Treścią jesteśmy my sami (Pływalnia)

Treścią jesteśmy my sami (Pływalnia)

Bo poza treścią nic więcej się nie liczy. Głupcy myślą, że ważne są wielkie tytuły, przyciągające nie tyle uwagę, ile wzrok, niosące niby-metaforyczny i głęboki jak wnętrze buta sens.

Takie przesłanie niesie monolog, którzy wygłosił elegancki pan w odświętnym dresie z trzema lampasami. Wielkim tytułem Pływalnia reżyser określił nie tyle przesłanie, ile – po prostu – scenografię. W starych ruinach basenu umieścił bohaterów utopionych we własnej rozpaczy. Rozpacz jednak niesie zbyt dużo współczucia, dla którego nie ma dziś miejsca. W pływalni pływają zatem zwykłe ćpuny.

Tym zwyklejsze, że zdane tylko na siebie. Wrzucone na wykafelkowane dno zupełnie znikąd, z własnym osobistym bagażem trosk i jednym wspólnym problemem. Nie kreują się na złych ludzi ani nimi nie są. Pozornie pragną od życia czegoś więcej, niż kolejny raz dać sobie w żyłę. Bo miłość, bo marzenia, bo dziecko, bo to, co najważniejsze. Najważniejsze jednak nie jest na tyle silne, by zmienić ruch linii życia z horyzontalnego na wertykalny. I tak bohaterowie krążą na scenie i w życiu, w ciele i w umyśle, w monotonnym rytmie circulus vitiosus.

Całość jest połową motta Alfreda Hitchcocka, bo po początkowym trzęsieniu ziemi napięcie nie rośnie, tętno spada, a my staczamy się w dół, muł i mozół. Improwizacja wiedzie akcję ku slow motion, dając czas przede wszystkim odbiorcom. Cisza między kwestiami jest sprawdzianem – albo na wniknięcie i zrozumienie, albo zdystansowanie się i znużenie. Samodestrukcja postaci nie przybiera jednak beznadziejnego tonu i może dzięki tej szczypcie nadziei w mimice i głosie można odnaleźć czasem optymistyczny, czasem groteskowy dźwięk. Wachlarz różnorodności nie pozwala skierować sztuki do konkretnych odbiorców. Nie pozwala również pozostać odbiorcom bez krzty empatii wobec żadnego z bohaterów ani bez słowa uznania wobec każdego z aktorów.

Między basenowymi ścianami przelewa się typowe różewiczowskie morze śmieci. Nikomu nie przeszkadza i właściwie bez syfu z zewnątrz trudniej byłoby zobaczyć ten syf w środku. Stara pływalnia wydaje się bardziej przerażająca niż dworzec kolejowy, a czekanie – na zbawienie – mniej smutne niż spływanie na dno. I żeby było jeszcze bardziej życiowo, realizm postaci chodzi w butach Henrika Ibsena, a aktorzy-studenci otwierają swój akademicki bagaż doświadczeń.

Mówi się, że chodzi się albo do kina, albo na film. Można też mówić, że chodzi się albo na spektakl, albo na Lupę. Chodząc na Lupę, przygotowanym jest się na przypięcie pasami do fotela, niczym u psychiatry, i na reedukacyjną sesję, niczym u psychologa. I obserwując surowy, czekający na zinterpretowanie bezsens, jesteśmy świadomi ciężaru jego znaczenia.

Izabela Lewkowicz, Teatralia Warszawa
Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 89/2014

Festiwal Polska w Imce. Niecodzienny Festiwal Teatralny

Pływalnia

reżyseria: Krystian Lupa
według Kręgu Personalnego 3:1 Larsa Noréna
przekład: Mariusz Kalinowski
scenografia: Łukasz Korczak (V WRD)
kostiumy: Arek Ślesiński
muzyka: kreacja zbiorowa
współpraca reżyserska: Łukasz Korczak (V WRD), Magda Kupryjanowicz (IV WRD) asystenci reżysera: Krzysztof Popiołek III WRD, Hubert Sulima III WRD
wideo: Łukasz Korczak V WRD, Magda Kupryjanowicz IV WRD

obsada: Marcel Borowiec, Bartłomiej Kotschedoff, Tomasz Madej, Paweł Peterman, Aleksandra Pisula, Anna Maria Stachoń, Sandra Staniszewska, Magdalena Woleńska gościnnie: Tomasz Chrapusta (III WA), Marek Grabiniok (III WA), Kosma Szyman (III WA),  Łukasz Wójcik (V WA)

premiera: 12 kwietnia 2013

fot. mat. teatru

Izabela Lewkowicz – studentka Polonistyki UW. Zakochana w hip-hopie, Warszawie i metaforach. Teatr? Przepustka do lepszego świata.