Uwięziony paw, odurzona ćma (Tramwaj zwany pożądaniem)
Na wprost widowni, pośrodku tylnej ściany scenografii z hukiem otwierają się dwuskrzydłowe drewniane drzwi, tym razem ukazując ulicę Nowego Orleanu i maskaradę kolorowych postaci w kostiumach jakby żywcem wyjętych z amerykańskiej parady. Obok przywieszony jest barwny dywan przedstawiający majestatycznego pawia.
W klimat wprowadza już rozbudowana scenografia, której podstawę stanowią jarmarczne, sfatygowane koronkowe firany zawieszone na sznurach krzyżujących się pośrodku sceny. Na krzesłach ustawionych w rzędzie zostały posadzone zmultiplikowane lalki – powielenie rekwizytu to zabieg powtarzany w innych spektaklach Kolady, w Hamlecie były to reprodukcje portretu Mona Lisy, kolorowe kaczki-pacynki w Królu Learze.
Reżyser w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej”, zapytany o pracę z aktorami, mówił o odwoływaniu się do świata dziecięcych zabaw. Duch nieustającej zabawy objawia się na scenie pod postacią zbiorowości (również typowej dla przedstawień Kolady), przypominającej karnawałową maskaradę. Sekwencja otwarcia poprzedzona jest pojawieniem się omenu – emblematycznej, karykaturalnej figury stanowiącej połączenie hipisa i Statuy Wolności z pióropuszem na głowie, flagą Stanów Zjednoczonych w dłoni, która zamiast szerzyć „płomień wolności”, obdarza widzów obraźliwym gestem środkowego palca.
Mężczyzna przerywa ciszę – otwiera drzwi, wpuszczając na scenę podskakujący kolorowy tłum. Słychać żywiołową muzykę, która raz wyciszona, raz zgłośniona towarzyszyć będzie prawie wszystkim scenom i przerywnikom. Symbolika związana z amerykańską kulturą jest stale obecnym elementem inscenizacji – nie przerywając podrygów, z tłumu wychodzi Stanley Kowalski (Oleg Jagodin), ubrany w bokserki z motywem amerykańskiej flagi, masturbuje się. Jego kumple do gry w karty to ośmieszeni westernowi kowboje, mogą kojarzyć się też z klubami striptizowymi – półnadzy, ubrani w podobne bokserki, kapelusze, apaszki i kowbojki. Pod stołami i krzesłami zawieszono skserowane zdjęcia Baracka Obamy, pojawiają się też prostytutka i inne figury z wielobarwnej maskarady. Górują chaos, beztroska, rozpusta – jakby ekstatyczna masa zatracona była w permanentnym transie. Całość kontrastuje z niepewnie wychodzącą zza bocznej kulisy Blanche DuBois (Irina Jermołowa), ubraną na biało, szczelnie zasłoniętą płaszczem w przeciwieństwie do roznegliżowanych sąsiadek swojej siostry.
Kobieta staje za białym ornamentem przypominającym fragment ozdobnej, ptasiej klatki – wydaje się zniewolona już od pierwszych chwil przebywania na scenie. Pierwsza rozmowa z siostrą Stellą (Wasilina Makowcewa) odbywa się zza dekoracji. Kobiety mówią do siebie ze znacznej odległości, wyciągają ręce przez pręty, nie mogą się jednak dotknąć. Podobnie będzie w trakcie kolejnych dialogów – siostry często siedzą naprzeciw siebie, za stołami, rezygnują z fizycznego kontaktu. Różnią się strojem i fizjonomią – Blanche ubierana w przepastne, świecące suknie przypomina posągową diwę Marlene Dietrich, natomiast Stella jest drobna, tonie w za dużych podomkach. W relacji Blanche z Mitchem (Aleksandr Zamurajew) na początku podkreślana jest obcość – para patrzy przed siebie, zamiast mówić prosto w oczy, unika spojrzeń.
