Usłyszeć niewidomego (Spójrz na mnie)

Usłyszeć niewidomego (Spójrz na mnie)

Sceniczna obecność aktorów z niepełnosprawnościami może wybić widzów ze sfery komfortu. Zmusza nas bowiem do konfrontacji z obcym, nieznanym i budzącym strach, a równocześnie nie pozwala uwolnić się od poczucia, że właśnie owa inność nie powinna być przerażająca. Czujemy, że granica między upodmiotowieniem a uprzedmiotowieniem jest niezwykle cienka. Chcemy patrzeć na osobę, a łapiemy się na tym, że patrzymy na obiekt, na temat, na pretekst.

Do tego typu spotkań dochodzi w polskim teatrze coraz częściej. Dowodzą temu choćby kolejne spektakle Michała Borczucha, Wojtka Ziemilskiego czy Justyny Sobczyk, a także projekty bardziej kameralne, pozostające w cieniu głośniejszych realizacji. Do takich przedstawień należy Spójrz na mnie w reżyserii Adama Ziajskiego – najnowsza premiera Teatru Śląskiego w Katowicach.

Twórcy spektaklu starają się opowiedzieć o niepełnosprawności w reporterski sposób.  Poruszają kwestię osób borykających się z dysfunkcją wzroku zarówno w kategoriach problemu społecznego, jak i osobistego dramatu. Scenariusz powstał w oparciu o relacje niedowidzących, bądź niewidomych bohaterów, którzy mieszkają na terenie Górnego Śląska. Opowiadają oni o przyczynie utraty wzroku, o cierpieniu psychicznym, które temu towarzyszyło. Przywołują momenty, w których po raz pierwszy zdecydowali się na samotną podróż autobusem. Jednak uwagę zwracają przede wszystkim zabiegi formalne, wykorzystane przy aranżacji  tych wypowiedzi. Widzowie mogą bowiem przysłuchiwać się wspomnianym historiom wyłącznie za pośrednictwem  słuchawek, wręczanych im przy wejściu.  Co istotne, nieustannie odtwarzana jest w nich również muzyka, której natężenie nie odbiega w sposób znaczący od głośności wypowiadanych słów. Silny stopień personalizacji wypowiedzi (w końcu każdą opowieść odbieramy tak, jak gdyby była kierowana wprost do naszego ucha) spotyka się tu z kakofonią dźwięków, co daje podwójny efekt. Z jednej strony niemożliwym staje się przypisanie słyszanych wyrazów do konkretnej osoby, gdyż widz pozostaje zdezorientowany (a panująca na sali ciemność i rozproszenie aktorów zadania nie ułatwiają). Natomiast z drugiej, nagromadzenie bodźców słuchowych zdaje się symulować sytuację, w jakiej (jak może się widzącym jedynie wydawać) nieustannie znajdują się osoby nie mogące polegać na zmyśle wzroku.

Ciekawość budzi również warstwa wizualna spektaklu, która została pomyślana w ten sposób, aby celowo utrudniać poznanie tożsamości bohaterów. Monologom kolejnych aktorów towarzyszy półmrok, rozświetlany szczątkowo blaskiem grafik (pojawiających się dzięki wykorzystaniu techniki „projection mappingu”), które przypominają wzory, jakie obserwuje się w urządzeniach służących do badania wzroku[1]. Tym samym dostrzec możemy jedynie kontury ubranych w białe, jednolite kostiumy aktorów, bowiem nie widzimy nawet ich twarzy,  zasłoniętych przez cienkie fragmenty materiału. W ten sposób twórcy starają się uwypuklić obowiązujący w naszej kulturze mechanizm poznania drugiego człowieka, oparty w przeważającym stopniu na spojrzeniu.

Reżyser Spójrz na mnie zdaje się mówić, że tożsamość to wizualność, aby po chwili zburzyć ten paradygmat, zmieniając reguły spotkania z aktorami na takie, które są podporządkowane kodom dźwiękowym. Tylko głos jest niepodważalny, a wzrok może mylić – jedynie przypuszczamy, że poruszające się przed naszymi oczami ciała faktycznie wypowiadają słyszane przez nas słowa.

Poznawaniu osobistych historii bohaterów i związanemu z tym procesowi przekierowywania percepcji tożsamości z wizualnej na dźwiękową towarzyszy również refleksja o charakterze znacznie bardziej intersubiektywnym. Krótkiej, aczkolwiek druzgocącej diagnozie, poddawana jest sytuacja społeczno-ekonomiczna osób niewidomych. Przedstawiane są otrzymywane przez nie kwoty zasiłku, a także mechanizmy wyłudzeń finansowych z PFRON-u, których dopuszczają się rzekomi pracodawcy niepełnosprawnych. Nie trzeba chyba dodawać, że rodzący się z tego obraz perspektyw życiowych nie skłania do optymizmu.

