Uciec przed śmiercią... w niepamięć (Fragment nieistniejącego świata)

Uciec przed śmiercią… w niepamięć (Fragment nieistniejącego świata)

Książka Jacka Baczaka, Zapiski z nocnych dyżurów, stała się we Wrocławskim Teatrze Współczesnym pretekstem do snucia rozważań na temat istoty ludzkiej egzystencji. Twórcy spektaklu podjęli refleksję nad tematami starości, choroby, śmierci w obecnych dyskusjach społecznych i świadomości społeczeństwa w ogóle. Jak chętnie się nad nim pochylamy? Rozważania podjął Jacek Bała.

Niechętnie, a właściwie w ogóle. Nie zawsze jest to konsekwencją społecznej znieczulicy,  równie często wiąże się z osobistym strachem przed przemijaniem. Odrzucamy to, czego się boimy, podświadomie pamiętając, że nieuchronnie na nas czeka. Aby zobrazować tę trudną relację – siebie samego dzisiaj z sobą samym u kresu życia – Jacek Bała stworzył świat, w którym spotykają się dwaj mężczyźni. Młody japiszon, awangardowy reżyser, który pojawia się w zakładzie dla nieuleczalnie chorych, aby zrealizować materiał filmowy o jego pacjentach (trudna rola Tomasza Cymermana). I jeden z pacjentów – były pracownik placówki (Bogusław Kierc). Leciwy już mężczyzna cierpi na alzheimera, co pogłębia jego wzajemny konflikt ze światem i czyni go społecznym odszczepieńcem. Nie reaguje ani na prośby, ani na sugestie, a w końcu złośliwości reżysera, mające nakłonić go do opowiedzenia historii. Brak komunikacji między nimi jest dla młodego zarzewiem rozdrażnienia.

Reżyser symbolizuje młodość – taką, która w życiu nadal czuje się bezpieczna i dalece odsuwa myśli o starości i chorobach. Nie dostrzega okrutnej ironii losu, która kiedyś równie energicznego i młodego pracownika hospicjum, dzisiaj przywiała w to samo miejsce, ale w zgoła innej roli. Ta droga, którą musi przejść każdy, stanowi główną refleksję Fragmentu nieistniejącego świata. A także to, jak dalece od tej drogi próbujemy zbaczać i jak późno orientujemy się, że ostatecznie i tak będziemy zmuszeni ją przejść. Dziś śmieszny, zapominający, kim jest, staruszek, kiedyś był w miejscu, w którym teraz stoi reżyser.  Jego choroba tyle jest warta dla świata, ile uda się na niej zarobić w telewizji.

Patrzymy na niego z politowaniem. Jest schorowany, wgapia się bezwiednie w dal, nieustannie zapomina, kim jest, i wzbudza współczucie, kiedy orientuje się, że nie jest już tamtym pisarzem, pracownikiem, ojcem. Reżyser do spółki z doskonałym w swojej roli Bogusławem Kiercem budują na scenie postać, która bardzo powoli, bez sprzeciwu, gaśnie w oczach widzów, aby finalnie bardzo ich zaskoczyć. My nie rozumiemy jego, ale on, z całą pewnością, nie rozumie też swojego otoczenia. Z tej wybuchowej mieszanki rodzi się opowieść o dwóch zupełnie odrębnych światach, która ostatecznie pozostawia widzów z przekonaniem, że ich życie jest po prostu… pozbawione sensu. Doskonały aktorsko Kierc na scenie staje się kilkoma postaciami. W poincie ten szaleniec, osoba bez pamięci, milcząca i zagubiona przeistacza się natychmiast w demiurga, zaskakującego swoim dynamicznym exposé. O wartościach i bezsensie życia poucza nas ktoś, kogo przed chwilą mieliśmy za społecznego wyrzutka. Mężczyzna, który całe życie pomagał innym, dziś zostaje zupełnie sam. Umierający w hospicjum bohater, wiekowy i doświadczający śmierci pacjentów, pełen wigoru wykrzykuje „Sensu nie ma!”.  Przestańmy go szukać. Cieszmy się tym, co przychodzi. Życie jest piękne, tak jak niektóre wspomnienia staruszka, ale sensu, jako takiego, po prostu nie ma.

W konfrontacji sił witalnych z fizyczną słabością, młodzieńczej buty z pokorą dojrzałości, kreatywnością przytomnego umysłu z kreacjonizmem tego zupełnie zagubionego, aż w końcu życia ze śmiercią – wygrywają pierwiastki, które stoją po stronie starca. Przynajmniej w kontekście, jaki przedstawia reżyser – ten bowiem zdaje się sugerować, że nie mamy ostatecznej pewności, czy nie jesteśmy wyłącznie tworem zgubnej iluzji. Jeśli tak, to nie powinniśmy z nią walczyć, bo na wygraną nie ma szans.

Z tématem spektaklu doskonale komponuje się precyzyjnie zbudowana scenografia Karoliny Mazur. Widzowie otaczają scenę, mogą usiąść z dowolnej jej strony. Przeciwległe ściany, wpasowujące się w klimat kanciastej, lodowatej i ascetycznej przestrzeni, tworzą geometryczny kolaż.  Staruszek wyciąga z niego białe sześciany, dziurawiąc ścianę, przypominającą teraz jego podziurawioną pamięć. W scenografii doskonale odnajdują się poszczególne historie – każdy element ściennego kolażu staje się pretekstem do przytaczania historii pacjentów, którzy z tych ścian odeszli. Te elementy stają się również ziemią, która pochłania umarłych. To plastyczna scenografia, maksymalnie angażująca do gry każdy element przestrzeni.

To piękny spektakl. Bolesny, ale bardzo ludzki i wzruszający, ostatecznie wspaniałomyślny. Od tego, co proponuje powoli kończący się sezon teatralny we wrocławskich teatrach, zdecydowanie inny. Na pewno lepszy.

Karolina Obszyńska, Teatralia Wrocław
Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 97/2014

Wrocławski Teatr Współczesny
Fragment nieistniejącego świata
na podstawie Zapisków z nocnych dyżurów Jacka Baczaka
adaptacja: Agnieszka Bała
scenariusz, reżyseria, muzyka, światło: Jacek Bała
scenografia: Karolina Mazur
obsada: Bogusław Kierc, Tomasz Cymerman
prapremiera: 12 kwietnia 2014
fot. Archiwum teatru

Karolina Obszyńska – rocznik 1989. Magister filologii polskiej (specjalność teatrologiczna), wcześniej studentka Uniwersytetu Warszawskiego. W „Teatraliach” od 2009 roku, w teatrze od zawsze. Publikuje także w „Teatrze” i „Teatrze Lalek”, na portalu wywrota.pl i ArtPapier.com. Ponad wszystko kocha pantomimę i teatr dramatyczny, zwłaszcza spektakle Krystiana Lupy i Krzysztofa Warlikowskiego.