Tortura sekund (Zofia)
Spory wokół powstania warszawskiego wybuchają niemal bezustannie. Niektórzy wyrażają podziw i uznanie dla sierpniowego zrywu, podczas gdy inni podają w wątpliwość zasadność decyzji o jego rozpoczęciu. Władysław Anders jeszcze przed zakończeniem Powstania ośmielił się nazwać jego wywołanie ciężką zbrodnią. Analizując sierpniowe wydarzenia, dużo mówi się o bohaterskich czynach, odwadze walczących, poświęceniu, ale także o ogromie strat ludzkich i materialnych. Często jednak zapomina się o tragedii jednostek, rodzin żołnierzy poległych podczas walk bądź zmarłych krótko po ich zakończeniu. Tę lukę wypełnia spektakl Zofia w reżyserii Anny Wakulik.
Zofia to monodram ukazujący losy kobiety (Małgorzata Pieńkowska) po śmierci wszystkich bliskich jej osób – dwóch synów i męża. Trauma nie pozwala jej na normalne funkcjonowanie, cieszenie się życiem lub choćby pogodzenie z losem. Mimo upływu lat wspomnienia są nadal żywe i bolesne – to właśnie wokół niech osnuto akcję przedstawienia. Szczególnie nie daje o sobie zapomnieć echo wydarzeń Wigilii 1948 roku. Tego dnia syn kobiety został aresztowany przez funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Porucznik Jan Rodowicz „Anoda”– żołnierz Szarych Szeregów i Armii Krajowej oraz Delegatury Sił Zbrojnych – za bohaterską walkę podczas powstania warszawskiego został nagrodzony brutalnymi torturami i śmiercią. Prokuratura i UB poinformowały rodzinę o samobójstwie mężczyzny, który wyskoczył przez okno. Zofia jednak nie wierzy w tę wersję wydarzeń. Intuicyjnie wie, że jej syn nie byłby zdolny do podobnego czynu. Już na początku spektaklu zadaje widzom pytanie: „Czym jest prawda?”, by chwilę później udzielić odpowiedzi, że tym, co ludzie postanowią za nią uznać.
Spektakl Zofia nie ukazuje jedynie historii matki Jana Rodowicza, chociaż ten wątek jest zdecydowanie najbardziej rozbudowany. To opowieść o wszystkich matkach, których synowie zginęli w walce o wolność ojczyzny, lecz także o każdej kobiecie zmuszonej do pogodzenia się z tak niewyobrażalną tragedią, jaką jest śmierć własnego dziecka.
Małgorzata Pieńkowska nie zawodzi, nie płacze, by zobrazować rozpacz swej postaci. Poprzez odpowiednią modulację głosu potrafi ukazać skrajne emocje. Niekiedy sucha, zdawać by się mogło, że wyprana z uczuć relacja ukazuje stan ducha osoby pokrzywdzonej lepiej niż najszczerszy płacz. Obrazuje bowiem niemoc, brak chęci do życia i emocjonalne wycieńczenie po latach przeżywania straty. Bohaterka nie rozróżnia już dni tygodnia, każdy jest dla niej niedzielą – tamtą niedzielą, która zmieniła wszystko. Życie zaczęło się od tego czasu dłużyć niemiłosiernie, rozsypało się na kawałki. Kobieta przestaje dostrzegać lata, miesiące, tygodnie, dni i godziny. Dla niej wszystko liczy się w sekundach. 64800 sekund. Tyle trzeba przetrwać w ciągu doby, gdy śpi się 6 godzin. Przeszłość wciąż ożywająca na nowo w czasie teraźniejszym nie jest jedynym utrapieniem. Zofia mówi też o niepewnej i smutnej przyszłości, o marzeniach, które nie mają szansy na ziszczenie. Jednym z nich jest obecność bliskich na jej własnym pogrzebie, co w obecnej sytuacji stanowi mrzonkę. Kobieta nie ma absolutnie nikogo, kto mógłby ją opłakiwać po śmierci i zachować w pamięci jej obraz. Strzępki rozmów i przemyśleń głównej bohaterki, które tworzą spektakl, przenikają się bardzo płynnie. Nie wywołują chaosu na scenie, mogą zaś stanowić metaforę nieustającej gonitwy myśli.
Sceneria, w której rozgrywa się akcja spektaklu, jest bardzo minimalistyczna. Na scenie stoi jedynie niewielki stolik, dwa krzesła, waliza z ubraniami syna. Całość otacza prostą metalową ramą, sprowadzającą cały świat bohaterki do tych „czterech ścian”. Kobieta ma na sobie czarną odzież niczym w nieprzerwanej żałobie. Oświetlenie jest nieco przygaszone, co tworzy nastrój powagi, tajemniczości i smutku.
Zofia uświadamia widzom wagę strat ponoszonych podczas zrywów powstańczych. Wyodrębniona spośród wielu śmierć i ukazanie pojedynczej, prywatnej tragedii znacznie dobitniej przedstawia ogrom spustoszeń niż wielkie liczby. Monodram Małgorzaty Pieńkowskiej uświadamia, że są wśród nas osoby, których życie nadal nosi piętno wydarzeń z 1944 roku. Sama aktorka przykuwa uwagę widzów w taki sposób, że chyba nikt nie pomyślałby nawet o rozbijaniu tych 50 minut spektaklu na sekundy.
Natalia Chuszcz, Teatralia Łódź Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 203/2017
Anna Wakulik
Zofia
reżyseria: Beniamin Bukowski
kostiumy: Elżbieta Radke
muzyka: Aleksandra Goetzen
światło: Maciej Majchrzak
obsada: Małgorzata Pieńkowska
premiera: 9 maja 2015
fot. Marta Akiersztejn
Natalia Chuszcz – w teatrze pociągają ją niekonwencjonalne rozwiązania, mowa ciała i muzyka. Nałogowo czyta książki oraz tańczy.
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.