Wolności (nie)wola. (Bunt)

Wolności (nie)wola. (Bunt)

Już w starożytnych kulturach psy traktowane były jako zwierzęta uprzywilejowane. Cieszyły się wyjątkowymi względami ludzi, zajmowały odrębną pozycję wśród innych udomowionych gatunków. Tak też jest w rzeczywistości umiejscowionego poza czasem spektaklu Bunt w reżyserii Jakuba Roszkowskiego w Miniaturze, który powstał na podstawie ostatniego utworu napisanego przez Władysława Reymonta. Tutaj imię Rex znaczyć powinno król.

Pies Rex cieszy się szacunkiem swoich właścicieli aż do feralnego dnia, w którym ręka pańska zwraca się przeciwko niemu. Poraniony i odrzucony, by przetrwać, musi odejść. Wtedy dopiero zaczyna zauważać krzywdzącą hierarchię, w jakiej żyją zwierzęta. Obserwuje ślepe podporządkowanie bydła domowego oraz okrucieństwo i wyzysk, jakiego doświadcza od człowieka. Wszystko to popycha Rexa do zorganizowania rewolty. Chce on sprzeciwić się człowiekowi, wyrównać rachunki krzywd i stworzyć nowy, dobry porządek świata. Czy uda mu się zrealizować te cele? Z każdą chwilą coraz bardziej pragnie sam sobie udowodnić, że tak, ale równocześnie czuje, że jego bunt zmierza ku katastrofie. Nie jest przygotowany, nie potrafi unieść odpowiedzialności za zwierzęta, która to zwykle spoczywa na barkach ludzi. Gubi go własna misja. Rex nie radzi sobie w roli króla.

Adaptacja Reymontowskiego Buntu, przeniesiona na scenę przez Roszkowskiego, stawia wiele pytań nie tylko o kształt władzy, ale przede wszystkim o granice i sens wolności. Rzeczywistość, w której znajdują się bohaterowie, to świat tych, którzy głosu nie mają. Właśnie dlatego jest w niej miejsce dla kalekiego człowieka – Niemowy (Krystian Wieczyński). Jego niepełnosprawność tworzy podwójną tożsamość, dając mu możliwość funkcjonowania zarówno w świecie ludzi, jak i zwierząt. Tym drugim wygodnie jest mieć w szeregach rebeliantów człowieka – Niemowa jako jedyny umie rozpalać ogień. A ogień zapewnia wyzwoleńcom bezpieczeństwo i przewagę w momencie zagrożenia. Te gwarancje nie stanowią jednak żadnej wartości, gdy następuje klęska głodu. Wolność jest niczym wobec wyczerpanego organizmu. Zwierzęta rozumieją, że ich ułomność nie pozwala na wyzwolenie się spod władzy człowieka, którego mądrość i zapobiegliwość jest niedościgniona. Człowiek może werbalizować swoje myśli, a co za tym idzie – tworzyć pojęcia, które z kolei opisują świat. To jest prawdziwą przyczyną klęski – zwierzęta nie wprowadzą nowego porządku, ponieważ nigdy nie stworzą własnych definicji.

Piękne są postaci zwierząt kreowane przez aktorów. Bardzo ważna dla wymowy spektaklu jest też symbolika zakładanych masek. Każda z nich przypisuje bohaterom konkretne role; nie mówi nic innego niż to, co już wcześniej postanowił człowiek. Gdy stworzenia buntują się i stają się (na pozór) wolne, zdejmują je i mówią własnym głosem. Nie trwa to jednak długo. Buntownicy prowadzeni są przez klangory żurawi – symbol mądrości. Reżyser wskazuje też konotacje pomiędzy wyjściem zwierząt spod ludzkiej niewoli w poszukiwaniu krainy szczęśliwości a wyjściem Izraelitów do Ziemi Obiecanej. I to tutaj w spektaklu dobitnie wybrzmiewa charakter tekstu Reymonta napisanego jako przestroga przed przejęciem władzy przez rebeliantów. W tym momencie widz rozumie, że to, co obserwuje, to właśnie studium rewolucji. Radosna pieśń zwycięstwa uciemiężonych dotąd istot, zamienia się w lament – monotonne i coraz silniejsze wołanie o ratunek. Nic nie dadzą rewolucyjne hasła – mowa Rexa (Edyta Janusz-Ehrlich) zagrzewająca do walki o własną godność i usankcjonowanie swojej nowej pozycji, jest wyjątkowo blada, nieudana, niemalże niesłyszalna. Ocaleniem może być tylko wejście w ramy poprzedniego świata.

