Tekstocentryzm (Mistrz i Małgorzata)
Powieść mistrza Bułhakowa najwyraźniej udręczyła reżyserkę skalą monumentu. Magdalena Miklasz zdaje się nie wiedzieć, co począć z tak obszernym tekstem, mnogością postaci i wątków. Rozpaczliwym gestem „upycha” obszerne połacie treści w usta aktorów przytłoczonych pamięciowym wyzwaniem, jakie przed nimi postawiono.
Spektakl składa się z momentów dobrych i tych będących całkowitą klapą, przy większym udziale ostatnich. Występują w postaci ciągnących się jak maź dialogów, monologów bez wyrazu, kiedy to widz ma okazję poudręczać się wewnętrznymi rozterkami typu „wyjść teraz czy doczekać do przerwy?” Aktorzy, obarczeni gigantycznych rozmiarów tekstem do wyuczenia, często się mylą, widać wyraźne oznaki znużenia. O ile fabuła powieści gwarantuje 18 postaci, odtwarzanych na przemian przez 7 aktorów, o tyle tak naprawdę tylko dwoje z nich było w stanie zawładnąć sceną.
Są w spektaklu Miklasz także sceny dobre, do których należy scena z Małgorzatą po balu czy sąd Piłata nad Jeszuą. Są też i doskonałe, będące zasługą talentu Bułhakowa, takie jak dialog: To wódka? – słabym głosem zapytała Małgorzata. (…) – Na litość boską, królowo – zachrypiał Behemot – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus. Pierwszorzędni Woland-Jeszua (Marcin Bikowski) i Małgorzata-urzędniczka (Kornelia Trawkowska), zagryzając korniszonem, w klimacie Moskwy lat 30-tych, ciągną w tytanicznym wysiłku resztę teatralnej trupy, w większości scen zepchniętej na dalszy plan.
Motyw przewodni scenografii – karton (pudła jako naturalne środowisko większości aktorów, fragmenty tektury, będące wyobrażeniowym nośnikiem twarzy 18 postaci) realizuje ideę minimalistycznej scenografii w złym (gdyż sprawiającym niechlujne wrażenie) tonie.
Formuła spektaklu, wykorzystująca elementy teatru dramatycznego, teatru lalek, performansu i spektaklu wideo, tylko pozornie wydaje się różnorodna. Teatr wideo został tu ograniczony do zgranego zabiegu wyświetlania obrazów na płótnie, teatr lalek wyczerpuje się zaledwie w kilku maskach. Kontrapunktem jest bardzo dobry moment performansu, mający na celu interakcję z widownią. To także scena, kiedy aktorzy, stawiając autoironiczne pytania: a jeżeli są dopiero na trzydziestej stronie? Może następnym razem wybrać kino?, w sympatycznym geście przyznają się do własnej bezradności wobec materii powieści i niemożności zaimplantowania rosyjskiej prozy w język teatru. Od tej chwili zmienia się ogląd spektaklu. Może minimalistyczna scenografia i różnorodna formuła, sprawiająca wrażenie „naprędce posklejanej” jest celowym zabiegiem, będącym z jednej strony odpowiedzią na absurd obecny u Bułhakowa, z drugiej cynicznym komentarzem do samego pomysłu przeniesienia powieści z papieru na deski? Broni się także tkanka muzyczna – zastosowana z wyczuciem, głębokim brzmieniem spełnia swoją funkcję – dodaje dramaturgii, podkreślając duchowość (sic!) Moskwy, w której dekretem ogłoszono śmierć Boga.
Na koniec waham się przed użyciem określenia spektaklu mianem „miałkiego”. Jednak, jako że o całości decydują niuanse, gdy powraca wspomnienie czasu jego trwania – 3,5 godziny (!), wahać się przestaję i nabieram pewności, że taki właśnie był.
Agnieszka Pisz, Teatralia Rzeszów
Internetowy Magazyn „Teatralia”, nr 144/2015
Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ożywionej Formy Maskarada
Teatr Malabar Hotel
Mistrz i Małgorzata
autor: Michaił Bułhakow
reżyseria: Magdalena Miklasz
dramaturgia: Marcin Bartnikowski
scenografia i kostiumy: Ewa Woźniak
lalki: Marcin Bikowski
muzyka: Anna Stela
projekcje: Aleksander Janas
koprodukcja: Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy
Fot. Bartek Warzęcha