie obchodzi. Wtuleni w kąt nocnego autobusu, schowani na końcu wagonika podmiejskiego pociągu, odpalający od siebie papierosy na tyłach bud z żarciem. Dwudziestoletni mistrzowie zakazanych gestów. Pocałunków, uścisków i przytuleń tak delikatnych, że niewidocznych dla współpasażerów. Jeśli odważą się ciebie dotknąć, będę walczył do ostatniego oddechu, przysięgam.

Ta perspektywa uwzględnia specyfikę miłości homoseksualnej, może nie jej wyjątkowość, ale wypracowaną w kulturowym procesie odmienność wynikającą z odrzucenia, zagrożenia represjami, po prostu koniecznością ukrywania.

M.R.: Pewnie dlategolesbijstwo – jak już mówiłyśmy – powiązane jest tutaj z rewolucyjnością, lewackością. Staje się jednym z ważnych społecznie tematów, obok wojny w Iraku, seksizmu, ekonomicznego wykluczenia etc. Nie chodzi mi o to, że tematyka LGBT jest obecna w publicznym dyskursie, bo już od dawna jest, ale dominuje w nim idea asymilacji środowiska LGBT. Rzadkością jest przeniesienie tematu LGBT w przestrzeń tematyki alternatywnej.To się udało Jamie Babbit w filmie Itty Bitty Titty Committee. Wojcieszek kręci się tematycznie w tych okolicach.

A.M.: À propos filmu. Nie wiem, czy czytałaś, że były plany sfilmowania tego teksu? Na razie się nie udało, ale może w przyszłości… Przydałby się polski film, w którym lesbijki byłyby lesbijkami bez domysłów, przeinaczeń lub groteski.

M.R.: Zostańmy jeszcze w teatrze. Powiedziałabym parę słów o spektaklu, choć został opisany   w prasie codziennej, teatralnej: popularnej i specjalistycznej. Przedstawienie zostało wyreżyserowane na scenie TR w 2005 r.

A.M.: Stylistycznie dziś, po prawie dziesięciu latach, spektakl wydaje się już trochę przestarzały. Brutaliści w takiej formie – jak pokazywał to Teatr Rozmaitości w pierwszej dekadzie XXI w. – już trącą myszką. Ale zamazywanie granic w grze aktorskiej, nonszalancja artykulacyjna, widoczność szwów, performatywność struktury – to cechy spektaklu Cokolwiek zdarzy się… i teatralnego grania, które przyjęły się i, na szczęście, dawno już wyparły zasady sztuki dobrze skrojonej.

M.R.: Dla mnie to dramat-spektakl-plakat, forma szkicowa, dlatego nie obowiązuje go dramaturgiczna i sceniczna perfekcja. Ale to nie oznacza, że to byle jaka robota. Z pewnością jest wyrazistszy niż tekst. Oszczędny wizualnie – scenografia ogranicza się do jednego rekwizytu, który gra rolę stołu, zmywaka, łóżka. Resztę scenografii stanowi zespół Pustki…

A.M.: … który gra na żywo. Muzyka niesie energię, jest podstawą rytmiczną części slamowych, ale przenosi siłę slamowego buntu na resztę działań i relacji dramatu. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że slamowy jest duch całego spektaklu. Rebelia idzie ze slamu wraz z muzyką protopunku i rocka garażowego.

M.R.: Wzmacnia to psychodeliczny aktorski duet Tomasz Tyndyk (Mikołaj) i Roma Gąsiorowska (Sugar). Wydaje mi się, że to bardzo dobry wybór slamowych poetów – to aktorzy wyćwiczeni w rolach freaków, grający histerycznie, nadekspresywnie, nerwowo. Styl ich gry oddaje trochę obłędny, trochę niebezpieczny charakter niesystemowej osobowości.

A.M.: To dobrana para, ale w przedstawieniu – mam wrażenie – brak aktorskiej jednorodności. Aktorzy grają w rożnych stylistykach. Bo poza parą psychodeliczną mamy grupę aktorów charakterystycznych: Erykac Lubosa (Heniek), Janusz Chabiora (Tadek), Rafała Maćkowiak a(Sławek), aktorów psychologicznych: Magdalenę Kutę (Teresa), Krzysztofa Czeczot (Piotr) oraz naturszczyka – Marcina Ceckę w roli scenicznego Leszka, nota bene to autor niemal wszystkich tekstów slamowych dramatu.

M.R.: Mamy też niejednoznaczną stylistycznie Agnieszkę Podsiadlik w roli Magdy. To nie jest zarzut. Mam tylko kłopot, żeby nazwać jej styl.Aktorka balansuje między grą naturszczyka a grą profesjonalistki, co wywołuje wrażenie siły i niewinności. To dwie siły energetyczne tego przedstawienia.

A.M.: Spektakl Wojcieszka to pewien świadomy wybór stylu, który jest nieczysty, który może się podobać, ale myślę, że część widzów przyzna rację Temidzie Stankiewicz-Podhoreckiej, która w recenzji „Bełkot i gimnastyka” tak podsumowuje to przedstawienie:

Słowo „artystyczny” uważam za nadużycie w stosunku do tego spektaklu. I kiedy czytam w którejś recenzji, że sztuka „Cokolwiek się zdarzy, kocham cię” jest wydarzeniem w dramaturgii na przestrzeni ostatnich kilku lat, to ręce załamuję i myślę sobie, że takiego gniota chyba nigdy dotąd nie oglądałam.                                 („Nasz Dziennik”, 2 listopada 2005)

M.R.: Szczęśliwie spektakl wciąż jest grany w TR Warszawa, można go zobaczyć, a dzięki temu zgodzić się albo nie zgodzić z Temidą Podhorecką albo z nami. Zachęcamy do obejrzenia!

TR Warszawa
Cokolwiek zdarzy się, kocham cię
Przemysław Wojcieszek
reżyseria: Przemysław Wojcieszek
scenografia: Magdalena Maciejewska
muzyka na żywo: Pustki
reżyseria światła: Marta Pruska
wiersze: Marcin Cecko
choreografia: Maciej Maciejewski
Premiera: 25 października 2005
fot. mat. teatru

Damski TANDEM Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak), Teatralia Warszawa
Internetowy Magazyn „Teatralia” 100/2014
Damski TANDEM Twórczy: Monika Rak & Agnieszka Małgowska.
Działa od 2009 roku, przygotował cykle: literacki Żywe radio, performatywny Maryjan i Krystina, filmowy Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną,czytaniedramatu Portret lesbijek we wnętrzu. Oraz spektakle: Orlando. Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, Czarodziejski flet (współpraca reżyserska). Organizuje O’LESS Festiwal.
Agnieszka Małgowska – absolwentka WOT-u, reżyserka, trenerka teatralna, scenarzystka, nauczycielka literatury.
Monika Rak – absolwentka WOT-u, aktorka, dramatopisarka, realizatorka autorskich filmów dokumentalnych, videoartów, graficzka.
dtandemt.blogspot.com