O Buncie powiedzieć trzeba, że to spektakl niezwykle przemyślany. Duża w tym zasługa pracy dramaturgicznej Jakuba Roszkowskiego nad oryginałem, który pokazał, jaką perełką jest niewystawiony nigdy wcześniej tekst. Widać, że tym, co dzieje się na scenie nie rządzi przypadek, ale reżyser, mający świadomość specyfiki sceny, warunków aktorów i sposobu myślenia młodzieży, do której przede wszystkim kierowane jest przedstawienie. Świetnym nośnikiem myśli autora adaptacji są kostiumy i ruch sceniczny. Reżyserowi, w miarę trwania spektaklu, udaje się odciąć od przychodzących na myśl skojarzeń z Orwellowskim Folwarkiem Zwierzęcym, koncentrującym się na charakterystyce zachowań ludzi w określonym ustroju. Zaprezentowany w Miniaturze Bunt z pewnością nie może być traktowany jako baśń. Nie jest to również satyra na komunizm. To raczej próba socjologicznego przeanalizowania zachowań konkretnych jednostek wobec mechanizmów psychologii tłumu. W przedstawieniu powtarzalna choreografia zastępuje rozlewy krwi i akty przemocy, co sugeruje, że skupić należy się nie na działaniu buntowników, lecz na zachodzących w nich przemianach. Wyraźny rytm sprawia, że temperatura spektaklu cały czas narasta, wyzwalając przeczucie nadchodzącej klęski.

Zakończenie zaskakuje. Jest piorunujące, tak samo, jak w pierwowzorze napisanym przez Reymonta. Ale Roszkowski puszcza oko do widza i tworzy zabawną rewię. Niczym innym nie mógłby tak bardzo wyeksponować goryczy porażki, której bohaterowie, oprócz Rexa, nie są nawet świadomi. Zwierzęcy bunt wypala się jak knot, zanim stanie się zarzewiem prawdziwej rewolucji. Umęczone wolnością istoty błagają o wejście pod cudze panowanie. Leśne stworzenia od początku mówią, że aby być prawdziwie wolnym, trzeba wolnym się urodzić. Buntownicy uczą się, że trzeba też mieć w sobie wyjątkową siłę charakteru i mądrość. A takie życie to olbrzymie wyzwanie – niewola jest wygodniejsza niż wolność.

Maria Dworzecka, Teatralia Trójmiasto

Magazyn Internetowy „Teatralia” , numer 235//2018

Miejski Teatr Miniatura

Bunt

na podstawie powieści Władysława Reymonta

adaptacja i reżyseria: Jakub Roszkowski
scenografia: Maciej Chojnacki
muzyka: Stefan Wesołowski
ruch sceniczny: Wioleta Fiuk, Patryk Gacki

obsada: Edyta Janusz-Ehrlich, Andrzej Żak, Krystian Wieczyński, Jacek Majok, Magdalena Żulińska, Piotr Srebrowski, Agnieszka Grzegorzewska, Wojciech Stachura

ze specjalnym udziałem Iwony Witek (garderobianej)

prapremiera: 24 marca 2018

fot. Piotr Pędziszewski

Maria Dworzecka – obywatelka świata, wychowana na teatrze prowincjonalnym. Chwilowo Gdańszczanka. W teatrze zachwyca się prawdą.