Twoja przyjaciółka Mieze (Kamień)
„Przyszłam zburzyć spokój” – mówi jedna z bohaterek Kamienia zapytana o przyczynę swojej wizyty. Zdaje się, że taki sam cel przyświecał autorowi dramatu. Marius von Mayenburg buduje historię pełną skrzętnie skrywanych tajemnic, w której nic nie jest takim, jakim wydawało się na początku. A inscenizacja w Teatrze Współczesnym skupia się w głównej mierze na tym świetnie napisanym tekście.
Drezno. Dom, w którym splatają się losy trzech rodzin. Dom, który widział i przetrwał niemało. Zarówno przed, jak i po II wojnie światowej był świadkiem wielu radości, ale też dramatów. Obecna była w nim miłość młodego małżeństwa, matczyna troska czy szczęście małej dziewczynki siedzącej na huśtawce w ogródku. Nie zabrakło też jednak strachu o własne bezpieczeństwo, fałszywej przyjaźni, a nawet śmierci. Zbierając w całość tę zawiłą układankę na pozór błahych scenek z życia kilku rodzin, dochodzimy do ponurej i przygnębiającej prawdy, która dotyczy znacznie szerszego grona. Marius von Mayenburg za sprawą swojej opowieści stara się bowiem dokonać rozliczenia niemieckiego społeczeństwa z udziału w wojnie.
Akcja dramatu rozgrywa się na przestrzeni lat 1933–1993. Przedstawiane wydarzenia są jednak rozsypane w czasie i nie oglądamy ich chronologicznego przebiegu. Przejścia między planami czasowymi są zorganizowane bardzo sprawnie i subtelnie. Często zmienia się tylko jeden szczegół – okulary na nosie czy dziecięca czapeczka na głowie, z kolei inne elementy nierzadko służą obu sąsiadującym ze sobą płaszczyznom czasowym, jak chociażby filiżanka herbaty pita przez bohaterkę tak samo siedemdziesiąt lat wcześniej, jak i współcześnie. Dzięki temu widz nie ma problemu ze zorientowaniem się w ułożonej wyrywkowo układance, a jednocześnie nie sprawia to wrażenia sztucznego wyodrębniania jednego epizodu od drugiego. Od występujących w sztuce aktorów zabieg ten wymagał dużego skupienia – na zmianę musieli się wcielać na przykład w dziecko, młodą dziewczynę w ciąży czy kobietę w średnim wieku. Na szczególne uznanie zasługuje Barbara Wyprych grająca Withę, która w ciągu minuty potrafiła zmienić się z młodziutkiej, energicznej kobiety w starszą, niedołężną osobę i w obu rolach wyglądała niezwykle przekonująco i autentycznie.
Właściwie wszystkie aktorki występujące w spektaklu miały w sobie coś urzekającego. Najmłodsza z nich – studiująca jeszcze na PWSFTviT w Łodzi Paulina Walendziak – wyglądała momentami na nieco onieśmieloną, ale nie radziła sobie gorzej niż inni, bardziej doświadczeni aktorzy. W pamięć zapada zwłaszcza Stefanie wykreowana przez Kamilę Kuboth-Schuchardt. Postać ta przez dużą część spektaklu irytuje swoją pewnością siebie, krzykliwym strojem i niegrzecznym zachowaniem, ale kiedy w końcu poznajemy przyczyny jej postępowania, zaczyna wzbudzać litość i współczucie. Bardzo interesującą i tajemniczą jest również Mieze grana przez Paulinę Pikułę. Początkowo wydaje się bohaterką drugoplanową, jednak ostatecznie całe napięcie zawarte w spektaklu osiąga punkt kulminacyjny w jednej z ostatnich scen właśnie z jej udziałem. Aktorka bardzo dobrze zagrała tę niejednoznaczną postać, radząc sobie z przedstawianiem skrajnych emocji – od szału, w którym jest w stanie porąbać siekierą fortepian, po rozpacz osoby, która traci wszystko, co dla niej najcenniejsze.
Na scenie pojawia się tylko jeden mężczyzna – Rafał Zawierucha grający Wolfganga. Nie ma wątpliwości, że to kobiety zdominowały ten spektakl, jednak dla występujących pań jest on godnym towarzystwem. Najczęściej Wolfgang służy za tło dla poczynań żeńskich postaci, mimo że jego życie miało zasadnicze znaczenie w przebiegu historii. Nawet mocne tragiczne momenty zagrane są przez Zawieruchę zachowawczo i wręcz dyskretnie. Nie jest to jednak wada, a wręcz przeciwnie bardzo dobra realizacja cech przypisanych jego postaci.
W spektaklu ogromną rolę odegrało operowanie światłem. Zajmował się tym sam reżyser, i widać, że przykładał do tego dużą wagę. Odpowiednio dobrane oświetlenie pomogło nie tylko w stworzeniu mrocznej i niepokojącej atmosfery (kolorem dominującym jest czerń), ale też ułatwiło ukazanie przejść w czasie poprzez zaciemnianie i oświetlanie odpowiednich części sceny.
Inscenizację Kamienia w Teatrze Współczesnym ogląda się dość przyjemnie. Poszczególne sceny spektaklu wyrwane z kontekstu nie niosą za sobą wielkiego przesłania, nierzadko są to sytuacje, których doświadcza każdy człowiek, co sprawia, że losy bohaterów stają nam się bliższe. Bohaterowie dramatu musieli jednak stawać przed bardzo trudnymi wyborami w czasie wojny i (nie)długo po niej. Autor dramatu nie ocenia ich wprost. Konstrukcja spektaklu zmusza jednak widza, aby na końcu zrobił to sam. Po obejrzeniu całości i połączeniu elementów pozostaje więc pewne niemiłe uczucie. I to na długo.
Milena Lenarciak, Teatralia Warszawa Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 169/2016
Teatr Współczesny w Warszawie
Marius von Mayenburg
Kamień
reżyseria: Grzegorz Wiśniewski
tłumaczenie: Jacek Kaduczak
scenografia: Barbara Hanicka
opracowanie muzyczne: Rafał Kowalczyk
światło: Grzegorz Wiśniewski
obsada: Katarzyna Dąbrowska (Heidrun), Kamila Kuboth – Schuchardt (Stefanie), Monika Pikuła (Mieze), Paulina Walendziak gościnnie PWSFTviT (Hanna), Barbara Wypych (Witha), Rafał Zawierucha (Wolfgang)
premiera: 12 marca 2016
fot. M. Hueckel
Milena Lenarciak – urodzona w 1991, studentka dziennikarstwa. Uwielbia podróżować i czytać reportaże. Zafascynowana kulturą innych krajów, w szczególności Japonii.
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.