Światło odgrywa kluczową rolę zarówno w tekście dramatu, życiu Blanche, jak i w spektaklu Kolady. Kobieta boi się światła. Żarówkę zakrywa abażurem, nie chce wychodzić z mieszkania po południu – światło nie tylko zdradza jej prawdziwy wiek, który stara się zatuszować, ale jest przede wszystkim symbolem prawdy, przed którą ucieka w wyimaginowaną rzeczywistość. Lubi ciemność, która spowija w tajemnicy jej przeszłość, tragiczną śmierć młodego męża, prostytucję i młodych kochanków, którzy mieli zastąpić jej straconą miłość, młodość. Jednak Blanche jak ćma próbuje odnaleźć promyk światła w swoim życiu – tworząc iluzyjną wersję samej siebie, próbuje zaznać szczęścia. Jak mówi: „Słabi ludzie muszą zakładać na swoje światło kolorowe lampiony”. Przypadkowe kolorowe światła bombardujące scenę, znikają w momencie rozmów Blanche z Mitchem, panuje półmrok – kobieta czuje się wtedy bezpiecznie, natomiast gdy Stanley i Mitch zaczynają domyślać się prawdy o jej życiu, podświetlają jej twarz punktowymi reflektorami, sprawiając jej ból.
W sceny groteskowe, ośmieszające bohaterów niepostrzeżenie wkradają się momenty powagi czy tragizmu. Gdy Blanche umawia się z Mitchem na kolację, dostaje od niego sztuczne kwiaty, wystudiowane i sztuczne jest również jego zachowanie. Z francuskimi, egzaltowanymi wstawkami zestawione zostają rozmowy na temat jego postury i gwiazdkowego prezentu – karnetu na siłownię. Całość spowita jest ckliwą atmosferą, zagwarantowaną przez romantyczne świece wstawione w butelki po winie. Jednak po upokarzającej dla obojga rozmowie, gdy drobny Mitch ma podnieść partnerkę, by sprawdzić jej wagę (różnica w budowie ciała mogłaby być kolejną okazją do piętrzenia komizmu), jedynie czułym, prostym gestem obejmuje jej ramiona, stwierdzając: „Jesteś lekka jak piórko”. W oryginalnym tekście dramatu, gdy Blanche spotyka się z młodym chłopakiem, komplementuje jego urodę, porównując do Księcia z Tysiąca i jednej nocy – na scenie widzimy natomiast niemłodego, ulicznego grajka w tandetnej peruce, przez co jej słowa, a także sam mężczyzna, tracą na powadze. Niedługo po tej scenie i tuż po bezpruderyjnym intermedium następuje moment kulminacyjny obłędu i upodlenia kobiety, gdy ta rozczochrana, z kiczowatą tiarą na głowie, rozmazanym makijażem, czołga się po scenie, niczym nic nieznaczący insekt. W końcu próbuje schować się w walizce, jedynym znajomym przedmiocie, który przywiozła ze sobą. Bezskutecznie – cynicznie spokojny Stanley rozrywa jej białą suknię i spluwa na nagie plecy.
Kolada w samej tkance tekstu Tennessee Williamsa zmienia jedynie zakończenie, akcentując osobistą tragedię Blanche skontrastowaną z konwencją całego spektaklu, w którym estetyka kiczu wysuwa się na pierwszy plan. W jego interpretacji lekarz (Siergiej Fiodorow), mający zabrać obłąkaną kobietę do zamkniętego zakładu, wydaje się „kimś więcej” – uosobieniem Boga. Ubrany w czarny garnitur, pojawia się w towarzystwie pielęgniarki w białym fartuchu. Również elegancka Blanche, nosząca już czarną suknię, zachowuje się dziwnie spokojnie w porównaniu do skrajnie histerycznej poprzedniej sceny. Cała trójka wygląda jak odrębne postaci z innego świata, od pewnego momentu zdaje się nie zauważać otoczenia – muzyka milknie, w tle słychać jedynie ciche pogwizdywanie. Ostatnie słowa pozostałych bohaterów, mówione szybko, zlewają się w jedno – nieważne stają się dalsze relacje Stelli i Stanleya.
Istotniejsze jest zaznaczenie śmierci i odejścia Blanche, pozostawione bez echa. Ciche i nastrojowe. Dopiero w trakcie oklasków na scenę po raz ostatni wpada w podskokach barwna maskarada, powraca głośna melodia – można się przez moment zastanawiać, czy to nie kolejny etap, właściwy finał spektaklu. Może gdzieś, pomimo śmierci, nadal trwa nieustająca zabawa?
Anna Bajek, Teatralia Warszawa
Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 118/2014
Festiwal Kolady, 7–17 listopada w Teatrze Studio w Warszawie
Tennessee Williams
Tramwaj zwany pożądaniem
Teatr Kolady w Jekaterynburgu
reżyseria, scenografia, opracowanie muzyczne: Nikołaj Kolada
premiera: 3 marca 2009
fot. mat. teatru