Interesujące jest również wprowadzanie cytatów biblijnych, odczytywanych przez syntezator mowy, które rytmizują przedstawienie. Nieprzyjemny, mechaniczny głos przytaczający kolejne wersy Genesis demaskuje silny rozdźwięk między wizualnie uwarunkowanym opisem stworzenia a pozawzrokowym pojmowaniem świata. Bóg dokonuje aktu kreacji samym słowem, ale jest to słowo, któremu towarzyszy spojrzenie. Dla osoby niewidomej oddzielenie „światła od ciemności” pozostaje puste, bo nie zna ani jednego, ani drugiego. Powstająca w ciągu tygodnia rzeczywistość jest miejscem przeznaczonym dla widzących, gdyż tylko oni mogą w pełni doświadczyć doskonałości „zieleni traw” i całego kolorytu istot żywych. Nawet sam Stwórca pod koniec każdego dnia „patrzy” na swoje dzieła. Wykorzystanie jednego z podstawowych dla europejskiej kultury tekstów zmusza także do zastanowienia się nad jej całościowym charakterem. Wniosek w tym przypadku nasuwa się bardzo szybko (być może zbyt szybko) – trudno jest w pełni tę kulturę rozumieć, jeśli nie można na nią spojrzeć.

W tym świetle najnowszy spektakl katowickiego teatru jawi się jako odważna próba  uniwersalnego spojrzenia na problem dysfunkcji wzroku (mimo że u jej podstaw leżą przede wszystkim subiektywne historie jedynie kilkorga niewidomych). Niestety trudno uciec przed wrażeniem, że miejscami ta dość abstrakcyjna refleksja staje się zbyt ogólna, a przez to niebezpiecznie powierzchowna. Być może celem samym w sobie nie powinno być podejmowanie kolejnych prób zrozumienia osób niewidomych i niedowidzących,  a nauka skutecznej pomocy, porozumienia i wreszcie współpracy. Czasem warto, aby obok współodczuwania pojawiło się także działanie, którego delikatną zapowiedź daje jedynie sam finał. Wątpliwości te tracą jednak na znaczeniu, gdy na przedstawienie z Teatru Śląskiego spojrzymy z zupełnie innej strony – przez pryzmat scenicznej obecności osób z niepełnosprawnościami, którzy nie są potraktowani tutaj przedmiotowo ani instrumentalnie.   Bez wątpienia Adamowi Ziajskiemu udało się wprowadzić performerów na scenę w taki sposób, który pozwala im  na pełne zaangażowanie w akcję, a co za tym idzie – sprawczość.  Niewidomi i niedowidzącyc sprawiają wrażenie nieskrępowanych i wyemancypowanych, a ich satysfakcja jest niemalże namacalna.  To ogromny sukces, który zasługuje na podkreślenie.

Spójrz na mnie pozostawia ślad nie tylko poprzez przenikliwą analizę podjętego tematu czy stworzenie interesującej relacji między problemem niepełnosprawności a teatrem, ale przede wszystkim jako projekt, w którym skutecznie zaangażowano i zaktywizowano tych kilka osób, których historię mamy okazję poznać.

Maciej Guzy, Teatralia Katowice

Internetowy Magazyn "Teatralia", numer 227/2018

Teatr Śląski w Katowicach

Spójrz na mnie

Reżyseria: Adam Ziajski

Realizatorzy: Maciej Frycz,  Grupa Mixer,  Filip Czernow, Izabela Mrochen,  Mikołaj Lichtański,  Tomasz Wustrau,  Barbara Koźbiał,  Miłosz Markiewicz,  Aleksandra Fielek,  Anna Kandziora,  Małgorzata Długowska-Błach,  Maciej Rokita,  Jadwiga Lemańska,  Przemysław Jendroska,  Aleksandra Cacha (Olfaktura) 

Obsada: Mieczysław Bąk, Bartłomiej Błaszczyński, Grzegorz Kania, Anna Machoń, Michał Piotrowski, Alina Słowik i Kora, Mikołaj Wierzbicki, Adam Ziajski

Premiera: 23 lutego 2018

fot. materiały Teatru Śląskiego w Katowicach

Maciej Guzy, rocznik 1995, student Wiedzy o teatrze

[1]                      Za tę informację dziękuję Ani, studentce medycyny towarzyszącej mi na spektaklu.